To dokumenty otrzymane dzięki uprzejmości jednego z czytelników. Akta osobowe ciotecznej babki, czyli tzw. cioci Steni z Ruszczykowskich Krosnowskiej z Biblioteki Narodowej. Najpierw podanie o powtórne przyjęcie do pracy.
Archiwa tagu: Stefania Junosza-Krosnowska
Kilka zdjęć ciotki Steni
Teoretycznie dla mnie była cioteczną Babką, ale jakoś przywykłam mówić per “ciociu”. Jej matka Zofia ze Skrzyneckich Ruszczykowska była żoną Stanisława Ruszczykowskiego, czyli rodzonego brata mojej prababci Zofii z Ruszczykowskich Piekarskiej i jednocześnie córką Marii z Gorczyckich Skrzyneckiej rodzonej siostry mojej praprababci Stanisławy Anny Sabiny z Gorczyckich Ruszczykowskiej. Niedługo będzie 26 rocznica jej śmierci. Cały czas zdjęcie Ciotki stoi u mnie w gabinecie. Patrzę na nie codziennie i codziennie z nią rozmawiam. Taką ją pamiętam. te zdjęcia powstały u niej w domu, w kawalerce na Stołecznej 17 (dziś ulica Popiełuszki). Portret Kokczyńskiego wisi dziś u mnie. Na jednym ze zdjęć moja mama jako gość. Fotografował tata. Oto ciotka Stefania Eligia z Ruszczykowskich Krosnowska ps. “Bogda”.
Wyprawa z ciocią Stenią cz.6
10 czerwca 1982 roku wraz z rodzicami i ciocią Stefanią z Ruszczykowskich Krosnowską wyruszyliśmy na jednodniową wycieczkę śladami naszych przodków w łódzkie, łowickie i piotrkowskie. Było akurat Boże Ciało. Oto fotograficzny plon tej wycieczki. Przyznam, że nie kojarzę wszystkich miejsc, ale jeśli ktoś coś rozpoznaje – będą wdzięczna za informacje. Część zdjęć powstała w miejscowości Kącik w województwie ówczesnym Piotrkowskim, gdzie w dworze 27 października 1849 roku przyszła na świat moja prapraprababka Stanisława Anna Sabina z Gorczyckich Ruszczykowska.
Wyprawa z ciocią Stenią cz.5
10 czerwca 1982 roku wraz z rodzicami i ciocią Stefanią z Ruszczykowskich Krosnowską wyruszyliśmy na jednodniową wycieczkę śladami naszych przodków w łódzkie, łowickie i piotrkowskie. Było akurat Boże Ciało. Oto fotograficzny plon tej wycieczki. Przyznam, że nie kojarzę wszystkich miejsc, ale jeśli ktoś coś rozpoznaje – będą wdzięczna za informacje. To Piotrków i tamtejszy cmentarz. Wtedy udało nam się znaleźć grób mojego prapradziadka Bronisława Ruszczykowskiego. Urodzony w Pułtusku – zmarł w Piotrkowie.
Wyprawa z ciocią Stenią cz.4
10 czerwca 1982 roku wraz z rodzicami i ciocią Stefanią z Ruszczykowskich Krosnowską wyruszyliśmy na jednodniową wycieczkę śladami naszych przodków w łódzkie, łowickie i piotrkowskie. Było akurat Boże Ciało. Oto fotograficzny plon tej wycieczki. Przyznam, że nie kojarzę wszystkich miejsc, ale jeśli ktoś coś rozpoznaje – będą wdzięczna za informacje. Czy to jest Piotrków?
Wyprawa z ciocią Stenią cz.3
10 czerwca 1982 roku wraz z rodzicami i ciocią Stefanią z Ruszczykowskich Krosnowską wyruszyliśmy na jednodniową wycieczkę śladami naszych przodków w łódzkie, łowickie i piotrkowskie. Było akurat Boże Ciało. Oto fotograficzny plon tej wycieczki. Przyznam, że nie kojarzę wszystkich miejsc, ale jeśli ktoś coś rozpoznaje – będą wdzięczna za informacje. To miejsce rozpoznaję – Piotrków Trybunalski.
Wyprawa z ciocią Stenią cz.2
10 czerwca 1982 roku wraz z rodzicami i ciocią Stefanią z Ruszczykowskich Krosnowską wyruszyliśmy na jednodniową wycieczkę śladami naszych przodków w łódzkie, łowickie i piotrkowskie. Było akurat Boże Ciało. Oto fotograficzny plon tej wycieczki. Przyznam, że nie kojarzę wszystkich miejsc, ale jeśli ktoś coś rozpoznaje – będą wdzięczna za informacje. To jest procesja Bożego Ciała, ale nie pamiętam gdzie.
Wyprawa z ciocią Stenią cz.1.
10 czerwca 1982 roku wraz z rodzicami i ciocią Stefanią z Ruszczykowskich Krosnowską wyruszyliśmy na jednodniową wycieczkę śladami naszych przodków w łódzkie, łowickie i piotrkowskie. Było akurat Boże Ciało. Oto fotograficzny plon tej wycieczki. Przyznam, że nie kojarzę wszystkich miejsc, ale jeśli ktoś coś rozpoznaje – będą wdzięczna za informacje. Nie mam bladego pojęcia gdzie zostały zrobione te zdjęcia. Wszystkie robił mój ojciec – Maciej Piekarski. Na nich ja, mama Halina Stec-Piekarska i ciocia Stefania z Ruszczykowskich Krosnowska.
