Archiwum kategorii: Skawińscy

„Plotki rodzinne” cioci Steni cz. 7

Czas na dalszy ciąg rodzinnych plotek spisanych w latach 70-tych przez Ciocię Stefanię z Ruszczykowskich Krosnowską.

2014-02-08 19.32.31

20140228_141604 20140228_141614 20140228_141621 20140228_141629 20140228_141633

 

maria z gorczyckich skawinska skrzynecka2

Maria z Gorczyckich I-voto Skawinska II-voto Skrzynecka

Maria z Gorczyckich I-voto Ignacowa Skawińska II-voto Antoniowa Skrzynecka

Ignacy skawinski ojciec stefana skawinskiego

Ignacy Skawiński

antoni skrzynecki z corka

Antoni Skrzynecki z córką Zofią

Ur. XI.1853 – zm. 7.IV.1928
Pierwszy raz wychodziła za mąż za człowieka niekochanego – wybranego przez rodziców. Wesele odbywało się w rodzinnym majątku – trwało kilka dni. Na drugi, czy trzeci dzień po ślubie matka jej zauważyła, że młoda mężatka zwraca się do męża po imieniu i wyraziła swoje niezadowolenie, na co Maria odpowiedziała:
– Przecież ja nie opuszczę domu rodzicielskiego z żadnym obcym panem Skawińskim tylko z Ignasiem – moim mężem.
Wkrótce owdowiała zostając z małym synkiem. 26.XI.1877 r. wyszła za mąż powtórnie za Antoniego Skrzyneckiego[1] – dziennikarza i literata – tym razem z wielkiej miłości, która trwała całe życie.
Kiedy dzieci były jeszcze małe – Zofia (późniejsza Stanisławowa Ruszczykowska) miała dwa lata, Adam liczył sobie kilka miesięcy – Antoni Skrzynecki zachorował. W pewnym momencie przestał dawać znaki życia. Maria Skrzynecka wysłała służącą po doktora Chałubińskiego, a sama zaczęła nacierać szczotką ubraniową. Opowiadała potem, że robiła to bezmyślnie, traktowała to, jak objaw chorobliwy. Przed nadejściem lekarza Antoni Skrzynecki zaczął oddychać. Dziś, kiedy wiemy o dwóch stadiach śmierci: klinicznej i biologicznej, rozumiemy to, ale Maria Skrzynecka do końca życia nie wiedziała, że w ten sposób uratowała męża. Maria Skrzynecka posiadała wykształcenie tylko domowe, nie była na pensji, lecz mając wrodzoną inteligencję i zdolności, współpracując z mężem intelektualistą osiągnęła bardzo wysoki poziom. W chwili śmierci miała 74 lata – do końca życia zachowała jasny umysł. Na godzinę przed śmiercią (na zgorzelinę płuc) na zapytanie czuwającej przy niej siostrzenicy, jak nazywa się msza odprawiana w Wielki Piątek bez Najświętszego Sakramentu mocnym głosem odpowiedziała:
– Liturgia.
Jeszcze jedna ciekawostka: Między pierwszym a drugim małżeństwem upłynęło 5 lat. Na pewno przy pierwszym małżeństwie dostała kompletna wyprawę. Widziałam spis drugiej wyprawy zrobiony ręką jej ojca Józefa Gorczyckiego. Bielizna osobista, stołowa, pościelowa – wszystko liczone tuzinami, choć przecież w tak krótkim okresie poprzednia wyprawa musiała być jeszcze kompletna.
Dzieci kochała bardzo, ale potrafiła być twarda. Kiedy syn Adam uciekł ze szkół do Teatru; odnalazła go tuz przed świętami Bożego Narodzenia w Częstochowie. Rozmowa nie była przyjemna. Adam nie wrócił razem z matką – był obsadzony w sztuce, która aktualnie szła, lecz przyrzekł, że wkrótce się zwolni. Skrzyneccy wyprawili starsze dzieci (Stefana Skawińskiego i Zofię Skrzynecką) do swoich rodziców Adamostwa Skrzyneckich do Skrzynek i Błonia w Łęczyckiem. Adam Skrzynecki zgłosił się w dniu Wigilii – nie został wpuszczony do domu, choć rodzice całe święta przepłakali. Dopiero po świętach przyjęto marnotrawnego syna.


[1] Pisał pod pseudonimem Werytus.

Udostępnij na:

„Plotki rodzinne” cioci Steni cz. 6

Czas na dalszy ciąg rodzinnych plotek i anegdot pióra cioci Steni z Ruszczykowskich Krosnowskiej.

2014-02-08 19.32.31

20140228_141513 20140228_141533 20140228_141537 20140228_141543 20140228_141548 20140228_141556

Ignacy Tyblewski
Ur. ? – zm. XI. 1918
Jeszcze jeden powstaniec z 1863 r. ranny leżał w szpitalu w Kaliszu. Uniknął wywiezienia na Sybir dzięki doktorowi Rymankiewiczowi, który na widok Kozaków zabierających rannych, kazał Tyblewskiemu włożyć na siebie fartuch felczerski i nieść za doktorem narzędzia. W 1914 roku Tyblewscy opuścili płonący Kalisz i wojnę przeżyli w Sumach na Ukrainie przy córce i zięciu (Zofia i Franciszek Kokczyńscy). W listopadzie 1918 roku Tyblewski zmarł. Trumnę jego okryto sztandarem. W kościele odbywało się nabożeństwo dziękczynne za zmartwychwstanie Polski. Kaznodzieja wskazał na trumnę Ignacego Tyblewskiego mówiąc, że leży w niej jeden z tych, którzy swym bohaterstwem i poświęceniem przyczynili się do odzyskania niepodległości.
Ignacy Tyblewski ożenił się w 1886 r. z Jadwigą Gorczycką. Na tydzień przed ślubem prosił narzeczoną, żeby pozwoliła się pocałować – odmówiła. Po jakimś czasie już jako żonie powiedział, że gdyby się wtedy zgodziła się pocałować, to byłby się z nią nie ożenił.
Jadwiga Tyblewska, będąc już staruszką, mówiła do mnie, wówczas już dorosłej panny, że nigdy nie widziała swego męża nagiego i mówiła to z uznaniem, jako o dowodzie szacunku.

Ignacy Tyblewski (jr.)
Ur. ? – zm. 3-IX-1946
Najstarszy syn Jadwigi i Ignacego Tyblewskich – również Ignacy. – zostawił w 1920 roku młodą żonę (Eugenię z Gorczyckich) i kilkumiesięcznego syna Eugeniusza i poszedł na front, jako ochotnik. Wrócił odznaczony Krzyżem Walecznych.
Jako czteroletnie dziecko w lecie w majątku Kokczyńskich gniewał się, gdy starsi kuzynowie nazywali go Tyblewski. Widocznie uważał, że to znaczy „ty brzydki” czy coś w tym rodzaju. Krzyczał, rzucał się z piąstkami na prześladowców. Kiedyś przyjechała jakaś dostojna ciotka:
– A to jest Ignaś Tyblewski.
Dziecko bardzo grzecznie, żałośnie zaprotestowało:
– Nie. „Ty – beśki”!

Józef Gorczycki (jr.)
Ur.? – zm. 1940
Najmłodszy syn Konstancji z Nieszkowskich i Józefa Gorczyckiego w 1920 r. miał przeszło 50 lat. Jako ochotnik poszedł na front.
A teraz przy wspomnieniach o nim opowiem o zwyczajach przyjętych w jego rodzeństwie. Do dorosłości doszło ich dziewięcioro. Do końca życia obserwowali formę wyniesioną z domu rodzicielskiego – otóż wszyscy bracia bez względu na wiek zwracali się do sióstr przez trzecią osobę (czy Marylka… niech Stasia…) tak samo mówili młodsi bracia do starszych, natomiast starsi bracia do młodszych, siostry do wszystkich braci mówiły po imieniu.
Józef Gorczycki był tylko sześć lat starszy od swego siostrzeńca Stefana Skawińskiego, który do końca życia tytułował go wujem. I przez trzecią osobę, nawet kiedy obaj przekroczyli 70-tkę.
Kiedyś, kiedy mieli powyżej lat dwudziestu, Stefan Skawiński odwiedził Józefa Gorczyckiego w jego majątku Szeligi. Ktoś usłyszał, jak stangret, który ich obu wiózł ze stacji opowiadał w czeladnej:
– Do naszego Jasia przyjechał jakiś pan. Jeden drugiemu mówił „wuju”, ale nie wiem, który któremu. 

Udostępnij na:

„Plotki rodzinne” cioci Steni cz. 1

Jedynym owocem małżeństwa rodzonego brata mojej prababci Zofii z Ruszczykowskich Piekarskiej z kuzynką Marią ze Skrzyneckich była Stefania z Ruszczykowskich Krosnowska. Nie miała własnych dzieci, bo jak zawsze to podkreślała – nie lubiła ich. Mnie zaczęła akceptować, gdy mogłam przychodzić do niej na kawę na dorosłe rozmowy. Stało się to, gdy skończyłam mniej więcej 12 lat. Bardzo ją kochałam, bo mimo wielu dziwactw, jak klęczenie przed telewizorem w czasie mszy papieskich, stawanie na baczność przed radiem, gdy grali hymn państwowy, fanatycznym uwielbieniem dla Romana Dmowskiego, endecji i krewnego Eligiusza Niewiadomskiego, na cześć którego przyjęła na bierzmowaniu imię Eligia, mimo snobizmu, który sprawił, że wyszedłszy za mąż za Ryszarda Krosnowskiego wszędzie podkreślała, że nadal weszła do rodziny herbowej, mimo dewocji i masy innych rzeczy, była niezwykle barwnym człowiekiem, oczytanym, inteligentnym a przede wszystkim skarbnicą rodzinnych historii. Ciotka nienawidziła szkoły, ale kochała książki. Dlatego została księgarzem. Dzieciństwo spędziła w Rosji, więc jako władająca biegle językiem rosyjskim pracowała w księgarni… radzieckiej. Swoje rodzinne plotki napisała długopisem ręcznie w kalendarzu notesie wydanym przez wydawnictwo „Mieżdunarodnaja Kniga”. W 1976 roku podarowała mojemu Ojcu, a on… wrzucił do szuflady, gdzie czekały aż ja się nimi zaopiekuję. Za każdym razem, gdy siadałam do przepisywania czułam, że ciotka Stenia jest ze mną.

Oto pierwszy fragmencik…

2014-02-08 19.32.31

Z Ruszczykowskich Stefania Krosnowska

„Plotki rodzinne”

Drogi Maćku,
Oddaję w Twoje ręce „pałeczkę pokoleń” – ciotka Stenia
I. 1976 

2014-02-08 19.32.40

Dość dziwnie zatytułowałam te notatki. Spisuję tu rzeczy zasłyszane od osób, które brzydziły się kłamstwem – w większości opowiedziała mi moja matka Zofia ze Skrzyneckich Ruszczykowska i mój wuj – przyrodni brat matki – Stefan Skawiński. Przekazywali mi to, o czym im opowiadano, byli to też ludzie zasługujący na pewno na zaufanie. Jednak wszystko, co jest ustnie przekazywane z pokolenia na pokolenie, nabiera barw, których często nie było na początku. To jest zresztą urok legendy. Tego ostatniego wyrażenia wolałam uniknąć, aby nie było zbyt pompatyczne. Wprowadzenie zacznę od legendy, ale wszystko następne, niech będą po prostu plotkami. Na pewno jest tam duży procent prawdy – ale nie mogę jej udowodnić niczym – nawet autopsją.

2014-02-08 19.33.00

2014-02-09 23.52.01 2014-02-09 23.52.25

Legenda rodu Gorczyckich h. Jastrzębiec

Ród Gorczyckich nobilitacje uzyskał w końcu XVI wieku, ale wywodził się podobno od wojów Chrobrego.
Ponoć jeden z protoplastów brał udział w rozsiekaniu św. Stanisława Szczepanowskiego, za co kara dosięgła wszystkich jego potomków w postaci krzywych palców u rąk. Ponieważ sama mam krzywe palce od urodzenia (pierwsze, co zauważyła moja matka, to nie rysy twarzy, ale właśnie tę rodzinną cechę), wobec tego przyswoiłam sobie tę legendę. W latach grubo przed I wojną Światową ciotka Lila de Tilly (córka Natalii z Gorczyckich) i Jana de Tilly, będąc za granicą zdjęła w restauracji rękawiczki. Pan przy sąsiednim stoliku powiedział po francusku: „To musi być coś z Gorczyckich”, Okazało się, ze by to Francuz zbierający legendy rodowe różnych narodów. Tę scenkę opowiadała mi sama Ciocia Lila. 

Udostępnij na: