Pamiętnik Jadwigi Gorczyckiej cz. 29

A teraz znów dalszy ciąg napisanego w okresie dwudziestolecia pamiętnika Jadwigi z Gorczyckich Tyblewskiej. Przypisy robili kolejno: Eugeniusz Tyblewski, Stefania z Ruszczykowskich Krosnowska i na końcu ja.

jadwiga z gorczyckich tyblewska

Jadwiga z Gorczyckich Tyblewska

Łowicz, 19 czerwca 1932 r.

Wszyscy moi wnucy i wnuczki dobrze się uczą, jest to dla mnie wielką pociechą. Halina już idzie do 8 klasy i myślę, że będzie się dalej kształcić. Jakie to szczęście dla kobiet, że teraz są chowane w ten sposób, aby same dawały sobie radę w życiu. Znikły już teraz tak zwane panny na wydaniu. Dziś kobiecie łatwiej jest pracować samodzielnie. Myślę nieraz, że powinnam ten dziennik spalić przed śmiercią, bo nie ma on celu tego, w jakim zaczęłam go pisać, liczę jednak na to, że syn mój najdroższy to zrobi przez pamięć dla swojej matki, jeżeli będzie uważał, że jest w nim coś, co młodszemu pokoleniu może się wydać dziwnym lub nawet śmiesznym. Pisałam bowiem stroskana już życiem i latami trwającą chorobą. Pisząc ten dziennik, wspominałam też o powierzchowności osób niektórych, nie dlatego jednak, abym do zalet zewnętrznych przywiązywała jakąś wagę, lecz jedynie dlatego, że cofając się myślą do drogich mi osób, stawały mi w pamięci żywo, tak jak ich dawniej widziałam.

Ileż ja miłych chwil spędziłam z siostrą Marylą. Nieraz z tego, co mi opowiadała z czasów, kiedy nie żyłam jeszcze, robiłam sobie, gawędząc z nią, notatki. Pamiętała, będąc starsza ode mnie 10 lat, jak zabierali księżom majątki ziemskie. Wtedy biskup kielecki Majerczak pojechał do Warszawy, do Berga, ówczesnego oberpolicmajstra ożenionego z nabożną katoliczką pochodzenia włoskiego, – aby przez nią uzyskać odwołanie rozporządzenia. Na razie Berg nie obiecywał nic biskupowi, a kiedy go wyprowadzał z mieszkania spostrzegł, że biskup wychodzi bez kapelusza i zaraz przypomniał, żeby wziął kapelusz, na co biskup Majerczak odpowiedział: „Nie jest już mój, bo leży nie na moim gruncie”. To powiedzenie spowodowało, że najdłużej została ziemia kielecka własnością księży.

10 lat miała siostra moja Marylka, dlatego pamiętała już dobrze te straszne czasy, kiedy nasza Matka z narażeniem życia pielęgnowała rannych, Ojciec zaś wywoził sam powstańców za granicę poszukiwanych przez Moskali, lub odsyłał przez wiernego fornala nazwiskiem Rogacz, który zawsze umiał się przez granicę przemknąć. Raz bardzo długo, gdyż prawie miesiąc, nie wracał z Krakowa. Ojciec się niepokoił, że go Moskale złapali, a on szczęśliwie wrócił z wypasionymi końmi, bojąc się wrócić, gdyż mu powiedzieli, że na granicy Moskale. Woził tedy za pieniądze wodę w Krakowie, żywiąc tym sposobem siebie i konie.