Laurka Oleńki
Maszynopis ciotki Steni
Ten maszynopis jest w Archiwum Akt Nowych oraz kopia w domu. Przypomniał mi go jeden z czytelników.
Ostatni akt tragedii Starówki
2 września 1944 r. Powstańcy opuścili Starówkę, przenosząc się do Śródmieścia, aby tam walczyć dalej. Jedyny oddział, który pozostał – to my – sanitariuszki szpitala polowego przy ul. Długiej 7. Mamy kilkuset rannych i postanawiamy dzielić ich los. Pomimo że znany nam jest koniec szpitali wolskich, gdzie Niemcy wymordowali rannych razem z personelem, nie tracimy nadziei… Ubiegłej nocy odebrałyśmy rannym opaski, mundury, legitymacje i broń. Postanawiamy twierdzić, że wojsko ewakuowało wszystkich rannych, że pozostali tylko cywile. Na gmachu wywieszamy flagę Czerwonego Krzyża i czekamy.
Około godziny 9-tej przychodzi nasz nieoceniony kapelan o. Tomasz Rostworowski. Rozdając komunię św., udziela wiadomości:
– Na nasz teren wkroczył Wehrmacht. Dziękujmy Bogu, że nie SS ani własowcy. Pozwolili mi dokończyć mszę św. i przyjść tu do was. Zachowują się spokojnie. Za Wisłą znów słychać działa. Może ta nasza nowa niewola potrwa tylko dzień. Ufajcie…
W godzinę później wychodzę z podziemi. Przez okno parteru widzę na barykadzie zatkniętą białą chorągiew – najstraszniejszy widok dla żołnierza. Na podwórzu spotykam wkraczający oddział SS. Zwracają się do mnie po polsku:
– Gdzie leżą ranni polscy bandyci?
– Nie ma ich.
– Co się z nimi stał?
– Zostali zabrani.
– Kiedy?
– W ciągu ostatnich trzech dni.
– Kto ich zabrał?
– Wojsko.
– Niech pani nie kłamie – my wszystko wiemy.
– Panowie sprawdzą w szefostwie – obecnie szpital jest tylko cywilny.
Prowadzę ich do s. komendantki, która spokojny głosem zaczyna:
– Jesteśmy międzynarodową organizacją genewską…
Schodzę do rannych.
– Koledzy, do szpitala weszli esesowcy. Mogą tu robić rewizję. Proszę sobie przypomnieć, czy ktoś nie ma jakiegoś świstka, który mógłby zgubić nas wszystkich.
Z końca Sali woła mnie ranny:
– Siostro, prosimy do nas.
Podchodzę.
– Bliżej, siostro, tu kolega ma broń.
Opadają mi ręce. Nie umiem nawet skarcić tej nieostrożności.
– Siostro, co będzie?
– Dajcie, spróbuję wyrzucić.
Biorę basen, chowam pod nim Visa, zawiniętego w szalik, i wychodzę na podwórze. Wszędzie pełno esesmanów. Udaje mi się nieznacznie upuścić broń pod koła unieruchomionego zdobycznego samochodu. Uradowana spieszę do gmachu, gdy w górnym szpitalu słyszę pojedyncze strzały rewolwerowe. Rozumiem, co one znaczą, wiem, że moi ranni też je słyszą, i nie mam odwagi zejść do nich, choć wiem, że powinnam być tam i przeciwdziałać panice, która może już ogarnęła sale. Wahanie moje przerywają Niemcy, którzy każą wszystkim siostrom zgromadzić się w szefostwie, sami schodzą do podziemi. Nasłuchujemy strzałów – jest cisza. Przez okno widzimy, jak w ciągu półgodziny oddziały niszczycielskie podpalają trzy domy po drugiej stronie ulicy.
Wreszcie otwierają się drzwi. Dowiadujemy się, że szpital nasz został zatwierdzony, mamy pozostać i uruchomić sale na piętrach dla pomieszczenia rannych z prywatnych domów. Uważamy, że szala przechyliła się na naszą stronę że rannym nic nie grozi. Jak na skrzydłach wbiegamy na dół, dzielimy się z chłopcami radosnym nastrojem. Wracamy do normalnych zajęć: prześciełanie łóżek, opatrunki…
Wpadają Niemcy.
– Wszystkie siostry na górę! Schnell! Raus!
Pewne, że idziemy na jakąś odprawę, nie czujemy lęku. Jesteśmy w połowie schodów, gdy z głębi dobiega nowy rozkaz:
– Lekko ranni też mogą wyjść!
Rozumiemy. Chcemy wrócić, by jak najwięcej rannych móc uratować. Niestety – Niemcy wypędzają nas na podwórze, za nami wychodzi kilkanaście osób… Reszta? Słyszymy wściekłą palbę rewolwerową tam w podziemiach, a kiedy wyprowadzone na Podwale oglądamy się na szpital, widzimy gmach w płomieniach.
Taki był ostatni akt tragedii Starówki.
Stefania Ruszczykowska-Krosnowskaa
(s. Bogna)
(pisałam w roku 1947)b
a Powyżej podpis.
b Poniżej odręczny opatrzony dopisek: Otrz. 4 IX 74 i parafka.
Źródło: AAN, Komisja Historii Kobiet w Walce o Niepodległość, II-K-69 F, Wspomnienie Stefanii Ruszczykowskiej z zajęcia szpitala powstańczego przy ul. Długiej 7, 2 IX 1944 r., mps