Maciej Piekarski – „Tak zapamiętałem” cz. 43

Czas na kolejną część wspomnień mojego Taty…

tak zapamietalem

7 maja poszedłem z babcią do Muzeum Narodowego na wystawę Warszawa oskarża. Musiałem przecież babci zastąpić nieodżałowanego Janka. W hallu powitał nas posąg króla Zygmunta z kolumny, który jeszcze kilka-naście dni przedtem leżał zwalony przed ruinami Zamku. Obok ocalały posąg gladiatora z napisem: „Ave Caesar! Morituri te salutant.” W zniszczonych salach pełno rzeźb z odpryskami po kulach i odłamkach, podziurawione, podarte i nadpalone obrazy, poprzestrzeliwane portrety, skrzynie z rozbitą ceramiką. Nie przypuszczałem wówczas, że później przez siedemnaście lat Muzeum Narodowe będzie moim warsztatem pracy, że poznam i będę współpracował z ludźmi, którzy od 1939 roku ratowali skarby naszej kultury i na swych posterunkach też byli żołnierzami. Ludzi takich jak pan Jan Piech, który dźwigał na własnych plecach skrzynie z monetami, aby je ukryć; Wiktor Dryk, który woził z płonącego Zamku do Muzeum obrazy Bacciarellego, meble i brązy; pan Oleś Dawidziak, który zawsze umiał wykiwać Niemców; pani Chojnacka, potajemnie rejestrująca zabierane przez Niemców dzieła; panowie Bolesław Krystosiak, Władysław Kaniewski i wielu, wielu innych. Swoją obecnością nie dawali mi zapomnieć o heroizmie tamtych dni, a swoją codzienną pracą o konieczności odbudowy.

W nocy z 9 na 10 maja obudziła nas kanonada. Półprzytomni zerwaliśmy się na równe nogi. Nad miastem wystrzeliwały w niebo kolorowe rakiety i słychać było szczekanie zenitówek. Czyżby nalot?! Dopiero po chwili uświadomiliśmy sobie, że to niemożliwe. Więc co? Ojciec wyjaśnił krótko: „Nareszcie skończyła się wojna!”

Jaki był mój, dwunastoletniego wówczas chłopca, bilans tej wojny? Przede wszystkim śmierć ponad dwustu pięćdziesięciu osób z rodziny i z kręgu bliższych i dalszych znajomych.

skanuj0034

Maciej Piekarski.
Zdjęcie z okresu, kiedy zostały wydane te wspomnienia.

POSŁOWIE

Niniejsze wspomnienia mają długą historię. Natura obdarzyła mnie bardzo dobrą pamięcią, w której wzrok odegrał i odgrywa niepoślednią rolę. Być może właśnie dlatego zostałem historykiem sztuki.

Gdy wybuchła wojna, miałem jeszcze nie ukończone siedem lat, aczkolwiek zdałem do klasy drugiej. Pamięć moja zaczęła notować wydarzenia od czwartego roku życia. Potem przyszły dwa lata beztroskiego dzieciństwa, wrzesień w oblężonej Warszawie, okres okupacji…

Kiedy powstał zamysł pisania wspomnień? Było to 5 lutego 1944 roku, podczas blokady gestapo na Sadybie. Wówczas po odjeździe Uberfallkommando usiadłem w kącie i zacząłem opisywać, co widziałem i przeżyłem. Schowałem ten opis pod dachówki w komórce nad pokojem babci, ale gdy wróciliśmy w 1945 roku, nie było ani dachówek, ani moich wspomnień.

Próbowałem jeszcze spisywać zdarzenia i wrażenia w dniu 21 sierpnia, podczas Powstania, lecz wówczas zdarzeń było więcej niż czasu na ich spisywanie.

Do pisania wspomnień wróciłem po wojnie, w 1945 roku, i odtąd sporadycznie, gdy tylko znajdowałem wolną chwilę, starałem się utrwalić to, co i jak zapamiętałem.

Zdaję sobie sprawę, że niniejsze wspomnienia mają niejednolity charakter. Jest to wynik faktu, iż aczkolwiek dotyczą okresu sześcioletniego, powstawały jednakże w ciągu lat trzydziestu.

Część odnosząca się do Powstania była pisana pod wpływem gorących jeszcze przeżyć zaraz po wojnie. Część obejmującą 1939 rok, okupację, exodus popowstaniowy i powrót do wyzwolonej Warszawy skończyłem pisać w roku 1976. Moją pamięć często wspomagały zachowane notatki ojca, listy krewnych i znajomych oraz dokumenty, na które zawsze patrzę jednocześnie oczami historyka i oczami świadka tamtych dni.

Istotne znaczenie dla tych wspomnień ma sprawa mojego brata. Nie wiem, czyby one powstały, gdyby nie ciągła pamięć o nim.

Grób brata został odnaleziony w końcu sierpnia 1945 roku przez ekipę Polskiego Czerwonego Krzyża. Ekshumacja miała miejsce równo w rok po śmierci, w dniu 7 września 1945 roku; Domu przy ulicy Zielnej 4, gdzie zginął, już nie ma, znajduje się tam plac Defilad. Podczas ekshumacji ojciec wydobył z kieszeni bryczesów brata dokument, który jako ostatni ślad jego żołnierskiej drogi wraz z hełmem znalezionym na grobie i krzyżem przechowuję do dziś jako najcenniejszą pamiątkę.

Przez trzydzieści dwa lata daremnie poszukiwałem towarzyszy ostatniej walki i ostatniej drogi mojego brata. Wielu z nich poległo. Zdecydowałem się wreszcie odszukać kogoś za pośrednictwem programu telewizyjnego Świadkowie. 6 października 1975 roku wezwałem tych, którzy żyją, żeby dali świadectwo jego walce i śmierci. Za kilkanaście dni redaktor programu, Tadeusz Rzewuski, przekazał mi następujący list:

„Byłem żołnierzem oddziału Barrego. W początkach września byłem na ulicy Zielnej 4, gdzie kwaterował nasz. W czasie gdy stałem w bramie budynku, na podwórze wpadł pocisk z granatnika. Został zabity wtedy żołnierz naszego oddziału. Ja w tym czasie byłem ranny w głowę.

Podchorąży «Krzysztof» — Krzysztof Rechowicz.”

Połączyłem się natychmiast telefonicznie z panem Krzysztofem Rechowiczem. Umówiliśmy się na spotkanie. Przyszedł. Spojrzałem na jego lewą brew. Widniała na niej ledwo widoczna szrama, szrama po odłamku tego samego pocisku, od którego poległ mój brat.

Nadszedł też drugi list, uzupełniający opowieść podchorążego „Krzysztofa”, list od pani Danuty Bilskiej z Łodzi. Miała wówczas piętnaście lat i była obecna przy pogrzebie mojego brata. Jej ojciec, zmarły przed kilku laty inżynier Władysław Frąckiewicz, zorganizował ten pogrzeb.

Po trzydziestu latach przepisując całość tych wspomnień, nie dokonywałem zmian, choć okres, którego dotyczą, należy już do historii, a wydarzenia ostatniej wojny i Powstania doczekały się wielu studiów i opracowań oraz udokumentowanej naukowo interpretacji.

Oddając jednak do rąk czytelnika własny ogląd tych wydarzeń, z „żabiej perspektywy”, chcę zachować szacunek dla odczuć i pamięci dzieciństwa.

Wędrując w 1945 roku kanionami ruin Starego Miasta, nie wierzyłem, że dożyję chwili, kiedy będzie ono i kiedy cała Warszawa zostanie odbudowana. Obecnie, jak wówczas, rejestruję pilnie na ekranie pamięci wszystkie zmiany zachodzące w krajobrazie mojego miasta. Jednakże jadąc na Sadybę Wisłostradą, koło mostu Łazienkowskiego widzę w dalszym ciągu postrzelaną syrenę z rózgą w dłoni, a dalej w poprzek tej jezdni widzę rów dobiegowy, który łączył fort z naszym blokiem. Często jeszcze śnią mi się w nocy: „Myszka” przymocowujący pistolet do sznura, polegli na forcie, mała Tereska, robotnik w brązowym golfie. Wiem, że oni nie żyją, choć żyją w mojej pamięci. Chciałbym, by pamięć o nich przetrwała, podobnie jak pamięć o tych, co przeżyli — o tych zwykłych ludziach, którzy w potrzebie stanęli do walki na różnych posterunkach, a później podawali innym pomocną dłoń w przetrwaniu. Uważam, że im się ta pamięć należy.

Warszawa, styczeń 1977 roku

About Małgorzata Karolina Piekarska
Z wykształcenia: historyczka sztuki, scenarzystka i bibliotekarka. Z zawodu: pisarka i dziennikarka. Z pasji: blogerka, varsavianistka i genealożka. Miłośniczka: książek, filmów, gier planszowych, kart do gry, jamników i miodu...

Udostępnij na: