Franciszek Gorczycki „Notatki z Opoczyńskiego” cz. 11

Oto kolejna część wspomnień z powstania styczniowego Franciszka Gorczyckiego, czyli brata mojej praprababci Stanisławy Anny Sabiny z Gorczyckich Ruszczykowskiej. Wspomnienia zostały opublikowane w 1967 r. książce „Spiskowcy i partyzanci 1863 roku”.

franciszek Gorczycki

Franciszek Gorczyczki
zdjęcie z okresu powstania styczniowego

Dnia 26, 27 lub 28 w nocy przeszliśmy Wisłę pod Przemkowem, zaraz też byliśmy spostrzeżeni przez straż graniczną czy tez kozaków, którzy dali do nas kilka strzałów, lecz zaraz uciekli. Noc była ciemna.

Około godz. 1 z południa przyjechaliśmy na fol[wark] Michałów w bliskości dóbr Góry, gdzie oczekiwał na oddział Bosak. Po należytym wypoczynku ruszyliśmy w stronę północną. Przed samym wieczorem przechodziliśmy przez Pinczów – tu dwaj miejscowi winiarze Żydzi wynieśli dla dowódcy 2 butelki dobrego wina.

Byłem najmłodszy z całego oddziału, w którym między innymi było 20 Węgrów mówiących po polsku; liczył on też bardzo dużo żołnierzy austriackich i pruskich, tak że kilkunastu w nim tylko było niewojskowych. Porządek panował wzorowy i wszelkie polecenia ściśle były wykonywane. Za Pińczowem, o ile pamiętam, pojechaliśmy 3w prawo. Kazano mi z plutonem jechać w awangardzie wysuniętej naprzód mniej więcej na odległość wiorsty przed oddziałem. Kiedyśmy wjeżdżali do Piotrkowic (pod Chmielnikiem), ujrzałem na odległośc około 300 kroków wchodzących tu z drugiej strony żołnierzy rosyjskich – piechotę. Kłusem zawróciłem awangardę do oddziału; nieprzyjaciel nie dał do nas ani jednego strzału. To spowodowało, iż oddział całym kłusem zawrócił w prawo ku dębowemu lasowi i tam na drugim jego skraju przepędziliśmy noc całą.

Spotkany w Piotrkowicach oddział rosyjski był prowadzony przez Czengierego, który wszedł na Chmieleńskiego; na drugi dzień rano pociągnął on stąd w stronę Słupi. Nasz oddział (Bosaka) postępował za nim w odległości może pół mili i tak szliśmy do godz. 2 po południu. Następnie zaś po prawej stronie lasami obeszliśmy Czengierego w chęci połączenia się z oddziałem Chmieleńskiego. Przed wieczorem, kiedyśmy wjeżdżali w las ś[wię]tokrzyski, kozacy dali kilka strzałów do naszej ariergardy. Lecz zaraz ustąpili. Około północy, podczas strasznego wichru, dotarliśmy do kościoła ś[wię]tokrzyskiego na górze. Tu w klasztorze kwaterował już oddział powstańczy, nieźle uzbrojony pod dowództwem Rębajły.[1] Dowódca był ciężko chory; oddział ten składał się z samej piechoty uzbrojonej w karabiny belgijskie. Polecono nam wprowadzić konie w korytarz klasztorny. Pamiętam, że wprowadzając swego konia przez kruchtę kościelną widziałem światełko przed wielkim ołtarzem, tj. przed Najświętszym Sakramentem. Piechota ulokowała się w celach klasztornych. Siano znaleźliśmy w pustym domku na podwórzu klasztoru. Chętnie je jadły nasze konie.

W pół godziny po rozlokowaniu się zawołano mię do Szamiota i Bosaka i polecono z półplutonem po wzięciu przewodnika z klasztoru dojechać do miasteczka Słupi i dowiedzieć się, gdzie poszedł oddział rosyjski. Wyjechaliśmy więc z klasztoru, a wicher dął tak, że nieomal wysadzał nas z siodeł. Kiedyśmy dojeżdżali do Słupi, z najpierwszej chałupki wybiegł w koszuli mieszczanin i ostrzegł abyśmy wracali, gdyż przed niecała godziną przybył tu Czengiery z 8 rotami piechoty i szwadronem dragonów z kozakami i dwoma czy czterema armatami. Powróciłem więc kłusem do klasztoru i zdałem o tym raport dowódcy. Zaraz tez wydano rozkaz wymarszu. Piechota Rębajły wyruszyła naprzód poprzedzona awangardą z półplutonu kawalerii i tak szliśmy do rannego brzasku aż do kolonii Jeziorko, gdzie się cały oddział zatrzymał dla dania wypoczynku ludziom i koniom.


[1] Karol Kalita de Brenzenheim (pseud. Rębajło) (ur. 1830 w Komarnie k. Rudek, zm. 1919 we Lwowie) – oficer wojsk austriackich, brał udział w rewolucji węgierskiej. Polski pułkownik, dowódca oddziału partyzanckiego w powstaniu styczniowym. Chory na tyfus udał się do Galicji 

About Małgorzata Karolina Piekarska
Z wykształcenia: historyczka sztuki, scenarzystka i bibliotekarka. Z zawodu: pisarka i dziennikarka. Z pasji: blogerka, varsavianistka i genealożka. Miłośniczka: książek, filmów, gier planszowych, kart do gry, jamników i miodu...

Udostępnij na: