A teraz znów dalszy ciąg napisanego w okresie dwudziestolecia pamiętnika Jadwigi z Gorczyckich Tyblewskiej. Przypisy robili kolejno: Eugeniusz Tyblewski, Stefania z Ruszczykowskich Krosnowska i na końcu ja.
Łowicz, dnia 3 czer. 1929 r.
26 maja zmarła najstarsza z sióstr moich Stanisława Ruszczykowska, siostra, która mi zawsze matką była. Z powodu choroby na pogrzeb jechać nie mogłam, na pogrzeb, który zawsze będzie przykrym wspomnieniem dla wszystkich co znali, kochali i szanowali tę zacną Polkę i katoliczkę. Została pochowana bez księdza na skutek zatargu księdza z jej zięciem, nie tyczącego się wcale jej osoby. Sam ksiądz, to przyznał, że nie miał zmarłej nic do zarzucenia. Kto winien był, wyjaśni biskup, o którego sprawa się oparła. Niemniej jakie to bolesne dla nas, że taka katoliczka, która całe życie była przykładem dla innych, która za cały majątek, wartości kilkadziesiąt tysięcy rubli, kupiła długoterminową pożyczkę zwaloryzowaną później do minimum, oddała wszystkie srebro i złoto na skarb państwa, – nie odprowadził ksiądz na wieczny odpoczynek. Nie mam już żadnej siostry. Teraz na mnie już kolej.
Łowicz, 7 grudnia 1929 r.
Czwartoklasistka z gimnazjum państwowego opowiadała dzisiaj, że idąc z koleżanką odludną ulicą, schwycił ją pijak i ledwo zdołała mu się wyrwać, a koleżanka zostawiła ja i czym prędzej uciekła. Myślę, że rodzice nie będą mieli z dziewczynki tej pociechy, bo charakter dziecka przebija się od najmłodszych lat. Syn mój Ignaś nie miał więcej jak trzy lata, przed samym dworem w Żdżenicach od strony ogrodu zostawiła go piastunka z maleńką Zosią, która jeszcze nie chodziła i siedziała na kocu na ziemi. Nie wiem jakim sposobem dostało się stado gęsi do ogrodu, które mogły dziecko poszczypać, a nawet oka pozbawić. Mały Ignaś miał krok tylko aby wejść do pokoju. Nie uciekł jednak, krzyczał pomocy i zasłaniał siostrę Zosię, małym tylko patyczkiem się broniąc, póki nie nadbiegłyśmy z moją starszą siostrą na ratunek dzieciom. Tak, ale to samo dziecko, będąc dorosłym mężczyzną, było człowiekiem, który nie zawahał się bronić ojczyzny z narażeniem własnego życia.
W dziecku taki odruch prawego charakteru przypomina mi też zdarzenie na ulicy, jak szłam z najwyżej dziesięcioletnią Wandzią Kokczyńską. Jechał chłop z furą siana. Podbiegł jakiś wysoki bardzo mężczyzna, zwyczajny złodziej i wyciągnął z tyłu fury siana całą wiązkę. Wtedy momentalnie, kiedy wyciągał, Wandzia mała schwyciła go za kurtkę i krzyknęła: „Co pan robi”, a ów „pan” wyrwał się dziecku i uciekł ze sianem na skręcie ulicy. Nie doczekam już tego, ale myślę, że taka dziewczynka z poczuciem prawości wyrośnie na prawą kobietę, która nigdy nie postąpi niezgodnie z sumieniem.
Łowicz, 5 stycznia 1930 r.
z 22 na 23 grudnia 1929 r. zmarła Aleksandra Pawłowiczowa pod Górą Kalwarią w willi Olesinek, kupionej przez męża jej i nazwanej od żony imienia[1]. Św. p. Olesia Pawłowiczowa miała charakter bardzo szlachetny. Wiem, że przed śmiercią sprzedała willę siostrzeńcowi (właściwie ciotecznemu wnukowi), ale jestem pewna, że pamiętała w testamencie o siostrzenicy Mystkowskiej, to jest Zofii z Gorczyckich. Swoich dzieci nie miała, ale pomagała materialnie rodzinie męża, gdyż wzięła jednego chłopczyka, parę lat kształciła i kiedy przebywał w jej domu, była mu drugą matką. Straciłam w Olesi serdeczną stryjeczną siostrę.
Nie ma jeszcze dwóch lat, jak razem byłyśmy z Olesią w Częstochowie, na Piaskach i Koniecpolu. Nigdybym wtedy nie pomyślała, że ja taka cierpiąca przeżyję Olesię, ale ja mieszkam z córką, która mnie pielęgnuje z całym poświęceniem. Olesia umarła podobno bez cierpień z braku sił i słabego serca, po prostu zasnęła.
[1] W 1923 r. byłem w Olesinku. Miałem wtedy zaledwie 4 lata. Brat mój Jerzy tam się nauczył chodzić. Drugi raz byłem w Olesinku w 1970 r. lub coś w tym rodzaju. Jest to teraz własność zakonnic, którym Olesinek zapisała ostatnia właścicielka Aleksandra z Wichlińskich Niewiadomska (żona Stefana, syna Eligiusza). Olesinek to mały dworek, którego fotografia się zachowała. Miał kilka pokoi, ganek, były zabudowania i duży sad. Razem kilka zdaje się hektarów. Od zakonnic otrzymałem stary samowar, w którym babka Aleksandra Pawłowiczowa gotowała herbatę – przyp. E.T.
About Małgorzata Karolina Piekarska
Z wykształcenia: historyczka sztuki, scenarzystka i bibliotekarka.
Z zawodu: pisarka i dziennikarka.
Z pasji: blogerka, varsavianistka i genealożka.
Miłośniczka: książek, filmów, gier planszowych, kart do gry, jamników i miodu...