WSPOMNIENIA WOJENNE HENRYKA PODLEWSKIEGO cz.15.

Henryk Podlewski – wuj mojego Ojca, a mój stryjeczno-cioteczny dziadek (jego dziadek Teodor był rodzonym bratem mojej praprababci Stanisławy Anny Sabiny z Gorczyckich Ruszczykowskiej), po wojnie zamieszkał na wyspach Bahama gdzie był lekarzem psychiatrą. Wiele razy przyjeżdżał do Polski. Podczas jednej z podróży tata przeprowadził z nim wywiad i nagrał wspomnienia. Kasety znaleźć nie mogę, ale zachował się maszynopis, bo wspomnienia zostały na bieżąco spisane z taśmy. Przez kilka dni będę je tu publikować w częściach.

Henryk (Henry) Podlewski ur. 26 kwietnia 1920 roku w Zawierciu zmarł 8 stycznia 2015 roku w Nassau na Wyspach Bahama.

WSPOMNIENIA WOJENNE HENRYKA PODLEWSKIEGO syna Henryka i Marii z Gorczyckich
(Spisane na podstawie zapisu magnetofonowego.) cz.15.

Na Bahama nie płaciło się podatków. Zdecydowałem się więc ostatecznie na wyjazd do tej kolonii. W drodze na statku poznałem przyjemne młode małżeństwo. On Anglik, ona biała Bahamka. On był w czasie wojny w lotnictwie. Jej ojciec był kupcem na większą skalę. Sprzedawał przecier pomidorowy w puszkach konserwowych. Ślub córki odbywał się w Anglii, gdzie wódka była niezmiernie wówczas droga. Ojciec posłał im puszki z etykietami przecieru pomidorowego, a w puszkach była wóda.

W porcie spotkał mnie Staś Pogonowski. Patrząc na miasto, w pierwszej chwili odniosłem wrażenie, że jest to dziura. Coś cztery wówczas hotele były zamknięte, ponieważ był to wrzesień, a miesiąc ten uchodził wtedy za ogórkowy pod względem ruchu turystycznego. Stosunki były raczej familiarne. W porcie na cle nie rewidowano mnie, ani nie badano, z chwilą kiedy od Pogonowskiego dowiedzieli się celnicy, że jestem lekarzem do ich szpitala. Było gorąco i duszno. Staś lubił popijać i ciągnął mnie na drinka. Dzięki temu pierwsze dni stale popijałem i byłem na rauszu. Zgłosiłem się wprawdzie do naczelnego lekarza, ale ten mi spokojnie powiedział, żebym się najpierw urządził, a potem zgłosił do szpitala, który wówczas mieścił się w starym pomieszczeniu. Po kilku dniach zgłosiłem się do pracy. Znowu odniosłem niemiłe wrażenie. Szpital psychiatryczny mieścił się w kilku barakach fatalnej konstrukcji, otoczonych drutem kolczastym. Jeśli do tego dodać, że pacjenci byli albo nadzy, albo półnadzy i mieli często kajdanki na nogach i rękach, to cały szpital robił wrażenie obozu koncentracyjnego. Nie było zastawy stołowej, jedzenie w postaci kaszy, omaszczonej jakąś sardynką, dawano chorym do rąk. Kiedy spytałem, dlaczego tak się robi, odpowiedziano mi, że kubki, które uprzednio służyły temu celowi, chorzy powyrzucali. Nie było oczywiście takich luksusów, jak woda gorąca. Był kran z wodą na zewnątrz baraków. W barakach było mnóstwo szczurów. Kiedy i o to pytałem z oburzeniem, odpowiedziano mi, że „owszem, walczyliśmy ze szczurami i wyłożyliśmy truciznę w kaszce kukurydzianej, ale zjedli ją pacjenci.” Na szczęście trucizna nie działała na ludzi. Właściwie nie było tam żadnego leczenia. Wziąłem się więc ostro do pracy i włączyłem się bardzo aktywnie do tych sił, które urabiały opinię publiczną w kierunku budowy nowego szpitala psychiatrycznego. Nie walczyłem nawet o zmiany w dotychczasowym szpitalu, gdyż byłoby to wyrzucanie pieniędzy w błoto. Wzięliśmy się ostro do projektowania nowego szpitala i urządzania go w projekcie.

c.d.n.

About Małgorzata Karolina Piekarska
Z wykształcenia: historyczka sztuki, scenarzystka i bibliotekarka. Z zawodu: pisarka i dziennikarka. Z pasji: blogerka, varsavianistka i genealożka. Miłośniczka: książek, filmów, gier planszowych, kart do gry, jamników i miodu...

Udostępnij na: