Dalszy ciąg niepublikowanego reportażu wspomnieniowego mojego Ojca. Powojenne dzieje jego adoptowanego brata – dziecka Zamojszczyzny.
ODWIEDZINY U WALERKI
Do Chomęcisk wybraliśmy się dopiero po obiedzie. Tam gospodarzy teraz Walerka ze swym mężem – Kazimierzem Kołodziejem – szwagrem i najmłodszym synem Krzysiem.
Szliśmy od lasu, dobrami, w których piątego grudnia 1942 roku kryli się „chomenscy” – od lasu, którego tak bał się Kulman. Powoli zbliżaliśmy się do Chomęcisk.
W 1964 jak byłem ostatni raz w Chomęciskach to szwagier (przecież mój wojenny szwagier) wykańczał właśnie piękny murowany dom. Już wówczas usunął miny moździerzowe, którymi była zasypana studnia. Już po wodę nie trzeba było chodzić do Szymalów. Obórka stanowiąca przedłużenie chaty Mamy Tchórzyny była już rozebrana, a sama chałupina zamiast strzechy była pokryta papą. Jak teraz znajdę Chomęciska? – Nie pytałem o to Janka.
Gdy wyszliśmy z lasu najpierw dostrzegłem dom szwagra. Wówczas w 64 wydawał mi się bardzo olbrzymi, a teraz to już w ogóle gigant.
Dopiero po chwili zorientowałem się, że wrażenie to powoduje fakt, że stara chałupina Mamy Tchórzyny jest już do połowy rozebrana. Faktycznie pozostała z niej tylko połowa. Z każdego boku tylko jedno okno i drzwi, które stykały się teraz z narożnikami. Obórka stanowiła teraz oddzielny maleńki budynek przesunięty w głąb pola.
Jak wygląda teraz Walerka?! Jak ją pamiętam jeszcze w 1947, a potem w 1964, mimo przeżyć, była to młoda ładna roześmiana dziewczyna.
Gdy weszliśmy do domu, Walerki nie było. Wyjechała gdzieś do Izbicy z najmłodszym synem – Krzysiem. Przywitał nas szwagier. Była również Halinka, która przyjechała z Zamościa do lasu na poziomki i maliny. Jak ostatni raz ją widziałem w czterdziestym siódmym miała wówczas niespełna półtora roku. Teraz przywitała mnie śliczna zgrabna dziewczyna. Szwagier się trochę jakby postarzał. Praca, przeżycia wojenne – przesiedział przecież w obozach od kampanii wrześniowej aż do końca wojny – sześć długich lat.
To robi swoje, to osobny temat i rozdział. Teraz pracuje w Zamościu jako portier, a w miarę sił i czasu wykorzystując swoje umiejętności para się stolarką.
Ucałowaliśmy się serdecznie i zmęczeni drogą usiedliśmy w izbie na ławie zajadając świeże czereśnie. Nadszedł stryj Stacho – wyszliśmy na zewnątrz, zrobiliśmy sobie pamiątkowe zdjęcia. I tak wywędrowaliśmy w las. Jeszcze w czterdziestym siódmym był tu austriacki cmentarz wojenny z pierwszej wojny światowej, który Niemcy podczas drugiej wojny uporządkowali. Jak wówczas w czterdziestym siódmym opowiadał Stary Szymala, który kopał na tym cmentarzu groby, chowano ich po kilkunastu. Dziś po niemieckich grobach nie ma ani śladu. Pozostała tylko jeszcze jakaś jedna samotna mogiła partyzanta – leśnego człowieka z ostatniej wojny. Wróciliśmy do chałupy. Popatrzyłem w okno w kierunku wsi. Z dala drogą zmęczona upałem zbliżała się Walerka z Krzysiem. Nie będę opisywał powitania. Już po pierwszym dniu pobytu w Borowinie: wiedziałem, że muszę napisać reportaż. Sprężyłem się ostro. Włączyłem magnetofon.
– Walerka. Jak to było podczas wojny?!
c.d.n.
About Małgorzata Karolina Piekarska
Z wykształcenia: historyczka sztuki, scenarzystka i bibliotekarka.
Z zawodu: pisarka i dziennikarka.
Z pasji: blogerka, varsavianistka i genealożka.
Miłośniczka: książek, filmów, gier planszowych, kart do gry, jamników i miodu...