Mieszkaniec – marzec 2017

W poszukiwaniu korzeni

Genealogia stała się ostatnio niezwykle modnym hobby. Wielu ludzi zaczęło szukać własnych korzeni. Dysputa o tzw. słoikach warszawskich sprzyja tym poszukiwaniom, bo nagle niemal każdy Warszawiak chce udowodnić, że nie jest słoikiem tylko mieszka tu z dziada pradziada, choćby jedną nogą. Jak szukać warszawskich przodków? Można to zrobić w internecie.

W poszukiwaniach z pomocą na pewno przyjdą Archiwa Państwowe, które od wielu lat skanują swoje zbiory i udostępniają w sieci. Z wielu z nich można korzystać bez wychodzenia z domu. Jednak ze względu na ustawę o ochronie danych osobowych w internecie zamieszczane są akty sprzed 100 lat, a późniejsze tylko wybrane – przeważnie akty zgonu.

Najpierw my

Polskie Towarzystwo Genealogiczne od kilku lat prowadzi stronę (genealodzy.pl), na której m.in. indeksuje metryki zamieszczane w sieci przez Archiwa Państwowe. Tworzy też bazy ksiąg meldunkowych, spisy żołnierzy z wojny polsko-bolszewickiej, powstańców styczniowych itd. Te bazy cały czas są uzupełniane o nowe nazwiska.

Co jest potrzebne, by korzystać z takiego źródła? Przede wszystkim wiedza, która powiąże nas z tymi, którzy urodzili się a nawet zmarli ponad sto lat temu, którzy byli żołnierzami, powstańcami itd. Znając imiona i nazwiska przodków, a także chociaż przybliżone daty ich urodzenia, zgonu lub ślubu można szukać w archiwach.

Co jeśli tego nie znamy? Najpierw trzeba ustalić dane swoich przodków. Na sam początek wystarczy przepytać na tę okoliczność rodziców i dziadków. Zanotować wszystko co wiedzą o swoich dziadkach i pradziadkach. Kim byli? Gdzie mieszkali? Co robili w czasie swojego życia? Gdzie chodzili do szkół? Rodzice i dziadkowie nie żyją? Nic straconego. W przypadku braku żyjących antenatów można sięgnąć do ich metryk. Warto zajrzeć do zachowanych na strychach lub w piwnicach starych dowodów osobistych, nieaktualnych paszportów, książeczek oszczędnościowych i innych papierów, które być może nie zostały wyrzucone na śmietnik. Jeśli jednak nie mamy nic pozostaje nam zacząć od swojego własnego aktu urodzenia, który (przynajmniej teoretycznie) każdy powinien mieć w domu. W przeciwieństwie do aktu ślubu, którego odpis jest ważny tylko kilka tygodni, bo zawsze mógł już nastąpić rozpad małżeństwa, ta metryka nie ma terminu ważności. Nic w niej bowiem zmienić się nie może. To w metryce urodzenia są zawarte informacje dotyczące rodziców. Potem warto sięgnąć po ich akt ślubu, bo to w nim podane są dokładniejsze dane ich dotyczące, czyli daty i miejsce ich urodzenia. Następnie trzeba sięgnąć do ich własnych metryk urodzenia. W tych aktach podane są bowiem imiona ich rodziców, a także panieńskie nazwisko matki każdego z nich. Potem warto poszukać aktu ślubu dziadków. W nim, podobnie, jak w akcie ślubu rodziców, zawarte są informacje dotyczące rodziców osób zawierających związek małżeński. I tak powolutku cofamy się do okresu, który obejmują metryki dostępne w internecie.

Zawód, adres i inne…

To co zapisano w metrykach, które są w internecie, to kopalnia wiedzy o dawnej Warszawie. Przede wszystkim podane są zawody różnych ludzi. To wprawdzie podawano jeszcze w metrykach 50 lat temu w okresie PRL, ale w metrykach wydawanych w naszych czasach nie ma już takich informacji. Na pewno w dzisiejszych metrykach nie ma adresów pod którymi ludzie się rodzą bądź umierają, gdyż na tyle zmieniła się obyczajowość, że rodzimy w szpitalach i tamże umieramy. Dzisiejsze metryki to rubryki z wypełnionymi polami. Kiedyś były to całe opisy tego, co działo się w obecności księdza lub urzędnika stanu cywilnego.

