Fragment wspomnień Ciotki Wandy

Oto fragment wspomnień dotyczących Ochronki w Zwierzyńcu spisanych po wojnie przez Ciotkę Wandę Cebrykow, której matka była bratanicą mojego pradziadka Józefa Steca, dziadka mojej Mamy – Haliny ze Steców Piekarskiej. Dziś imię Wandy Cebrykow nosi zwierzynieckie przedszkole.

DSC_1699 DSC_1700Praca w ochronce w Zwierzyńcu przebiegała bez przerwy od 1907 r.2 Od założenia miała różne koleje losu – lata radosne, pełne gwaru i śmiechu dziecięcego, tupotu malych nóżek, radosnych zabaw, figlów. Lata smutne, ciężkie, tragiczne, związane z pacyfikacją ziemi zamojskiej, biłgorajskiej, tomaszowskiej i z przejściowym obozem w Zwierzyńcu, z pracą nad wychowaniem dzieci z obozu.
Rzucone hasło: „Ratujemy dzieci” było wyrazem ich bohaterstwa. Na skutek starań osób wpływowych (hr. Jana Zamoyskiego) władze niemieckie – generalny gubernator H. Frank wydał zezwolenie zabrania z obozu w Zwierzyńcu 214 dzieci w różnym wieku: 1-14 lat. Najwięcej było dzieci małych. ( … )
Z obozu zabrano do 300 dzieci. Ze sprawozdań RGO – z wykazu dzieci zabranych z obozu wysiedlonych w Zwierzyńcu (lipiec i sierpień 1943 r.) zabrano 273 dzieci, około 170 dzieci powróciło do rodziców lub krewnych, około 30 zmarło, reszta przeżyła i wychowywała się w ochronce w Zwierzyńcu. Dzieci w wieku od 1 do 11 roku życia – 120, bez daty urodzenia ustalonej – 58.
Ochronka na przyjęcie dzieci została przygotowana z ofiar mieszkańców Zwierzyńca i okolic w postaci pieniędzy, bielizny, pościeli, żywności, apteczki itp. Społeczeństwo całym sercem i z uczuciem dopomagało w urządzeniu sal na przyjęcie dzieci.
Było południe, dzień letni, pogodny, słoneczny, 25 lipiec 1943 r. Przekazane Komitetowi Opiekuńczemu dzieci przywieziono furmankami, starsze szły same. Ciężko chore na odrę, czerwonkę, świerzb, zapalenie płuc, zaziębione zostały od razu w szpitalu Ordynacji Zamojskiej. Leżały na drewnianych łóżeczkach, wynędzniałe, biedne, a przecież niewinne. Ich stan świadczył o strasznych warunkach w obozie. Wiele umarło.
Z obozu przyniosłam Szczepcia, był malutki, miał może 3 latka. Tulił się do mnie i bez przerwy powtarzał: „kluseczki jadłem na mleku u mamy, kluseczki jadłem”. Przez całą drogę pocieszałam Szczepcia i mówiłam: „idziemy do takiego domku ochronki, tam będą kluseczki, łóżeczko, zabawki”. Tego samego dnia i w następne miejscowe społeczeństwo, rodzice, rodziny, mogli za zezwoleniem RGO zabrać pod opiekę swoje i wybrane dzieci.
Rozpoczęła się intensywna praca, nad całością czuwała hr. Róża Zamoyska.
Mimo pomocy i czułej opieki sale ochronki pełne były płaczu, skargi, wołania rodziców, dziecięcej rozpaczy. Wycieńczone głodem chorowały na biegunkę.
Sporządzono ewidencję na podstawie szmatek zawieszonych na sznureczkach lub tasiemkach na szyjach dzieci, na podstawie napisów na piastrach, przylepionych na piersiach, rączkach. Nieudolny czasem napis spracowaną ręką rodziców, ale ileż w nim serca, uczucia, nadziei i wiary, że może przyda się. Ewidencję uzgodniono z listą obozową.
Powoli praca unormowała się. Dzieci podzielone były na grupy pod opieką moją, Stefanii Olcha, Marii Zajączkowskiej. Ogólny nadzór sprawował RGO i Polski Komitet Opiekuńczy— Delegatura Zwierzyniec. Pod naszą opieką dzieci uczyły się, nauczanie było tajne.
W pierwszym okresie organizacji pracy w ochronce często odwiedzali nas i kontrolowali Niemcy, gestapo, SS. Parę razy zajrzał administrator Ordynacji Zamojskiej, Grossemik. Odczuwało się nienawiść i chęć zobaczenia jak wyglądają dzieci „bandytów”.
9 sierpnia 1943 r. dzieci i ja dostaliśmy szczepionkę (p). Byliśmy pewni, że chodzi o likwidację ochronki. Było to ciężkie przeżycie dla nas, dzieci zerwane ze snu na widok Niemców chowały się, płakały, tuliły do nas, były niespokojne. Koleżanka Maria Bujak miała być aresztowana, więc wyjechała.
Przeżycia dzieci uwidaczniały się w rysunkach, śpiewie, zabawach. Rysowały obóz z przeciętymi drutami, otwartą bramę, ucieczkę ludzi, dzieci strzelające do Niemców, zawsze z dużego karabinu lub z rewolweru (ze względu na bezpieczeństwo rysunki likwidowano). Śpiewały piosenki ułożone przez siebie np. „W dzień Bożego Narodzenia rodzice z obozu wracają, Niemców za męczarnię rozstrzelają” i inne, wyrażające przeważnie tęsknotę za rodzicami. Małe dzieci często powtarzały: „mamusiu, tatusiu wróć, oj, mamusiu, tatusiu, gdzie jesteś”.
Podczas smutnych dni były i radosne chwile – to spacery do lasu, zabawy na plaży w piasku, choinka. A największym szczęściem dzieci był powrót ojca, matki, powrót do wsi rodzinnej, zjawienie się nowego dziecka, które własnymi siłami i z odwagą uciekło z obozu, zrobiwszy podkop pod drutami.
I tak mijał czas, opiekowaliśmy się całym sercem, uczyliśmy je w duchu tradycji polskiej, w marzeniach oczekiwanej wolności. Mijały dni, tygodnie, miesiące. Dzieci ubywało, umierały, wracały do domu, odchodziły pod opiekę przybranych rodziców. Odszedł i Szczepcio.
W ochronce ciężka i ryzykowna praca. Tu gotowało się codziennie 5 tysięcy porcji zupy dla obozu i podopiecznych (przekazywałam w wannach, woził Antoni Kapuśniak, pracownik Browaru, ojciec koleżanki Stefanii Olcha). W ochronce przebywali i otrzymywali wyżywienie partyzanci. Przez nasze ręce rodziny przesyłały paczki dla swych bliskich zamkniętych w obozie. Paczki były kontrolowane, bez cukru, mydła, zapałek, papierosów. Te rzeczy były zaszywane w kołnierzach i mankietach bielizny. Byliśmy odpowiedzialni za przesyłane paczki.
Osobiście przez parę miesięcy przemycałam listy do obozu za pośrednictwem Czecha, który służył w wojsku niemieckim. Czech często zaglądał do naszych dzieci, litował się nad nimi, martwił o swoją rodzinę i ojczyznę, mówił, że „taki naród barbarzyński jak Niemcy dozna kiedyś klęski i zostanie pokonany”. Byliśmy ostrożni, bo zaglądali różni szpiedzy, pytali, czy nie trzeba dla dzieci bucików, mydła itp. ( … )
I w dalszym ciągu przez konspirację, organizowaną w obozie, przez przemycane i przerzucane karteczki orientowano rodziców, aby ufali i oddawali swoje dzieci RGO. ( … )
Ilość dzieci zmieniała się, jedne odchodziły, drugie były przyjmowane pod opiekę. Liczba otaczanych opieką wahała się od 80 do 50~30 dzieci. Lecz ustaliła się gromadka, z którą przeżywaliśmy najcięższe chwile, aż do wyzwolenia.
W czasie działań wojennych na terenie Zwierzyńca dzieci przebywały w lesie, pod opieką wychowawców, zaopatrzone w żywność i personalia.
Obóz został spalony. Dziś szumią tam sosny, jodły, szumi las.
Po wyzwoleniu dziećmi zajęła się organizacja „Caritas”. Część dzieci zabrali rodzice, rodziny, pozostałe odwiozłam z p. Stefanią do Domu Dziecka w Klemensowie, część wyjechała do Domu Dziecka w Teodorówce, pow. Biłgoraj.
Przez dłuższy czas rodzice zgłaszali się po swoje pociechy. Jak ciężko było powiedzieć ojcu, matce, rodzinie – że dziecko nie żyje, że mogiły są tam na cmentarzu. Cześć ich pamięci!

Ochronka w Zwierzyńcu została założona 21 sierpnia 1906 r. z inicjatywy Polskiej Macierzy Szkolnej. W niedługim czasie przeszła pod opiekę Ordynacji Zamojskiej. Od jesieni 1942 (do 5 stycznia 1945 r.) zakład prowadziła Delegatura Pol.KO w Zwierzyńcu. W 1940 r. placówkę upaństwowiono i przekształcono w przedszkole (nr 1). Jego kierownikiem została Wanda Cebrykow. Dziś własnie to przedszkole nosi jej imię.

About Małgorzata Karolina Piekarska
Z wykształcenia: historyczka sztuki, scenarzystka i bibliotekarka. Z zawodu: pisarka i dziennikarka. Z pasji: blogerka, varsavianistka i genealożka. Miłośniczka: książek, filmów, gier planszowych, kart do gry, jamników i miodu...

Udostępnij na: