Tytus Maleszewski (ur. 1827 – zm. 1898) to malarz, rysownik, pedagog, a prywatnie… rodzony brat szwagra mojej prapraprababci Konstancji z Nieszkowskich h. Kościesza Gorczyckiej h. Jastrzębiec. Rodzona siostra Konstancji Paulina wyszła za mąż za Ursyna Jaxę-Maleszewskiego, który, jak pisała w pamiętniku córka Konstancji a siostrzenica Pauliny Jadwiga z Gorczyckich Tyblewska, był “sędzią do 1863 r. potem po powstaniu stracił posadę rządową i służył, jako urzędnik na kolei.” Rodzonym bratem Ursyna Maleszewskiego był Tytus. Jego zdjęcie zachowało się w rodzinnym albumie, który posiadam, a u kuzynki jest portret jego pędzla przedstawiający Paulinę.
Dzięki Polonie znalazłam jego nekrolog w Wędrowcu napisany przez Antoniego Skrzyneckiego, który był mężem Marii z Gorczyckich Skrzyneckiej, czyli siostrzenicy żony rodzonego brata Tytusa Maleszewskiego. Wiem. Zawiłe. Maria z Gorczyckich Skrzynecka była żoną Antoniego Skrzyneckiego, a jej matka Konstancja z Nieszkowskich Gorczycka była rodzoną siostrą Pauliny z Nieszkowskich Maleszewskiej żony Ursyna Maleszewskiego. Jaśniej? Uff…
Tytus Maleszewski – artysta malarz
Sztuka polska miała i ma niewątpliwie bardziej utalentowanych, aniżeli ś. p. Tytus Maleszewski, artystów-malarzy, lecz zasłużeńszych odeń historya naszego malarstwa chyba niewielu mogłaby wyliczyć. W czem zaś tkwi zasługa, nietylko artystyczna, ale i obywatelska, Maleszewskiego, dość uprzytomnić sobie cały szereg reprodukcyi, wizerunków postaci, będących chlubą i zaszczytem całego społeczeństwa. Czy to w salonach mieszczańskich, czy w komnatach dworu wiejskiego, wszędzie prawie można się spotkać z temi wizerunkami mężów o marsowym wyrazie oblicza, lub geniuszu, bijącym z drogich sercu naszemu rysów: poetów, myślicieli, dziejopisów i t. p. Jak kiedyś Kraszewski powieściami swemi wyrugował z polskich ognisk rodzinnych romansidła francuskie, tak podobnież, dzięki Maleszewskiemu, poznikały ze ścian naszych saloników, banalne, a często szpetne, sztychy zagraniczne, przedstawiające jakichś pasterzy i pasterki, czy też podobizny obojętnych nam cudzoziemców, a na ich miejsce ukazały się postacie, o jakich wyżej wspomniano. Temi to reprodukcyami, już za życia, ś. p. Tytus Maleszewski postawił sobie pomnik, który przetrwa długie lata i zapewnia nieboszczykowi miano wielce zasłużonego sztuce rodzimej artysty-obywatela.
Od tego, co właśnie wyodrębnia ś- p. Maleszewskiego z całej rzeszy równych mu, a nawet wyższych talentem ‘artystów-malarzy, zaczęliśmy nasze wspomnienie pośmiertne bo zdaje nam się’ że koledzy po pendzlu nieboszczyka, i bracia po piórze, nie dosyć oceniali ten właśnie odłam działalności zgasłego artysty.
Lecz streśćmy po krótce bieg życia, którego pasmo, w nocy z dnia 3 na 4 -ty b. m., będący dniem urodzin i solenizncyi nieboszczyka, zostało prawie nagle przerwane. Urodzony w 1828 roku, w ziemi Sieradzkiej, ś. p. Tytus Maleszewski, od najmłodszych lat objawiając zdolności do rysunków, po ukończeniu gimnazyum wstąpił do Szkoły Sztuk ,Pięknych w Warszawie. Właśnie w roku minionym upłynęło pół wieku od tej chwili, gdy Maleszewski wespół z żyjącymi dotąd kolegami: Gersonem, Kostrzewskim, Brodowskim i jeszcze kilku innymi Szkolę Sztuk Pięknych ukończył. Brak środków nic pozwolił młodemu artyście, wy ruszyć odrazu za granicę, więc początkowo przyjął obowiązki nauczyciela rysunków w gimnazyum. Bakałarzowanie przecież nic licowało z usposobieniem artysty, pełnem ognistej fantazyi. Zaoszczędziwszy więc trochę grosza, wyruszył .pan Tytus” początkowo do Włoch a następnie do Paryża, gdzie się na długo osiedlił. Tu, dzięki wzorom i w skazów kom mistrzów, talent Maleszewskiego, zwrócony przeważnie ku malarstwu portretowemu, rozwinął się i zmężniał. Na paryskim bruku wiodło się artyście w cale dobrze i miewał sporo zamówień na portrety. Nastała w ów czas moda portretów pastelowych, a w tym rodzaju Maleszewski istotnie celował. Portrety cesarzowej Eugenii i głośnej divy, Adeliny Patti, uczyniły artystę polskiego dość popularnym nad Sekwanną, zwłaszcza, że francuzi tamtocześni nie cierpieli jeszcze na „polonofobię.“ Tu należy przypomnieć, może niewielu znany, szczegół, że Tytus Maleszewski, będąc w stosunkach zażyłej przyjaźni z Matejką, pierwszy skłonił z właściwą sobie energią dość opornego mistrza Jana, aby wystawił w „Salonie” swoje „Kazanie Skargi”. Wiadomo, że temu obrazowi genialnego artysty jury przyznało najwyższą nagrodę, a nazwisko cudzoziemca laureata, wymawiane przez francuzów „Mateszko”, przebiegało z ust do ust. S. p. Maleszewski lubił nieraz opowiadać o tern, jaką radością przepełniało mu się serce, kiedy publicznie, wobec dostojników rządowych i znakomitości świata artystycznoliterackiego, wywoła o Matejkę obok grand prix. Później za „Sejm lubelski” otrzymał order legii honorowej.