Tymczasem przykładowo w znajdującym się w księdze parafialnej Katedry Warszawskiej pw. Św. Jana akcie zgonu mojego praprapradziadka Pawła Piekarskiego można wyczytać co następuje: „Działo się w Warszawie dnia piątego miesiąca stycznia tysiąc osiemset sześćdziesiątego piątego roku o godzinie dwunastej w południe zjawił się Michał Piekarski syn zmarłego majster kowalski i Wojciech Ziemiński obywatel pełnoletni w Warszawie zamieszkali i oświadczyli Nam, że w dniu dzisiejszym o godzinie czwartej rano w Warszawie przy ulicy Podwale pod liczbą 500 literą C zmarł Paweł Piekarski żonaty majster kowalski lat sześćdziesiąt sześć mający urodzony w mieście Krakowie w cesarstwie Austriackim z niegdyś Piotra i Maryanny z domu niewiadomej małżonków Piekarskich – zostawiwszy po sobie owdowiałą żonę Agatę z Kasperkiewiczów. Przekonawszy się o zejściu Pawła Piekarskiego akt ten po odczytaniu onego podpisanym został przez nas i stawających.” 

Wspomniana Agata Kasperkiewicz była drugą żoną mojego praprapradziadka, który po śmierci mojej prapraprababci ożenił się powtórnie. Z innych aktów znam jednak i imię i panieńskie nazwisko swojej prapraprababci, a także panieńskie nazwisko jego matki, oraz dane jej rodziców.

Pomyłki, bazgroły i cyrylica, czyli kłopoty

Często zdarza się, że nazwisko jednego człowieka jest pisane w różnych formach np. ja mam w rodzinie Przybytkowski lub Przybyłkowski, jaką przyjąć za obowiązującą? Teoretycznie tę, która pojawia się najczęściej, ale być może trzeba zerknąć w metryki rodziców danej osoby i wtedy wybrać tę najstarszą wersję? Powstawaniu błędów sprzyja ulotna pamięć przodków, którzy nie przywiązywali zbyt wielkiej wagi do zapamiętywania swoich antenatów, chyba, że rzecz dotyczyła rodzin szlacheckich. Błędom sprzyja też pismo ręczne, które bywa niewyraźne. Sprzyja im także cyrylica. Warszawa, która w wyniku rozbiorów znalazła się w zaborze rosyjskim, ma sporo dokumentów po rosyjsku, zwłaszcza, gdy po powstaniu styczniowym wprowadzono rosyjski jako język urzędowy. Na szczęście niektóre pisane cyrylicą metryki zawierają na marginesach polskie wersje nazwisk spisywanych alfabetem rosyjskim.

Metryki a wojna i co z nekrologami?

II wojna światowa, a zwłaszcza powstanie warszawskie, były dla naszego miasta bezlitosne. Wyburzono lub spłonęło wiele kościołów. Z tego powodu bezpowrotnie stracone zostały dokumenty wielu parafii i cmentarzy. Na przykład cmentarz kalwiński czy luterański nie mają żadnych ksiąg, ale… tuż po wojnie pracownicy cmentarzy zajęli się spisywaniem z ocalałych grobów widniejących tam nazwisk i dat. Dzięki temu, gdy w starym pamiętniku siostry praprababki znalazłam nekrolog rodzonego brata mojej cztery razy prababci, na którym widniała informacja o pogrzebie, natrafiłam na zachowane rodzinne groby u Kalwinów, których istnienia nikt z żyjących członków rodziny nie był już świadomy.

Nekrologi to także kolejna kopalnia wiedzy o przodkach, zawierają bowiem sporo informacji. Można je znaleźć przeglądając stare gazety, ale Polskie Towarzystwo Genealogiczne prowadzi też program indeksacji starych nekrologów. To co poindeksowane jest zamieszczane na stronie.

Wszyscy pochodzimy od Mieszka

Przodków można również szukać na portalu wielcy.pl prowadzonym przez dr Marka Jerzego Minakowskiego. To jeden z bardziej znanych polskich genealogów. Portal Wielcy.pl dr Minakowski założył wiele lat temu. Postanowił udowodnić nim, że dzisiejsza elita intelektualna naszego kraju to potomkowie tych, którzy pod koniec XVIII wieku zasiadali w sejmie, który uchwalił konstytucję 3 maja. Zdaniem doktora Minakowskiego potomkami członków sejmu wielkiego są bohaterowie Polskiego Słownika Biograficznego, powstańcy listopadowi, styczniowi, warszawscy i ci, którzy zginęli w Katyniu. Znalezienie na stronie Wielcy.pl nazwiska któregoś z przodków może pomóc w odnalezieniu naprawdę dalekich koligacji. Trzeba jednak być dość zaawansowanym w swoich genealogicznych poszukiwaniach. Ja dzięki Minakowskiemu, u którego na portalu odnalazłam swojego trzy razy pradziadka Józefa Faustyna Gorczyckiego dowiedziałam się, że jestem w prostej linii w 40 pokoleniu prawnuczką Mieszka I. Najpierw bardzo mnie to śmieszyło, ale potem uświadomiłam sobie, że moich kilkuset dalszych i bliższych kuzynów również. Genealodzy twierdzą, że gdyby zebrać wszystkich potomków Mieszka nie zmieściliby się na żadnym z polskich placów. Pewnie dlatego nie zrobiono zlotu jego potomków podczas obchodów 1050-lecia chrztu Polski.

Spisy mieszkańców

Warszawa kilkukrotnie publikowała coś takiego, jak spisy mieszkańców. Miało to miejsce w 1854 roku, 1870, 1908 i 1939. Można je znaleźć w Bibliotece Narodowej a niektóre zostały przeniesione do internetu. To także źródło wiedzy o naszych przodkach. Jednak by z niego skorzystać trzeba posiadać to minimum wiedzy, czyli informację jak dokładnie się nazywali, gdzie w danym roku mieszkali lub kim byli. Ja wiedziałam, że praprapradziadek był kowalem i mieszkał na Podwalu dlatego bez problemu odnalazłam go w spisie mieszkańców z 1854 roku i dowiedziałam się, że dom w którym mieszkał należał do Jana Dobrzańskiego.

Zerzeń, Loretańska i Kamionek

To co dotyczy nas, mieszkańców z dziada pradziada Pragi Południe czy Wawra, znajduje się w księgach parafialnych kościoła Ewangelicko-Augsburskiego (Saską Kępę w XIX wieku zamieszkiwali Ewangelicy), a także parafii Matki Bożej Loretańskiej na Pradze, Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny w Zerzeniu, czy w Aktach Stanu Cywilnego Cyrkułu VIII na Pradze lub księgach cmentarza bródnowskiego. Niestety nie zachowały się akta cmentarza kamionkowskiego, a jestem pewna, że tam spoczywają moi przodkowie, bo z przekazów rodzinnych wiem, że od końca XVIII wieku mieszkali blisko jeziorka kamionkowskiego. To wielka szkoda dla wielu mieszkańców Warszawy, bo cmentarz kamionkowski to najstarsza nekropolia na terenie stolicy. Cmentarz powstał na przełomie XIII i XIV wieku przy nieistniejącym już dziś kościele św. Stanisława Biskupa w ówczesnej wsi Kamion. W XVII wieku stał się zbyt ciasny i zmarłych zaczęto grzebać na nowym cmentarzu parafialnym przy kościele w niedalekim Skaryszewie, do którego już tylko swą nazwą nawiązuje ulica Skaryszewska. Cmentarz kamionkowski był użytkowany od chwili powstania do 1887, kiedy utworzono cmentarz bródnowski. Znajdujące się na cmentarzu płyty nagrobne (m.in. z powstań kościuszkowskiego, listopadowego i styczniowego) zostały odkopane po 1970 roku. Renowacja nekropolii nigdy nie została ukończona i historycy twierdzą, że pod powierzchnią ziemi mogą znajdować się kolejne nagrobki. Te, które dziś możemy podziwiać spisano, a treść inskrypcji udostępniono w sieci. Dzięki temu słowa Kardynała Stefana Wyszyńskiego „gdy gaśnie pamięć ludzka – dalej mówią kamienie” znalazły odzwierciedlenie w faktach. Inny z warszawskich księży – Jan Twardowski pisał: „spieszmy się kochać ludzi – tak szybko odchodzą”. Spieszmy się też przepytywać ich o przodków. Inaczej pozostanie nam tylko grzebanie w archiwach, co wprawdzie dzięki internetowi jest coraz łatwiejsze, ale jednak wyzbyte z anegdot i wszystkiego tego, co czyni nasze życie kolorowym.

Źródło: Mieszkaniec nr 6/2017, marzec 2017

Udostępnij na: