Oto kolejna część zeszyt do geografii babci Janki z Adamskich Piekarskiej, uczennicy pensji Kurmanowej. Część trzecia, a w niej m.in. mapa dopływów…
Cmentarz powązkowski pełen jest grobów rodzinnych. Nigdy nie daję rady odwiedzić wszystkich krewnych w czasie jednego spaceru. Jest tych grobów bowiem grubo ponad dwadzieścia. Oto grób symboliczny Stanisława Czekańskiego i jego żony Haliny oraz syna Zenona.
Halina Czekańska z domu Orlicka była córką Jana Orlickiego, przyjaciela mojego pradziadka Antoniego Adamskiego i jego rodzonej siostry Henryki z Adamskich Orlickiej.
Inskrypcje na grobie:
STANISŁAW CZEKAŃSKI
* 17.4.1894 – + 1940 – KATYŃ
HALINA Z ORLICKICH CZEKAŃSKA
* 2.I.1896 + 8 III 1974
ZENON CZEKAŃSKI
* 10.XI.1922 + 4 VII 1998
kwatera: 64, Rząd: 3, Miejsce 13, Data rok 1940
Szczegóły na stronie cmentarza: http://cmentarze.um.warszawa.pl/pomnik.aspx?pom_id=15221
Tę fotografię mam od dawna i zapomniałam ją tu zamieścić. To prababcia Karolcia w łódce.
Zdjęcie zrobione najpewniej tego samego dnia, co ta fotografia pradziadka Antoniego z „gnijącego albumu”
Jest też możliwe, że powstało wtedy, co to zdjęcie pradziadka z „gnijącego albumu”. Byłyby więc te cztery osoby dwiema parami. Najpewniej to zdjęcie na dole robiła moja prababcia. być może właścicielem aparatu był mężczyzna ze zdjęcia. Może to Janek Orlicki. Może Władysław Węgierkiewicz.
Brat prababci Karolci – Kazimierz Przybytkowski – umarł na grypę „hiszpankę” w czasie wojny polsko-bolszewickiej.
„Hiszpanka” to była pandemia wywołana przez wyjątkowo groźną odmianę wirusa grypy. Ocenia się, że pochłonęła od 50 do 100 mln ofiar śmiertelnych na całym świecie. Liczba ofiar „hiszpanki” znacznie przewyższyła liczbę ofiar frontów I wojny światowej. Była to jedna z największych pandemii w historii ludzkości, w przebiegu której zachorowało ok. 500 mln ludzi, co stanowiło wówczas 1/3 populacji świata.
Oto list, jaki brat mojej prababci Leokadii Karoliny z Przybytkowskich Adamskiej, czyli Kazio Przybytkowski, napisał do innej z sióstr, czyli Anieli z Przybytkowskich Szenk. Adresowane na pracownię Edmunda Przybytkowskiego na Nowym Świecie. Kazimierz był zawodowym żołnierzem Wojska Polskiego.
Ostrów – Komorowo
dn. 1.12.1919
poniedziałek
Kochana Anielciu!
Już więcej jak tydzień przeleciał od chwili, gdym się z wami pożegnał na Kępie. po przyjeździe do komorowa wysłałem zaraz kilka listów na wszystkie strony, lecz niestety, na żaden z nich dotąd nieotrzymałem odpowiedzi. Pisałem do Ciebie, do Olka, do Karolki z Mokotowa, do Halki, Wandy, Kamilki, Pila – czyżby listy tak długo szły tutej??!
Będąc w Warszawie martwiłem się trochę, wiedząc że muszę jechać do ostrowia, ale nie tak tutej źle jak się zdawało. Bardzo ładna okolica, blizko chałupy, w kompanji dobre stosunki trochę pracy dużo, ale to spoczątku. Najgorzej to mnie denerwuje to że dotąd muszę mieszkać u kolegów, (kilku w jednej izbie). Gwar, chałas, łażenie po nocach, no i kłótnia potem. Na cztery dni to jest wtorek, środa, czwartek, piątek, wyjeżdżałem z Ostrowia do Łap (połowa drogi od Małkini do Białegostoku), celem schwytania dezerterów.
miałem dowództwo plutonu i do rozporządzenia żandarmerię, policję oraz zawsze podwody dla siebie i swych żołnierzy. Bawiłem się znakomicie. Objechałem 42 wioski, biorąc wszędzie za łeb sołtysów i wójtów. Wróciłem dopiero w sobotę. Zas w niedzielę na nieszczęście rozkazem wyznaczono mnie na defiladę (święto listopadowe). Rozkaz zastrzegał, że oficerowie przy szablach, wyobraź sobie mój kłopot. Latałem po znajomych i nie mogłem znaleźć takiego który by mi mógł pożyczyć szablę, dopiero znalazł się jeden z oficerów amator defilad, który mnie zastąpił, ja zaś skorzystałem z tego i położyłem się najspokojniej śpiąc do 2ej po południu gdy tamci marźli na dworze. po obiedzie pojechałem do ostrowia i siedziałem u pewnej sympatycznej panienki do 10 wieczorem z kąd wróciłem do Komorowa. Na razie nic mi nie brak, prócz jednej czystej koszuli, szabli i drobnych rzeczy niezbędnych dla kawalerskiego gospodarstwa. Tutej dotąd nic nie dostałem prócz przydziałudo kompanji. Pokłon się tym do których pisałem. Uściskaj matkę ojca, przeproś Olka, ożeń Józka – wasz Kazik.
Kazimierz zmarł w 1920 roku na grypę hiszpankę. Nie zostawił po sobie dzieci.