— Bito frenetyczne, ogłuszające oklaski — opowiadał Maleszewski — gdy z szeregu wysunął się jedyny człowiek, który nie miał fraka. „Na wystawienie obrazu dal się namówić, na pójście ze mną po odbiór nagrody, po długiem wahaniu, zgodzi! się nareszcie. Ale na zamianę czamarki i butów palonych na frak i kamasze żadną miarą nie przystał. Szwajcar przy wejściu nie chciał, ubranego nie po galowem u, wpuścić do sali, a kiedym mu oznajmił, że to jest właśnie bohater uroczystości, sam pan „Mateszko”, nic mógł z początku w to uwierzyć.” Podczas pobytu nad Sekwanną artysta znakomicie powiększył swoją tekę z podobiznami różnych znakomitości, które już wcześniej, będąc w Warszawie, zaczął skrzętnie zbierać. Tam się też zrodziły pomysły do reprodukowania w tanich litograficznych odbiciach: „Wizerunków królów polskich” portretów: Kochanowskiego, Czarneckiego, Sobieskiego, Kościuszki, wreszcie poetów i mężów nauki. Tam również wykonał Maleszewski jeden z najlepszych swych obrazów: portret Bogdana Zaleskiego. Wielki poeta chętnie pozował. Powróciwszy do kraju przed ćwierćwiekiem przeszło, osiadł Maleszewski w Warszawie i, otworzywszy pracocownię przy ulicy Wareckiej, tu już pozostaw ał, aż do ostatniej prawie chwili, nie wypuszczając pendzla i palety z dłoni, boć jeszcze na kilka godzin przed zgonem, mimo ciężkiej niemocy, wykończa! portret dawniej zamówiony. Z pracowni przy ulicy Wareckiej wyszło setki portretów i obrazów rodzajowych, nierównej wprawdzie wartości, ale każde z tych płócien posiadało pewne zalety artystyczne. Do najpopularniejszych, znanych z wystaw , należały: „Zosia” i „Telimena” z poematu „Pan Tadeusz”, „Grajek”, „Pod T wojąObronę”, „Karnawał Wenecki”, „Sułtanka” (portret zmarłej tragiczną śmiercią artystki Wiśnowskiej), „Miodek”, „Konrad Wallenrod”, wreszcie ostatnio reprodukowany „Chrystus Błogosławiący.” Mimo pracy wytrwałej, mimo popularnych reprodukcyi, ś. p. Tytus Maleszewski zdołał zarabiać zaledwie na skromne utrzymanie i pozostałej wdowie, ukochanej towarzyszce życia, majątku, zapewniającego spokojną dostatnią starość niemógł zostawić. Ale zostawił cenną spuściznę artystyczną, tak w postaci wielu obrazów (między innemi i ów portret Bohdana Zaleskiego), jaki w jedynym w swoim rodzaju zbiorze albumowym oryginalnych portretów prawie wszystkich w spółczesnych, lub niedawno zmarłych, naszych znakomitości. Zbiór ten posiada wielką wartość i powinien być kupiony przez jakiego możnego posiadacza zabytków artystycznych. Byłoby również ze wszech miar pożądanem urządzić z całej spuścizny po Maleszewskim specyalną wystawę, któraby niewątpliwie zaciekawiła szeroki ogół. Zapewne myśl tę podniosą, poprą i wykonają koledzy, wśród których nieboszczyk uważany był za nestora, za dziekana tutejszej kolonii malarskiej, cieszącego się wielką miłością i szacunkiem całej, bez wyjątku, dziatwy Apellesa. A tę miłość i szacunek ś. p. Tytus Maleszewski zdobył nietylko prawością charakteru, nietylko poczuciem obowiązków obywatelskich, ale zarazem i wielką uczynnością dla wszystkich młodych kolegów , oraz wyrozumiałością i brakiem zupełnem wszelkiej zazdrości, co pono w światku malarskim, irritabile genus, stanowi istotną rzadkość. Była to więc jasna postać znajdującej się już na schyłku epoki. Zasłużonemu malarzowi i człowiekowi schodzącemu do mogiły ciałem, duchem zaś w te sfery, ku którym jako chrześcijanin i jako artysta zawsze podążał, towarzyszy uczucie szczerego żalu i trwała pamięć.
Ant. Skrzynecki