A teraz znów dalszy ciąg napisanego w okresie dwudziestolecia pamiętnika Jadwigi z Gorczyckich Tyblewskiej. Przypisy robili kolejno: Eugeniusz Tyblewski, Stefania z Ruszczykowskich Krosnowska i na końcu ja.
Łowicz, 18.III. 1922 r.
6 grudnia 1921 r. umarła siostra mojej matki Paulina z Nieszkowskich Maleszewska. Byłam chora i nie mogłam pojechać na pogrzeb. Wypadł mróz i taka gołoledź, że trudno iść za trumną, było tak ślisko, że się co trochę ktoś przewracał. Smutny to był pogrzeb. Dalsza rodzina i znajomi odprowadzili ciało tylko do mostu, a dalej aż na Bródno poszedł za trumną jedynie wnuk po siostrze Stefan Skawiński i kuzyn męża ciotki Ojrzyński. Nie leży ciotka Maleszewska z mężem swoim i córka na Powązkach, ani tez na kalwińskim cmentarzu z matką swoją i siostrą Kossecką, tylko samotna na Bródnie. Nie była ciotka szczęśliwa, nie wiodło jej się za życia i aż do grobu.
(W tym miejscu naklejony jest wycięty z gazety drukowany nekrolog):
Ś. + P.
Hieronim Kościesza-Nieszkowski
b. obywatel ziemski, weteran 1863 r.
zmarł dnia 4 marca 1922 r., przeżywszy lat 88
Wyprowadzenie zwłok z mieszkania przy ul.
Hożej Nr.28 na cmentarz ewangelicko-reformo-
wany nastąpi we wtorek, dn. 7-ego b.m., o godz.
2-ej po poł., na które zaprasza krewnych, ko-
legów i życzliwych pozostała w głęboki smut-
ku żona.
20/III. W trzy miesiące po ciotce Maleszewskiej umarł wuj Hieronim. Mimo, że nie byłam przywiązana do niego, ogarnął mnie dziwny żal. Przez chwilę nie mogłam łez powstrzymać. Na pogrzebie wuja szło wojsko z muzyką do samych wrót cmentarza. Oddano mu honory wojskowe jako powstańcowi w 63 roku. Wuj był długo więzionym po stłumieniu powstania i jak wrócił to był tak zmienionym, że go rodzona siostra nie poznała. Wuj Hieronim był rodzonym bratem mojej matki, jedynym już krewnym z rodziny Nieszkowskich i ostatnim ze starszej generacji w naszej rodzinie[1].
Łowicz, 15.IB.1922. Wielka Sobota.
Franusiowie wyjechali do Bierzwiennej[2] na święta, Julek do Piotrkowa, a raczek do Szczekanicy[3] do swojego stryja Tadeusza, gdyż w Bierzwiennej u Zygmunta Kokczyńskiego nie miałby towarzystwa chłopców. Jestem wdzięczna Zosi, że zrozumiała mnie, iż pomimo zaproszenia wolałam zostać sama. Tak mi tu dobrze, cicho swobodnie, tak dziwnie kojąco dla duszy. Ile razy mąż mi przyjdzie na myśl, modle się za niego i niczyjej nie zwracam uwagi i niczem się nie krępuję. Zawsze w mym domu w tym czasie miałam już stół suto zastawiony z barankiem na środku stołu, przybrany barwinkiem i zielenią według dawnych zwyczai. Mąż mój tak lubił te dawne tradycje, że nigdy z domu w sobotę nie wyszedł, aby samemu przyjąć księdza, jak przychodził święcić. Na drugi dzień przyjmowałam z wizytami mężczyzn, którzy zawsze w mieście przychodzili z życzeniami w pierwsze święto. Gdybym pojechała do Zygmusia, na każdym kroku czułabym się gościem, tak bardzo myślą daleko ze wspomnieniami, a krępowaną dostosowaniem się do otaczających osób.
Przed paru godzinami, pomimo zajęcia u siebie w handlu, Leonek pamiętał o mnie i przybiegł odwiedzić mnie. Każde z mych dzieci pamięta o starej matce, aby mi na niczym nigdy nie zbywało. Każde oddzielnie zaproponowało mi ponieść koszta mojej kuracji. Jutro pójdę do Leonków, a dziś poczytam jeszcze, co tak bardzo lubię i korzystam, póki mi wzrok jeszcze pozwala. Wspominam o zastawianiu stołu, bo mi się zdaje, że jak wnuki moje dorosną, to już zupełnie wyjdzie z mody ten zwyczaj pieczenia ciast, gotowania szynek, pieczenia indyków itd. na święta Wielkanocne, gdyż od czasu wojny nie słyszałam, aby księża jeździli święcić po domach zastawione stoły, jak dawniej u nas w Polsce było w zwyczaju. Naród polski był mniej podatny do przyjęcia chrześcijanizmu, aniżeli inne narody niesłowiańskie, dlatego papież niektóre święta, a raczej uroczystości pogańskie pozwolił połączyć z chrześcijańskimi, jak np. święcenie ziół na matkę Boską Zielną, święcenie mięs, ciast i tradycyjnych jajek, którymi się zawsze Polacy dzielili w Pierwsze święto Wielkiej Nocy, składając sobie życzenia wszelkiej pomyślności.
3 maja 1922 r. w Łowiczu.
25 kwietnia w Psarach zmarła Stanisława z Gorczyckich Trzebuchowska, ta droga memu sercu stryjeczna siostra, której całe życie, aż do zamknięcia oczu na zawsze było zaparciem się swego „ja”, posuniętym aż do bohaterstwa. Zmarła w strasznych cierpieniach na raka, gdyż aby bliskich swoich nie martwić, ukryła chorobę, aż do tego czasu, kiedy już rana była na wierzchu i rak w całym organiźmie, tak że żaden z doktorów operacji robić nie chciał, pomimo starań dzieci. A tyle czasu naprzód wiedziała co ją czeka. Poodwiedzała drogie sobie osoby, jak siostrę w Warszawie i dzieci, rozporządziła wszystkim, rozdała nawet miłe jej pamiątki, tłumacząc się, że starszej kobiecie to już niepotrzebne. Stanisława Trzebuchowska była typem polskiej matrony. W jej domu gościnnym potrzebującym dachu znalazł zawsze serce i tę prawdziwą delikatność uczuć szlachetnych, która potrafi odczuć nieszczęście innych.
[1] Hieronim Nieszkowski miał szereg ciekawych przygód w powstaniu w 1863 r. Tu o jednym wspominam. Walka powstańcza polegała głównie na wojnie partyzanckiej, to znaczy powstańcy nagle się zjawiali, napadali na Moskali i zaraz się wycofywali, by nie dać przeciwnikom zebrać większych sił. Często więc trzeba było konno uciekać. Hieronim był szalenie ambitny i dumny. Bał się, aby nie zostać w takiej ucieczce zabitym kulą w plecy, bo toby było wysoce niehonorowo. Jeździł więc w takich wypadkach zawsze na koniu tyłem do kierunku jazdy. Wymagało to specjalnych umiejętności.
[2] Są w Polsce trzy miejscowości o nazwie Bierzwienna. Bierzwienna Długa, Bierzwienna Długa-Kolonia i Bierzwienna Krótka. Nie wiadomo, którą Bierzwienną Jadwiga Tyblewska miała na myśli – przyp. MKP.
[3] Szczekanica – dziś osiedle w Piotrkowie Trybunalskim – przyp. MKP.
About Małgorzata Karolina Piekarska
Z wykształcenia: historyczka sztuki, scenarzystka i bibliotekarka.
Z zawodu: pisarka i dziennikarka.
Z pasji: blogerka, varsavianistka i genealożka.
Miłośniczka: książek, filmów, gier planszowych, kart do gry, jamników i miodu...