Oto kolejna część wspomnień z powstania styczniowego Franciszka Gorczyckiego, czyli brata mojej praprababci Stanisławy Anny Sabiny z Gorczyckich Ruszczykowskiej. Wspomnienia zostały opublikowane w 1967 r. książce „Spiskowcy i partyzanci 1863 roku”.
W dniu 17 lutego[1] do dnia zawezwano mnie do dowódcy, który oddał mi zapieczętowany rozkaz do oddziału Rosego stojącego w Olkuszu. Był on wysłany uprzednio z Ojcowa, a liczył około 60 koni i 100 piechoty uzbrojonej przeważnie w dubeltówki. Dodano mi pięciu kawalerzystów, z którymi pojechałem z owym rozkazem do Olkusza. Tu stanąłem na 9 rano tj. w chwili, kiedy cały tamtejszy oddział był na mszy ś[wię]tej w kościele parafialnym. Przed Olkuszem nie spotkałem placówki, a po drodze jadący włościanie wiedzieli, iż tam powstańcy, i mówili mi o nich.
Polecił mi on teraz zostać przy nim w charakterze ordynansa-adiutanta. Pięciu kawalerzystów odprowadziłem do plutonu Nałęcza. Przed wschodem słońca 18 lutego[2] (ostatni wtorek) zbliżył się cały oddział Kurowskiego pod Miechów szosą od strony Słomnik, tj. od południa. Na dwie wiorsty przed Miechowem Rochebrun ze swoim oddziałem wysunął się naprzód szosą, za nim w znacznej odległości szli kosynierzy. Piechota uzbrojona w dubeltówki rozsypana w łańcuch tyralierski postępowała po obu stronach szosy. Plutony Nałęcza i Mięty w szeregach zajęły prawe skrzydło z lewego zaś skrzydła postępowała kawaleria z niebieskimi chorągiewkami. Jechałem przy Kurowskim, któremu towarzyszył Grekowicz, i skierowaliśmy się ku gruszce, która stała w polu.
Na niecałe półtorej wiorsty od Miechowa usłyszeliśmy trąbkę i w tej chwili padły pierwsze strzały żołnierzy rosyjskich rozsypanych w tyraliery. Powstańcy przy okrzyku „hura” rzucili się naprzód, wobec tego Rosjanie uciekali biegiem do miasta i tu sformowali się przy szosie i pod kościołem, tu też nastąpiło zacięte starcie z oddziałem Rochebruna. Tymczasem na prawym naszym skrzydle w dołach ukryci jeszcze żołnierze rosyjscy strzelali do naszych, tj. do plutonów Mięty i Nałęcza. Dostałem rozkaz dla nich: „Wyciąć tych Moskali”, o strzelają do dołów”, z tym też pojechałem do naszych plutonów. Na ten rozkaz oba plutony rzuciły się naprzód, a ja z nimi, gdyż mając konia tylko na uzdeczce nie zdołałem na razie go zawrócić i tak galopem wjechaliśmy w Miechów, gdzie nas przyjęła gradem kul piechota ustawiona pomiędzy kozłami używanymi do ustawiania straganów na rynku. Z żołnierzy, których plutony te miały wyciąć, zginęło dwóch tylko, inni zdążyli uciec do domów w Miechowie. Powstańcza kawaleria wystrzelała w tym ataku wszystkie ładunki, jakie miała w rewolwerach, i to nie z wielkim skutkiem, toteż część jej zawróciła i uciekła z powrotem tą samą ulicą, którą wjechała w miasto. Reszta nas, a było nas dziewięciu, wyjechaliśmy drugą stroną miasta, gdzie bez względu na strzały otworzyła nam zamknięty szlaban mała dziewczyna.
Pomiędzy wzmiankowanymi dziewięcioma kawalerzystami byli: Lipczyński, Franc[iszek] Gaszyński, Hubicki, Zachert Wilhelm, jeden taki, który za całą broń miał parasol, innych nie pamiętam. Kiedy z tej łaźni wyjeżdżaliśmy z Miechowa, było już dawno po bitwie. Cześć oddziału znajdowała się na szosie prowadzącej ku Słomnikom w odległości najmniej 2 wiorst od Miechowa; po polach widać było oddziałki po 20 i więcej ludzi, zmierzające także ku Słomnikom, tj. w stronę Krakowa. Nas 9 stępa jechaliśmy teraz przez pola, kierując się do jednego z oddziałków, który spostrzegliśmy, szosą do Miechowa jechało tez kilkunastu kozaków, lecz ci nie strzelali do nas.
Jaki przebieg walki był po drugiej stronie szosy i góry, nie mogę wiedzieć, bo tam nie byłem. Widziałem tylko znakomite ataki oddziału Rochebruna. Cały oddział Kurowskiego, jaki był pod Miechowem, mógł liczyć około 1200 do 1300 ludzi. Oddział Rosego, jakkolwiek na czas przyszedł pod miasto, od strony północnej, bez wystrzału cofnął się przed tymi Rosjanami, którzy sami uciekali już z Miechowa, i rozproszył się. Z oddziału Kurowskiego zostało około 300 ludzi, z którymi on doszedł do Racławic (sławnych z roku 1794). Tam to już w nocy powiedział mi: „Z takim wojskiem, jak powstańcy niepodobna wojować, już wszystko skończone. Jako młody jedź pan do rodziców, a ja muszę udać się za granicę”.
Dałem jeść memu koniowi, napoiłem go, a zmęczony (nie spałem już dwie noce), mody, usnąłem pod żłobem, nie dłużej wszakże jak na pół godziny. Gdym się przebudził, konia mego już nie było. Nie było tez i Kurowskiego. Pozostało tu może jeszcze 15 zmęczonych powstańców, a pomiędzy nimi Zachert.
W Miechowie zginęło około 70 powstańców i znaczna liczba rannych. Otrzymali rany: Grekowicz, Nałęcz, Mięta. Zginęli Muszyński[3], Dobrański[4] i kwiat młodzieży.
[1] Data błędna. W tym dniu Kurowski walczył pod Miechowem. Do faktów niżej opisanych przez Gorczyckiego mogło dojść 16.II, gdyż wówczas Kurowski opuścił Ojców udając się w kierunku Miechowa.
[2] Bitwa o Miechów rozegrała się 17.II.1863
[3] Muszyński, prawdopodobnie hr. Emanuel Moszyński, oficer żuawów.
[4] Dobrański, prawdopowodbnie Michał Dobrzański, podoficer.
About Małgorzata Karolina Piekarska
Z wykształcenia: historyczka sztuki, scenarzystka i bibliotekarka.
Z zawodu: pisarka i dziennikarka.
Z pasji: blogerka, varsavianistka i genealożka.
Miłośniczka: książek, filmów, gier planszowych, kart do gry, jamników i miodu...