Pamiętam też u mych Rodziców zacnego starego sługę Macieja, którego kozak do krwi uderzył nahajką, że nie chciał powiedzieć, gdzie jest Gniewosz[1] powstaniec i przeczył, że Ojciec mój Gniewosza wywiózł za granicę i u siebie w domu nie miał. Rozumie się Moskale nie uwierzyli i Ojca na czas jakiś zaaresztowali[2]. Ten Maciej za mojej pamięci to już z łóżka nie wstawał parę lat przed śmiercią. Matka nasza zawsze go odwiedzała, przeznaczyła mu kobietę, żeby go pielęgnowała i nam dzieciom kazała mu nosić owoce, a czasem podczas snu z much opędzać gałązką, co się mnie wtedy nie bardzo podobało. Miałam wtedy z pięć lat najwięcej, a brat mój Kostuś siedem. Kiedy będąc już stara, na przedstawieniu „Wiernej rzeki” Żeromskiego zobaczyłam starego sługę patriotę, przypomniał mi się żywot naszego Macieja, dwór moich Rodziców i od łez nie byłam się w stanie powstrzymać.


[1]              Płk Jan Nepomucen z Oleksowa Gniewosz h. Rawicz (ur. 1827 w Poniku, zm. 1892 w Krośnie) – publicysta, przemysłowiec, pisarz, dziennikarz, wydawca, kolekcjoner obrazów malarzy polskich, powstaniec wielkopolski w 1846 i 1848, styczniowy, więzień stanu z 1846 r. w Moabicie. W powstaniu styczniowym był kapitanem strzelców w oddziale naczelnika Apolinarego Kurowskiego. Po powstaniu emigrant we Francji i Szwajcarii – przyp. MKP.

[2]              Jadwiga Gorczycka bardzo lakonicznie pisze na ten temat. Tradycja rodzinna jest bogatsza. Oto co na ten temat pisze Stefania Krosnowska, znająca temat z opowiadań: „W czasie powstania styczniowego, na skutek donosu, w domu Józefa Gorczyckiego oddział kozaków robił rewizję. Wprawdzie rannych powstańców zdołano ukryć, ale pozostała pościeli niezasłana ze śladami krwi. Józef Gorczycki prosił aresztującego go oficera, by uspokoił jego żonę, mówiąc, że chodzi tylko o jakieś wyjaśnienia. Oficer odpowiedział: „Przecież panu grozi szubienica lub Sybir.” zgodził się jednak pójść do Konstancji Gorczyckiej. Wzruszony widokiem gromadki dzieci powiedział: „Daję pani Oficerskie słowo honoru, że zrobię wszystko, aby mąż pani wrócił.” Słowa dotrzymał. Józef Gorczycki po dwóch tygodniach wrócił w domu.
Powstanie  chyliło się ku upadkowi. Do Józefa Gorczyckiego mieszkającego w pasie przygranicznym i posiadającego tzw. „półpasek” upoważniający do przekraczania granicy, zgłosił się jeden z wyższych dowódców powstania. (Niestety, tradycja rodzinna nie przekazuje jego nazwiska) prosząc o konie i furmana dla ułatwienia ucieczki, gdyż ziemia paliła mu się pod stopami. (Chodziło pewnie właśnie o Gniewosza – przyp. E.T.) Józef Gorczycki osobiście przewiózł go przez granicę, a wkrótce po powrocie został ponownie aresztowany. Postawiony przed gronem oficerów śledczych, na pytanie gdzie i z kim był owego dnia, odpowiedział zgodnie z prawdą: Usłyszał: „No to dalsze śledztwo niepotrzebne – sprawa prosto do sądu”. Józef Gorczycki nie załamał się, odpowiedział: „Panowie, jakie śledztwo, jaki sąd? Przecież ja siłą z narażeniem własnego życia wywożę człowieka, który byłby was dalej bił. Myślę, że mi order dacie!” Orderu wprawdzie nie dali, niemniej Józef Gorczycki został uratowany – przyp. S.K. 

 

About Małgorzata Karolina Piekarska
Z wykształcenia: historyczka sztuki, scenarzystka i bibliotekarka. Z zawodu: pisarka i dziennikarka. Z pasji: blogerka, varsavianistka i genealożka. Miłośniczka: książek, filmów, gier planszowych, kart do gry, jamników i miodu...

Udostępnij na: