Archiwum kategorii: Krosnowscy

O czym szumią listy, czyli wiedza o przodkach tkwi w epistolografii

Listy, które zachowały się po naszych przodkach, krewnych czy przyjaciołach rodziny mogą odkryć przed nami niespodziewane historie. Choć, jak to bywa w przypadku papieru, przyjmie on wszystko. Codzienne rozterki, tęsknota za mamą, babcią czy siostrą. Jaka wiedza wypływa z rodzinnych listów?

O tym, że listy to kopalnia wiedzy o człowieku wiadomo od dawna. Według badaczy list jest prawdopodobnie tak stary, jak stare jest samo pismo. W końcu to po prostu pisemna wiadomość sporządzona wtedy, gdy nie można porozmawiać z kimś twarzą w twarz. Czyż nie listy stanowią dużą część Biblii? Czyż to nie list świętego Pawła do Koryntian czytany jest podczas ślubu i cytowany jako najpiękniejsze słowa o miłości? „Gdybym mówił językami ludzi i aniołów, a miłości bym nie miał, stałbym się jak miedź brzęcząca albo cymbał brzmiący. Gdybym też miał dar prorokowania i znał wszystkie tajemnice, i posiadał wszelką wiedzę, i wszelką [możliwą] wiarę, tak iżbym góry przenosił. a miłości bym nie miał, byłbym niczym.”

Fałszerstwa kontra oryginały

Listy to jednak nie tylko wspaniałe słowa, czy historie, ale… kopalnia wiedzy o człowieku i jego stosunkach rodzinnych. Oczywiście pod warunkiem, że… są autentyczne. Historia zna już bowiem kilka fałszerstw. Do najsłynniejszych należy sprawa rzekomych listów Chopina do Delfiny potockiej, którym w swoim czasie Jerzy Maria Smoter poświęcił całą książkę zatytułowaną „Spór o listy Chopina do Delfiny Potockiej”. Udowodnienie fałszerstwa sprawiło zresztą zawód wielu osobom, które chciały wierzyć, że nasz, tak na wskroś polski kompozytor, był nie tylko wrażliwym i umuzykalnionym romantykiem, ale też zwyczajnie jurnym chłopem lubiącym seks. Cóż… fragment jednego z listów brzmiał bowiem: Ty dla mnie wrotami raju jesteś, dla Ciebie sławy, twórczości, wszystkiego się wyrzeknę. Wolę nic nie tworzyć, byle się z Tobą położyć, ja zawsze najwierniejszy Fryc, co mocno tęskni do Twych cudnych cyc!!! Wiem, że kochasz mój dzyndz i jaja, a po tej dysertacji i szanować musisz, bo nie tylko nam rozkosz sprawiają, ale i mojej twórczości są źródłem. Niestety… Paulina Czernicka, która twierdziła, że jest właścicielką listów, poproszona o dostarczenie badaczom oryginałów poinformowała, że zostały one jej skradzione. Listy badano pod kątem autentyczności i stwierdzono, że jedynym faktem, który za tym przemawia jest ich styl, ale ten Czernicka mogła zaczerpnąć z innych listów Chopina. Poza tym nie zgadzają się daty spotkań i inne wydarzenia w listach opisane.

Na szczęście Delfina Potocka była też kochanką Zygmunta Krasińskiego, a ich korespondencja miłosna jest już na pewno prawdziwa. Pełna wzniosłych słów, pokazujących tęsknotę poety do kobiety, która uchodziła za najpiękniejszą niewiastę swojej epoki. Krasiński pisał bowiem: Czymże list Twój każdy, jeśli nie Tobą, ale Tobą pod tym kształtem. Dlaczegóż nie mogłabyś i pod innym mi się objawić? Dlaczego by Twoja postać nie zdołała powtórzyć się tysiąc razy, polecieć do mnie przez fale powietrza jak światło, jak magnetyzm? Dialy, dziś wieczór ja czekam na Ciebie. Czy przyjdziesz w płaszczu błękitnym i białej sukni, czy przyjdziesz do mego pokoju, kiedy ja sam będę, kiedy powiem: „Pokaż mi się, Dialy!” – Ukażesz mi się cicha. Krasiński nie planował z Delfiną, gdyż małżeństwo uważał za grób miłości. Zapewne swój listowny romans z nią traktował jako swoiste „życie pozagrobowe”, gdyż do dziś zachowało się jego 3500 listów do Potockiej, które powstały na przestrzeni 10 lat.

Cztery wersje odpowiedzi Kozaków

Do dziś trwa spór, czy prawdziwym jest list Kozaków zaporoskich do Sułtana. Rzekomo podpisany przez atamana koszowego Iwana Sirkę wraz z „całą Siczą Zaporoską” ma stanowić odpowiedź na ultimatum sułtana osmańskiego Mehmeda IV. Sułtan nakazywał Kozakom poddać się mi dobrowolnie bez żadnego oporu i nie kazać mi się więcej waszymi napaściami przejmować. W odpowiedzi Kozacy napisali mu: Ty, sułtanie, diable turecki, przeklętego diabła bracie i towarzyszu, samego Lucyfera sekretarzu. Jaki z ciebie do diabła rycerz, jeśli nie umiesz gołą dupą jeża zabić. Twoje wojsko zjada czarcie gówno. Nie będziesz ty, suki ty synu, synów chrześcijańskiej ziemi pod sobą mieć, walczyć będziemy z tobą ziemią i wodą, kurwa twoja mać. Kucharzu ty babiloński, kołodzieju macedoński, piwowarze jerozolimski, garbarzu aleksandryjski, świński pastuchu Wielkiego i Małego Egiptu, świnio armeńska, podolski złodziejaszku, kołczanie tatarski, kacie kamieniecki i błaźnie dla wszystkiego, co na ziemi i pod ziemią, szatańskiego węża potomku i chuju złamany. Świński ty ryju, kobyli zadzie, psie rzeźnika, niechrzczony łbie, kurwa twoja mać.

O tak ci Kozacy zaporoscy odpowiadają, plugawcze. Nie będziesz ty nawet naszych świń wypasać. Teraz kończymy, daty nie znamy, bo kalendarza nie mamy, miesiąc na niebie, a rok w księgach zapisany, a dzień u nas taki jak i u was, za co możecie nas w dupę pocałować!

Historycy skłaniają się do tego, że jest to najprawdopodobniej znacznie później napisana mistyfikacja. Do dziś zachowała się bowiem tylko kopia pochodząca z XVIII wieku. Ukraińcy w opracowaniach podają zresztą cztery wersje treści listu, z których każda w tym języku w pewnych fragmentach przezabawnie się rymuje. Na szczęście całość, nawet jeśli jest mistyfikacją, pokazuje jak wymyślne przekleństwa stosowano przed wiekami.

O czym pisał Król

Prawdziwa jest natomiast korespondencja Jana III Sobieskiego do Marysieńki. Tu widzimy prawdziwą miłość i pożądanie, gdy król pisze: Teraz dlaczego mię rozłącza z Wcią sercem moim, trudno się jego świętej badać woli, mam jednak w Nim nadzieję, że widząc wszystkie skrytości serca mego. nie dopuści na mnie tego, czego bym znieść nie mógł bez obrazy podobno Jego samego. Nie zabijajże mię tym, moja duszo jedyna, więcej; bo o tym myśląc, przed czasem najokrutniejszą przyszłoby umierać śmiercią. Ja, jeślim kiedy zgrzeszył przeciwko Wci memu sercu, przepraszam uniżenie, całując milion razy w śliczne nóżki. Z listów dowiadujemy się też co nieco o rodzinie i stosunkach w niej panujących. Pewnym jest, że Fanfanik – stanowił „oczko w „głowie” monarchy: Fanfanowi nieborakowi wszyscy kłaniają, a ja go z duszy obłapiam i całuję. Niech mu P. Bóg da zdrowie, jeśli to będzie z chwałą jego świętą.

Sporo jest o kontaktach dyplomatycznych z obcokrajowcami. Jednym z nich był Jerzy Fryderyk ks. Waldeck, który w 1683 dowodził wojskami bawarskimi w bitwie pod Wiedniem. Król pisał o nim: Waldeck przyjechał także w godzinę jakąś po księciu lotaryńskim. (…) Naprzód nie chciał pić inszego wina, jeno mozelskie z wodą, i to wody bardzo siła; jakoż cale nie pija. Rozochociwszy się jednak, pił i węgierskie. Ów Taff, co był posłem od niego na mojej elekcji, był też z nim, i zda mi się, że jest we wszystkim Robakowskim, i często mu do ucha szeptał i aby był nie pił, przestrzegał; ale się zaś i sam stróż upił, i samże potem ochoty dodawał. Gdy już sobie tedy podpił książę, po różnych komplementach pytał, jako się zowie po polsku ojciec i brat. Powiedziano mu. Tedy (jako owo ks. arcybiskup gnieźnieński zwykł czynić) powtórzył to z pięćset razy, pokazując na mnie: „To ojciec, a ja syn, a wy bracia moi”. Na Fanfanika zaś coraz, że „ten wprzód i tamci trzej, a ja piąty”. To znowu w moment zapomniał, jak ojciec po polsku. To tak tego było przez kilka godzin.

Listy ze szkoły

Myliłby się jednak ktoś, kto by myślał, że tylko listy wielkich przynoszą wiedzę o świecie, historii czy dawnych obyczajach. W 2005 roku z posiadanych przeze mnie listów do rodziców pisanych w latach 1922-24 przez Zbigniewa Piekarskiego powstała książka „Dziewiętnastoletni marynarz”. To opowieść o Szkole Morskiej w Tczewie uważanej za kolebkę polskich nawigatorów. Czytając je poznajemy rzecz jasna autora i jego rodzinę, ale przede wszystkim życie w szkole morskiej oraz dalekomorskie podróże pierwszym historycznym polskim statkiem szkolnym „Lwów”. Listy są jednym zachowanym zbiorem epistolograficznym dotyczącym szkoły morskiej i stanowiącym komplet obrazujący codzienne życie w nowej placówce edukacyjnej na odrodzonych ziemiach polskich. Ich autor pisał: Mamy tu takiego drugiego kapitana Maciejewicza, który przez nas jest pospolicie zwany „Macają”, wydziera się on od rana do nocy przez tubę, która bardzo przypomina rurę od samowara. Zdarzył tu się taki wypadeczek. Jeden z uczni siedział na pokładzie i zwijał linę w kółka, a tymczasem „Macaja” nastąpił mu z tyłu na linkę tak, że ten nie mógł jej wyciągnąć, nieodwracająca się więc krzyknął: „Złaź z linki gówno sobacze”, a „Macaja” na to: „Ty sam gówno sobacze” i poszedł sobie dalej.
Dziś trzech jegomości dostało karne roboty. Jeden wymył WC, drugi umywalnie, a trzeci oczyścił dzwon co wcale do przyjemnych rzeczy nie należy. Wszystko tylko za to, że spóźnili się na zbiórkę.

 

(…) Od tygodnia z górą, jak to pewnie wiadomo Tatusiowi z moich pocztówek, jestem na „Lwowie”. W podróży od Gdyni do Dunkierki widziałem wiele rzeczy nieprawdopodobnych, jak na przykład, pranie bielizny w naczyniach, w których w czasie obiadu roznoszą zupę dla emigrantów, lub rzyganie do tych samych naczyń, których miedzy innymi tak samo jak i talerzy, kubków i łyżek nigdy nie myją tylko wprost opłukują, tak że siadając do stołu można już wiedzieć co będzie na obiad lub kolację. Tak samo niewiarygodną rzeczą może się wydawać wydanie nam żywności na dwie doby w postaci ½ bochenka chleba i kawałka surowej i słonej jak pies kiełbasy długości 6-7 centymetrów. Po drodze z Dunkierki do Cherbourga zatrzymywaliśmy się w Arras, Amiens, Rouen, Medizon i Serqigny mogliśmy zwiedzić to miasto gdyż w każdem zatrzymywaliśmy się na 3-5 godzin. W Rouen mieliśmy na przykład możność obejrzenia sławnej katedry z grobami Joanny D’Arc i Ryszard Lwie Serce i wielu innych sławnych kardynałów i monarchów. W Dunkierce jest wspaniały port cały podzielony na oddzielne baseny odgrodzone jeden od drugiego ruchomymi mostami, które przy nadejściu statku bez szumu powolutku się przekręcają i pozostawiają wolne przejście dla statku.

Od razu po przeczytaniu tych fragmentów widać jak zmieniła się obyczajowość. Gdyby dziś na szkolnym statku odbywało się „pranie bielizny w naczyniach, w których w czasie obiadu roznoszą zupę dla emigrantów, lub rzyganie do tych samych naczyń” natychmiast wkroczyłby Sanepid.

 

Jednym z bohaterów listów jest Mamert Stankiewicz, któremu Karol Olgierd Borhardt poświęcił książkę „Znaczy kapitan”. U Zbyszka Mamert był bohaterem historii, która miała miejsce po przybyciu statku do portu w Londynie: Zdarzył się na „Lwowie” ciekawy wypadek. Mianowicie znaleziono na statku parę butelek koniaku w czasie rewizji celnej, a że groziło to grubą karą (którą już statek zapłacił), więc komendant chciał się dowiedzieć czyj to koniak. Na ogólnej zbiórce odezwał się do nas kandydatów i załogi w ten mniej więcej sposób: „Celnicy chcą znaczy wiedzieć, kto to chował koniak, więc proszę się do mnie zgłosić i powiedzieć mi znaczy jego nazwisko. Jeśli się znaczy nikt nie zgłosi, to będę musiał wyznaczyć.” Kogo to on chciał wyznaczyć nie wiem, ale my zrozumieliśmy, że to on chce zwalić na kogoś całą winę. Zaczęły się rozmowy na ten temat, doszły one do uszu Mamerta, a ten, nie chcąc widocznie z nami zadzierać (już były dwa strajki), zapłacił sam karę.

Listy to także zagadka dla genealoga, kim są postaci, które wymienia? Zbyszek w jednym z listów pisał: Ukłony Bankowcom, Jagusi i Pelci. Pannie Waci szczególne ukłony. Niech się raz ucieszy! Co tam! Dopiero inne rodzinne listy pomogły mi odkryć, że Jagusia i Pelcia były córkami znajomych moich pradziadków. Niestety kim była panna Wacia – nie wiem do dziś.

Listy z więzienia

Listy pisano nie tylko ze szkoły, czy pola walki, jak w przypadku Jana III Sobieskiego, ale tez i z więzienia (i do więzienia), choć pamiętać należy, ze to zawsze osobliwa korespondencja, gdyż zawsze podlega cenzurze! Z takiej korespondencji między moją stryjeczno-stryjeczną babką Stefanią z Ruszczykowskich Krosnowską, a jej matką Zofią ze Skrzyneckich Ruszczykowską mogłam ułożyć całą historię więziennej odsiadki tej pierwszej, która trafiła do Fordonu jako wróg narodu. Była powstańcem warszawskim – żołnierzem Armii Krajowej i powstańcem warszawskim. Stefania pisała do matki z więzienia w Fordonie: Dostałam zezwolenie na złożenie listowne zeznań w sprawie wymordowania przez Niemców moich rannych w szpitalu – sprawiło mi to przyjemność, bo czułam, że biorę żywy udział w życiu społecznym, że nie jestem wyrzucona poza nawias. (…) Martwię się Tobą Tusieńko – wiem, że zawsze biedniejsi są ci, co zostają. Uwiezioną w Fordonie córkę Zofia Ruszczykowska starała się wszelkimi siłami uwolnić. Zachowała się nawet wizytówka inżyniera Zasława Malickiego, do którego najwyraźniej zwróciła się z prośbą o pomoc, gdyż na odwrocie wizytówki widnieje odręczny list (a więc znów list!) skierowany do „Ob. Mjr. Inż. Aleksandra Wolskiego”, ówczesnego dyrektora Departamentu IV Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego.

Kolego! Proszę was bardzo, abyście zechcieli łaskawie przyjąć i w miarę możliwości przychylnie załatwić ob. Ruszczykowską, moją znajomą, która ma zmartwienie rodzinne. Łączę pozdrowienia i serdeczny uścisk dłoni. Z. Malicki. Nie wiadomo jednak jak wyglądała rozmowa z Wolskim, ani nawet czy Zofii Ruszczykowskiej udało się do niego trafić. 9 marca 1946 roku śmiertelnie potrącił ją przejeżdżający ulicą Rakowiecką samochód. W ostatnim liście do brata, napisanym i wysłanym na dzień przed śmiercią, opisała swoją wizytę u córki w więzieniu. Sprawa Steni jest na dobrej drodze i wiem, że wywiezienie nie wpłynie gorzej na pomyślne jej zakończenie. Meczę się jednak, że tak się jeszcze ciągnie. Gdy się dowiedziałam gdzie jest, zaraz wyszykowałam solidną paczkę i wyjechałam. Droga była szalenie męcząca – w wagonie byłam 16 godzin. Z Bydgoszczy do Fordonu jest blisko i jechałam wygodnie w jedną stronę koleją, w drugą wspaniałym autobusem. Stenię widziałam. Jest dobrej myśli, trzyma się dzielnie. W drugą stronę 

jechałam znów nocą, było zimno, więc jeszcze dziś kaszlę i mam silną chrypkę. Paczki można wysyłać pocztą, więc jeszcze dziś wysłałam dwie… Gdy jej córka pisała do niej list i donosiła, jak bardzo martwi się o matkę nie wiedziała, że matka zwana przez nią Tusieńką już nie żyje. Zresztą obie paczki dotarły do niej do Fordonu już po śmierci matki. To o nich wspominała w liście Stenia pisząc dwa miesiące później: Paczkę świąteczną dostałyśmy w porządku. Byłyśmy wzruszone sercem – palemka i baranek do dziś dnia stoją na stole w celi.

Listy z podróży sanatorium

Najczęstszą przyczyną pisania listów jest… rozłąka. A tak to już jest, gdy ktoś wyrusza w podróż. W 2013 roku z listów pradziadka Antoniego Adamskiego do prababci Leokadii Karoliny z Przybytkowskich stworzyłam z mężem Zacharjaszem Muszyńskim, który jest aktorem, spektakl „Listy do Skręcipitki”. Spektakl opowiada nie tylko o miłości nadawcy do adresatki, ale jest też opowieścią o tęsknocie za ojczyzną i postrzeganiem jej przez autora. Grany wielokrotnie, w 2018 roku z okazji stulecia odzyskania przez Polskę niepodległości, był lekcją historii dla rzeszy gimnazjalistów i licealistów, którzy przez pryzmat opowieści o parze zwykłych ludzi uczyli się, ile dla przeciętnego Polaka znaczyła kiedyś ojczyzna i jak stawał w obronie jej imienia. Pradziadek pisał bowiem:

Towarzystwo marne, sami Kacapi – kolejarze. Zdążyłem już jednemu nawymyślać. A stało się tak: jest tu jedna panna dosyć inteligentna, z którą ja się zaznajomiłem. Otóż spacerowałem z nią, ja rozmawiałem po polsku, ona zaś pytała się o wyrazy, których nie rozumiała. Po drodze przyłączył się do nas jakiś drab, zaczął rozmawiać z nami po rosyjsku i słysząc, że ja mówię po polsku, odzywa się do tej panny, że on ze wstrętem słucha polską mowę! Karolciu! Szatan mnie od razu opanował! Wiesz jaki ja jestem gwałtowny. Zwymyślałem go strasznie! Plunąłem mu w oczy i w końcu namówiłem wszystkich, co koło mnie siedzą przy obiedzie, żeby nie chcieli z nim siedzieć. I trzeciego dnia Kacap sam przeniósł się na inny stół. (lipiec 1913)

Po wybuchu I wojny światowej pradziadek trafi do Kaługi. Wojna uniemożliwiała mu powrót do Polski. Wtedy pisał: Staram się wszelkimi siłami wrócić jak najprędzej. Lecz kiedy to nastąpi – nie wiem. Może w sierpniu, a może we wrześniu. Napiszcież na rany boskie Was proszę list do mnie! Czyście się mnie wyparli? Nasi robotnicy, których rodzina czytać i pisać nie umie, to otrzymują listy z Warszawy. Kolega, z którym mieszkam od czasu wyjazdu wczoraj otrzymał list z Warszawy od matki, a ja nic! Jakbym był sierotą i w kraju nie miał jednego serca, które by za mną westchnęło. W ostatnich czasach czuje się słabszy i drżę na myśl o poważniejszej chorobie. (5 lipca 1918) (…) Posiwiałem, zgarbiłem się, kaszel mój nieodstępny przyjaciel, coraz gorzej mnie męczy, więc choć w lipcu pewno wrócę do domu, pociechy ze mnie mieć nie będziecie. Ale trudno. Głównie cieszę się tym, że wrócę, zobaczę was wszystkich, Warszawę, Wisłę, Kępę… Przez cały ten czas wygnania, gdym się tylko czuł gorzej, a to było bardzo często, gdyż zima tutejsza mroźna, mróz tu dochodził i do trzydziestu stopni i więcej, jednego strasznie się bałem: umierać na wygnaniu. Tutaj dużo naszych umarło… (18 lipca 1918).

Żadne inne dokumenty nie mówią tyle o tęsknocie i miłości, także tej do ojczyzny, jak robią to właśnie listy. To z nich budujemy sobie obraz społeczeństwa i jego dziejów. Ale też przez nie najlepiej poznajemy autorów i ich charakter. Wiemy jaką mają wrażliwość. Dla rodzinnego genealoga listy przodków to wskazówka na ile jesteśmy do nich podobni.

Do chwili wynalezienia telegrafu, a później telefonu i internetu list stanowił jedyny sposób na porozumiewanie się ludzi na odległość. Dziś, gdy listy wyparły e-maile z pewną obawą myślę, czy coś zostanie po pokoleniach epoki cyfryzacji?

Udostępnij na:

Szukaj w archiwach, czyli co kryją życiorysy i ankiety

O tym, że archiwa kryją wiedzę o naszych bliskich przekonywać nie trzeba. Powszechnie wiadomo, że archiwa państwowe od kilku lat przeprowadzają digitalizację zbiorów, które następnie udostępniają w sieci. Jak jednak w tym się rozeznać. O ile metryki stosunkowo łatwo znaleźć (pod warunkiem, że się wie gdzie ich szukać) o tyle są jeszcze takie zbiory, w których wiedza o przodkach jest, a które nie przyjdą nam do głowy.

To na przykład… dzienniki szkolne z prywatnych lub państwowych szkół sprzed lat. Jeśli wiemy, że nasz przodek chodził do jakiejś szkoły wystarczy odnaleźć jej archiwum, a tam… mogą na nas czekać informacje o jego stopniach etc. Archiwa szkolne przeważnie przekazywane są do archiwum miejskiego. Tamże przekazywane są dokumenty dotyczące różnego rodzaju zakładów pracy – także prywatnych. Swoje archiwa maja też wyższe uczelnie. Na przykład pokaźnym archiwum dysponuje Uniwersytet Warszawski. Niestety dokumentacja Szkoły Głównej, której spadkobiercą jest UW, spłonęła w czasie powstania warszawskiego. Co zatem znajdziemy w uniwersyteckich zasobach? Akta studenckie z lat 1915-1939 zachowane w ok. 85%. Są to Albumy Studentów UW, większość ksiąg egzaminacyjnych i dyplomowych. Dlatego jeśli wiemy, że nasz przodek w tym czasie studiował to uniwersyteckie archiwum może okazać się dla nas rajem! Co ciekawego może być w takich dokumentach studenckich? Na przykład… życiorys studenta. Odręcznie napisany może zawierać nieznane dla nas fakty. Może też w pasjonujący sposób uczyć nas historii Polski. Trzeba tylko chcieć wydłubać z niego informacje.

Życiorys mojego dziadka Bronisława Piekarskiego (1901-1960), o którym wiem naprawdę sporo zaskoczył mnie ogromnie. Wiedziałam, że dziadek w latach I wojny światowej przebywał na wschodzie (Lwów, Kijów, Tyflis i Baku), wiedziałam, że był internowany w Baku w kwietniu 1920 roku przez władze bolszewickie, ale zupełnie nie znałam jego działalności naukowej i badawczej. Do głowy mi nie przyszło, że niespełna dziewiętnastoletni chłopak mógł taką prowadzić. Tymczasem z życiorysu wynika, że tak było. Dziadek bowiem napisał:

Urodziłem się w Warszawie 13 czerwca 1901 roku. Nauki rozpocząłem w 1-ej tyfliskiej szkole handlowej gdzie uczęszczałem od 1-ej do 7-ej klasy włącznie. Następnie z powodu wyjazdu rodziców do Baku, zostałem przeniesiony do 1-ej państwowej szkoły handlowej którą ukończyłem w kwietniu 1920 roku przed przewrotem bolszewickim w Azerbejdżanie. Dążąc do wykorzystania wakacji letnich w lecie 1917 r. pracowałem na jedynej w Rosji fabryce terpentyny francuskiej w Borżomi. Po szczegółowym zaznajomieniu się z procesem fabrykacji terpentyny przeprowadziłam samodzielnie próby fabrykacji wyższych gatunków kalafonii zwieńczone pomyślnym rezultatem. Następnie z polecenia kierownika fabryki został przeze mnie napisany obszerne referat o fabrykacji terpentyny francuskiej pt. „Proizwodstwo francuskiego ekipaża w Borżomie”.
Po powrocie z rzeczonej fabryki do Tyflisu obszernie referowałem o fabrykacji terpentyny francuskiej w szkole handlowej wobec grona nauczycieli szkół Tyfliskich i uczni klas 6, 7 i 8 ilustrując referat przyniesionymi przeze mnie dla muzeum towaroznawstwo szkoły eksponatami. Jeszcze w klasie 6-ej zdecydowałam się poświęcić matematyce ścisłej udzielając większość czasu wolnego zajęciom z fizyki i matematyki. Po przyjęciu do klasy 7-ej zostałem powołany na asystenta profesorów fizyki i chemji w szkole handlowej kierując często się z polecenia wymienionych profesorów robotami laboratoryjnymi kolegów i uczni klas 6 i 8.
Do przyjazdu do Baku W 1919 roku rozpocząłem prace nad sporządzaniem atlasu nieba zawierającego wszystkie gwiazdy widziany gołym okiem t.j. do 6ciu jak również mgławice i skupienia gwiezdne na obu półkulach. Pomimo trudności wynikających z braku odpowiednich materiałów w styczniu 1920 r. praca powyższa została ukończona. Niestety część map została skonfiskowana przez władze bolszewickie przy rewizji przeprowadzonej przy aresztowaniu mnie jako zakładnika polskiego wraz z misją p. ministra Filipowicza natychmiast po przewrocie kwietniowym.
Po wypuszczeniu mnie z więzienia i będąc zmuszone przez władze sowieckie do pracy, wstąpiłem do Bakińskiego portu początkowo jako rysownik-konstruktor, ale we dwa miesiące po objęciu przeze mnie rzeczonej posady zostałem przywołany na głównego konstruktora portu. Z tego okresu datują przeprowadzone przezemnie roboty, a mianowicie: wykonanie projektu przebudowy odlewni portowej i kierownictwo przebudowy sporządzenia projektu 10-cio tonowego elektrycznego suwaka i mniejsze pracy techniczne.
Z otwarciem możności powrotu do kraju wyjechałem w początkach sierpnia roku zeszłego, lecz zatrzymany przez władze sowieckie w Koziatyniu przejechałem granicę Polską zaledwie 19 stycznia r.b.

Bronisław Piekarski
11 marca 1922 r.

Przed zapoznaniem się z tym życiorysem moja wiedza o nauce dziadka była niemal zerowa. Oczywiście wiedziałam, że kończył Uniwersytet Warszawski, napisał dwa podręczniki do nauki matematyki, ale co zawodowo robił zanim rozpoczął studia? Nie miałam bladego pojęcia, że cokolwiek. Dodatkowo dokumenty znajdujące się w jego uniwersyteckiej teczce pozwoliły mi poznać nazwiska jego nauczycieli i spojrzeć szerzej na polską naukę. Z uniwersyteckich papierów wiem, że filozofii uczył dziadka prof. Kazimierz Ajdukiewicz (1890-1963) wykładając przedmiot o nazwie „Główne zasady nauk filozoficznych”. Ajdukiewicz – wywarł ogromny wpływ na polską filozofię, logikę i kulturę. Był nie tylko uczonym, ale animatorem życia naukowego.

Kolejnym profesorem dziadka był Antoni Zygmud (1900-1992), niewiele zresztą od dziadka starszy, bo zaledwie o rok. Wykładał „Wstęp do teorii równań różniczkowych”. Był matematykiem, który w 1940 roku wyemigrował do USA i tamże wykładał na kilku uniwersytetach m.in. w Pensylwanii i Chicago. „Teorię funkcji analitycznych” wykładał Stefan Mazurkiewicz (1888-1945), do którego na seminarium z matematyki wyższej dziadek uczęszczał. Mazurkiewicz zajmował się topologią, analizą matematyczną i probablistyką, czyli rachunkiem prawdopodobieństwa. W czasie wojny polsko-bolszewickiej uczestniczył w łamaniu szyfrów i kształcił polskich kryptologów, a do jego uczniów należał także Marian Rejewski ten od złamania szyfru enigmy. Kolejnym profesorem dziadka był Jan Łukasiewicz (1878-1956), który był m.in. ministrem wyznań religijnych i oświecenia publicznego w rządzie Ignacego Jana Paderewskiego. Na UW uczył dziadka przedmiotu, który nazywał się „Historia logiki matematycznej”. Ponadto do grona dziadkowych profesorów należeli jeden z najsłynniejszych polskich filozofów prof. Tadeusz Kotarbiński (1886-1981), fizyk i twórca warszawskiej szkoły doświadczalnej Stefan Pieńkowski (1883-1953) i były ukochany Marii Skłodowskiej-Curie Kazimierz Żorawski (1866-1953) specjalista od równań różniczkowych.

Niemniej ciekawych odkryć dokonałam zapoznając się w swoim czasie z ankietą mojej ciotecznej babki Stefanii z Ruszczykowskich Krosnowskiej (1913-1991). Mówiłam do niej ciociu, była jedną z bliższych mi osób i jednym z aktywnych w rodzinie genealogów, z której wyników badan do dziś korzystam. Ciotka była powstańcem warszawski, sanitariuszką, łączniczką o pseudonimach: „Bogda” i „Stenia”. Jej powstańczą kartę znałam świetnie. Byłam na pogrzebie, który odbył się z honorami na cmentarzu powązkowskim w 1991 roku. A co z jej życiem zawodowym? Wiedziałam, że ciotka była księgarzem, ale gdzie pracowała? Znałam tylko ostatnie miejsce pracy, czyli księgarnię książek radzieckich. Ale o to, gdzie pracowała wcześniej nigdy nie spytałam. Nigdy też nie spytałam jaką szkołę skończyła. Po ciotce odziedziczyłam wszystkie papiery, ale brak w nich szkolnych świadectw, gdyż te nie zachowały się. Niestety mieszkanie, które zajmowała z matką na Powiślu spłonęło w czasie powstania warszawskiego. Odpowiedzi na dręczące mnie pytania dały jej teczki osobowe z Biblioteki Narodowej i Domu Książki. Nagle okazało się, że przed wojną ciotka pracowała w Nowogródku w bibliotece im. L. Rudzkiej, w Wieluniu w bibliotece im. S. Staszica oraz w Warszawie w Bibliotece Śniadeckich, gdzie była kierownikiem. Tamże pracowała też podczas okupacji. Po upadku powstania była wychowawczynią w Kochanowie w schronisku dla sierot wojennych. Po wojnie pracowała w Bibliotece Narodowej aż do aresztowania przez UB za działalność w Armii Krajowej i osadzenia w Warszawie na Rakowieckiej, a następnie skazana i osadzona w Fordonie. Potem, po zwolnieniu na mocy amnestii 17 marca 1947 roku, ciotka pracowała w Księgarni Wydawniczej Trzaska, Evert, Michalski, która w 1951 roku udzieliła jej referencji, by przyjęto ją do pracy w Domu Książki. Z ankiety wynika, że ciotka władała nie tylko biegle rosyjskim i francuskim, o czym wiedziałam, ale i czeskim. Dopiero teraz zrozumiałam skąd w jej księgozbiorze czeskie książki i słownik czesko-polski. Według ankiety skończyła 6-klasowe gimnazjum ogólne oraz zawodowe biblioteczne. Jakie konkretnie to były szkoły? Tę wiedzę pozyskałam z jej życiorysu. Wynika z niego, że najpierw ciotka ukończyła 6-klasową szkołę powszechną w Wiskitkach i miało to miejsce w 1926 roku. Potem 6-klasowe gimnazjum Hoene-Przesmyckiej w Warszawie, a następnie Wydział Bibliotekarski Szkoły pracownic społecznych. Kurs dwuletni. Dyplom z wynikiem bardzo dobrym odebrała 25 czerwca 1932 roku.

Najciekawsze i najbardziej zdumiewające informacje udało mi się pozyskać jednak o szwagrze prababki Leokadii Karoliny z Przybytkowskich Adamskiej (1884-1970), czyli Wacławie Chodkowskim (1878-1953). Wiedziałam, że był malarzem, uczniem m.in. Wojciecha Gersona, że jeździł po Polsce i malował ludziom portreciki za 3 złote, że był członkiem Towarzystwa Zachęty Sztuk Pięknych, że miał przed wojną w Zachęcie pracownię, która spłonęła podczas powstania i że po wojnie został przyjęty do Związku Polskich Artystów Plastyków na podstawie kilku obrazów. Dokumentacji Związku Polskich Artystów Plastyków Okręgu Warszawskiego z lat 1945-1953 szukałam wiele miesięcy. Wreszcie znalazłam. Jakie odkrycie przyniosła wypełniona przez niego ankieta członkowska? Otóż w rubryce „działalność artystyczna od roku 1944” oprócz wiadomości, że wziął udział w konkursie „Wojska Polskiego” i zakupiono jego pracę opatrzona godłem „Nalot” znalazła się też informacja, że artysta brał „udział w pracach ‘Gazetki ściennej’ 3 komp. 1. – S.B.E.D. na odcinku Wawer Warszawa”. Cóż to był za twór? Otóż chodziło o 1 Samodzielny Batalion Eksploatacji Dróg (1 sbed) – samodzielny pododdział wojsk drogowych ludowego Wojska Polskiego. Był on przeznaczony do budowy i naprawy dróg w strefie przyfrontowej. Pełnił także służbę regulacji ruchu oraz kontroli wojskowych pojazdów mechanicznych podczas działań bojowych. Od połowy września do końca grudnia 1944 r. obsługiwał odcinek drogi samochodowej Kołbiel-Zakręt-Wawer-Praga oraz (do listopada) Wawer-Falenica-Michalin-Wiązowna, Falenica-Otwock-Świerk i Otwock-Wólka Mlądzka. Dopiero teraz zrozumiałam skąd w spuściźnie szwagra prababci takie dziwne i niezbyt pasujące do jego wcześniejszej twórczości akwarelowe obrazki z żołnierzami LWP. Archiwum SBED jeszcze nie przejrzałam. Cały czas czekam na informację, że mogę już to zrobić, bo wystąpiłam o zgodę na przejrzenie kroniki batalionu. Przyznam, że nie wiem czego mogę się tam spodziewać. Równie dobrze niczego, ale jak znam życie archiwa państwowe mogą mnie jeszcze nie raz zaskoczyć.

Artykuł ukazał się w More Maiorum w 1 z 2020 roku. Numer można pobrać tutaj:

Udostępnij na:

Gwóźdź – skarb Ciotki Steni

To jest gwóźdź z biblioteki Polskiej Macierzy Szkolnej w Warszawie. Ciocia Stenia Ruszczykowska była przez nich wykształcona. Była też bibliotekarką. A w czasie II wojny światowej członkiem Armii Krajowej.

„Gwóźdź ze spalonej Biblioteki Polskiej Macierzy Szkolnej w Warszawie ul. Świętojańskiej 13, dn. 26 VIII 1944.”

Polska Macierz Szkolna to organizacja kulturalno-oświatowa założona na terenie Królestwa Polskiego w 1906 r. Niestety w 1907 r. władze rosyjskie zdelegalizowały PMS, która odtąd prowadziła swe prace w konspiracji, aż do 1916 r., kiedy to niemieckie władze okupacyjne oficjalnie zezwoliły na jej reaktywację i zatwierdziły statut. PMS działała w XX-leciu w całej Polsce. W połowie lat trzydziestych XX w. PMS prowadziła: 15 średnich zakładów ogólnokształcących, 18 szkół handlowych, 13 męskich szkół rzemieślniczo-przemysłowych, 10 żeńskich szkół przemysłowych, 5 dokształcających szkół zawodowych, 51 szkół powszechnych, 24 bursy, 36 ochronek oraz ok. 800 bibliotek, które posiadały ponad 434 tys. książek. Jedna z nich była w Warszawie przy Świętojańskiej.

Udostępnij na:

Walenty Krosnowski skazany (Dziennik Urzędowy Województwa Mazowieckiego)

Pisałam już, że Krosnowscy to rodzina męża mojej ukochanej ciotki (a właściwie babci) Stefanii z Ruszczykowskich Krosnowskiej (1913-1991). Walenty Krosnowski był rodzonym bratem pradziadka jej męża Ryszarda Krosnowskiego i Belwederczykiem, uczestnikiem Nocy Listopadowej.

W 1834 roku w Dzienniku Urzędowym No 163 (3 listopada 1834) ukazał się carski ukaz o amnestii. Nie objęła wszystkich. Walenty Krosnowski znalazł się na liście skazanych.

z Bożey łaski
MY MIKOŁAY
Cesarz Wszech Rossyi, Król Polski,
etc. etc. etc.
Udzielając przez Manifest Nasz z dnia 20 Października (I Listopada 1S31 roku ogólne przebaczenie poddanym Naszym Królestwa Polskiego, wyłączyliśmy iedynie z pod takowey Amnestyi istotnych sprawców wynikłego tamże rokoszu. Oddzielny Sąd Kryminalny postanowieniem Nasze’m z dnia 13 Lutego 1832 r. w Warszawie ustanowiony, dla sądzenia według praw , takowych zbrodniarzy Stanu ukończył powierzoną mu czynność. Roztrząsnąwszy przedstawiony Nam rapport tegoż Sądu, niemniey wyrok przez niego względem pomienionych winowayców wydany, i zachowując w pamięci uczynione w swym czasie przez w Bogu spoczywającego Cesarzewicza Wielkiego Xięcia Konstantego Pawłowicza, wstawienie się za niemi, abyśmy nieódmawiali im ile być może, Łaski Nasze’y, godząc przy tem obowiązek sprawiedliwości i powagą praw z uczuciami miłosierdzia; na koniec biorąc na uwagę żal przez tychże winowaycow okazany, uznaliśmy przyzwoitem złagodzić kary przeciw nim przez Sąd wyrzeczone w skutek czego rozkazuiemy:
1. Przestępcy którzy z powodu szczegolne’y ważności popełnionych przez nich zbrodni, w moc istnieiących praw na karę śmierci osądzeni zostali, a mianowicie: Podporucznik Piotr Wysocki, Podporucznik Franciszek Malczewski, Obywatel Woiewództwa Kaliskiego Wincenty Niemoiewski i żołnierz Tomasz Przybylski uwolnionemi bydź maią od wyrzeczone’y przeciw nim kary śmierci i odesłani zostaną do robót w kopalniach n a Syberyi: Wysocki na lat dwadzieścia, Malczewski na lat ośmnaście, Przybylski na lat piętnaście, a Niemoiewski na lat dziesięć.
Skazani przez Sąd na karę warownego więzienia: Podporucznik Ludw ik Chrząstowski na lat dwanaście i Podporucznik Stanisław Prokopowicz na lat dziesięć, iako też osądzony na dziesięcioletnie ciężkie więzienie Podporucznik Franciszek Stypułkowski, maią zamiast odbycia kar pomienionych bydź odesłani do robót fortecznych; Chrząstowski na lat dziesięć, drudzy zaś dway każdy na lat ośm.
3. Skazani na ciężkie więzienie winowaycy, iako to: Podoficer Józefat Napoleon Woiakowski na lat sześć. Podofficerowie M ikołay Koszewski, Jan Wolski, Ignacy Bill, Wincenty Łenczowski, Adolf Kurczewski, Gaspar Babski, Nereusz Różański i Podchorąży Tomasz Kiciński na lat cztery, w mieysce odbycia wyrzeczonych przeciw nim kar, oddani będą do rot aresztanckich fortecznych: Woiakowski na lat pięć, inni zaś na lat trzy.
4. Skazani wyrokiem Sądu na karę trzechletniego więzienia ciężkiego Podofficerowie: Fortunat Wielobylslci, Alexander Bogusławski, Seweryn Grodziński i Feldfebel Józef Roźniecki, oraz skazany na dwuletnie takież więzienie uczeń Woyciech Słabowski, oddani będą do rot aresztanckich fortecznych, pierwsi czterćy na lat dwa, a ostatni na rok ieden.
5. Takieyże same’y karze na przeciąg czasu wyrokiem Sądu oznaczoney, ulegnie uczeń Hipolit Rzewuski, skazany na iednoroczne ciężkie więzienie.
6. Podofficerowie: Michał Bębnowski i Rafał Wodzyński, skazani przez Sąd na zamknięcie w domu kary i poprawy, pierwszy na lat dwa a ostatni na rok ieden, wytrzymani tamże będą: Bębnowski przez rok ieden, a Wodzyński podług wyroku Sądu.
7. Z uwagi na żal okazany przez Karola Zielińskiego dymissyonowanego Podpułkownika, wyrokiem Sądu na iednoroczne więzienie ciężkie skazanego, tudzież przez wzgląd na zeznanie iego, iż do przyjęcia ty tn łu Yice-Prezesa nieprawego Rządu w Zakroczymiu wznowionego, przymuszony był groźbami powstańców, szczególniej zaś na okoliczność, źe pomieniony Zieliński wkrótce po opuszczeniu służby, w ich szeregach odnowił przysięgę na wierność Nam i stawił się przed Sądem; udzielonemu zostaie nayl’askawie’y przebaczenie i tenże uwolniony iest od wyrzeczoney przeciw’ niem u przez Sąd kary.
8. Co się zaś tycze innych winowayców, w liście obok załączonej wymienionych, którzy po uśmierzeniu rokoszu kryli się będąc obwinieni o zbrodnie z pod amnestyi Manifestem naszym udzielonej wyłączone, a wezwani po dwakroć stosownie do Art: 65. postanowienia Naszego z dnia 13 Lutego 1832 r. do stawienia się przed Sądem na wyznaczony termin, tego niedopełnili; i którzy następnie na mocy wykrytych przez śledztwo dowodów przekonywaiących o ich ciężkich zbrodniach i przestępstwach przez Sąd pomieniony sądzeni byli, i na zasadzie lcodexu Karnego Królestwa Polskiego przezeń skazani, a w szczególności wyliczeni w rzeczonej liście pierwsi dwieście czterdzieści dziewięć winowayców na karę śmierci przez powieszenie na szubienicy, następni po nich dziewięciu na karę miecha, pozostali zaś siedmiu na warowne i ciężkie więzienie, ze wszystkiemi skutkami, iakie podobne kary, według praw a, za sobą pociągaią, mieć. chcemi, aby przy pozbawieniu tychże winowayców wszelkich praw, iakie każdemu z nich służyły, zawyrokowanie przeciw nim kary śmierci iako tez więzienia, zastąpione były dla nich wszystkich w liście wyszczególnionych wywołaniem na zawsze z Królestwa Polskiego i z innych podwładnych nam ziem Cesarstwa Naszego. Jeżeliby zaś który złych winowayców, iawno lub potaiemme w granice Cesarstwa lub Królestwa kiedykolwiek powrócił, takowy uledz ma skutkom wydanego przeciw niemu wyroku Sądu podług całey surowości polowego prawa kryminalnego Armii Czynney.
9. Dalsze śledztwa do wyśledzenia wszelkich początków byłego rokoszu i do wykrycia innych uczestników tegoż dążące, iak również poszukiwanie osob podeyrzanych o uczestnictwo w zbrodniach politycznych maią bydz odtąd zaniedbane i żadne nadal nowe w tym względzie czynności w drodze kryminalnej rozpoczynane nie będą. Oddzielny Sąd kryminalny zostanie zwinięty; Akta zaś iego w należytym porządku oddane bydź maią gdzie wypada; względem czego Namiestnikowi Naszemu w Królestwie Polskie’m pozostawia się wydanie stosownych rozporządzeń.
10, W ykonanie ninieyszego rozkazu Naszego, który wraz z załączoną prży nim listą ma bydź w Dzienniku Praw „umieszczony, Namiestnikowi Naszemu w Królestwie Polskiem Naczelnie Dowodzącemu Czynną Armią, Jenerałow i Feldmarszałkowi Xięciu Warszawskiemu Hrabi Paskiewiczowi Erywańskiemu; Radzie Administracyiney i oddzielnemu Sądowi Kryminalnemu, w czem do kogo należy polecamy.
Dań w Carskim Siele dnia 4/16 Września 1S31 r.
(podpisano) MIKOŁAY.
przez Cesarza i Króla.
Minister Sekretarz Stanu
W zastępstwie pomocnik Ministra.
(podpisano) Ig. Turkułł.
Za zgodność
Sekretarz Stanu przy Piadzie Administracyine’y,
J. Tymowski.
Lista Imienna Winowayców, którzy pomimo dwukrotnego wezwania niestawili się przed oddzielny Sąd K rym in a ln y, postanowieniem Naywyższem z dnia i3 Lutego i832 r. w Warszawie ustanowiony, przez Sąd tenże osądzeni zostali i do których odnosi się ustęp 8 Postanowienia
JEGO CESARSKO-KRÓLEWSKIEY MOŚCI z dnia dzisieyszego, dnia Września 1831 roku.
Winowaycy na karę Śmierci, przez powieszenie na szubienicy wykonać się mająca skazani, (…)
138. Walenty Krosnowski, uczeń b. Królewsko-Wąrszaw: Alexandrowskiego Uniwersytetu, rodem ze wsi Krzyrzanówka Obwodu Gostyńskiego.

Udostępnij na:

Walenty Krosnowski skazany (notka w Gazecie Warszawskiej)

Pisałam już, że Krosnowscy to rodzina męża mojej ukochanej ciotki (a właściwie babci) Stefanii z Ruszczykowskich Krosnowskiej (1913-1991). Walenty Krosnowski był rodzonym bratem pradziadka jej męża Ryszarda Krosnowskiego i Belwederczykiem, uczestnikiem Nocy Listopadowej.

W 1834 roku w Gazecie Warszawskiej No 290 (27 października 1834) ukazała się lista skazanych na śmierć przez powieszenie za udział w powstaniu listopadowym, a na niej Walenty Krosnowski.

Udostępnij na:

Walenty Krosnowski współtwórcą Towarzystwa Demokratycznego Polskiego

Pisałam już, że Krosnowscy to rodzina męża mojej ukochanej ciotki (a właściwie babci) Stefanii z Ruszczykowskich Krosnowskiej (1913-1991). Walenty Krosnowski był rodzonym bratem pradziadka jej męża Ryszarda Krosnowskiego i Belwederczykiem, uczestnikiem Nocy Listopadowej.

W 1832 roku w Paryżu był współtwórcą Towarzystwa Demokratycznego Polskiego. Treść aktu założenia można poznać między innymi dzięki publikacji z 1862 roku wydanej w Paryżu.

AKT ZAŁOŻENIA.

«Powstanie narodu polskiego w d. 29 listopada 1830 r. przeciw zewnętrznemu ciemiężcy podniesione, mimo największych usiłowań, zamiast bydź uwieńczone pomyślnym skutkiem, zniweczalo, upadło; i dziś tylko po rozległej Europie rosprysnęły się, tu i owdzie, bryzgi — a na obszernej ziemi, którą lud polski zamieszkuje, jęk uciśnionych i przekleństwa uwiedzionych głuche odbija echo. » Że tak smutny był koniec śmiałego, ale nader podobnego do wykonania przedsięwzięcia, nieprzeblagana historya mszcząc tyle sciągnionyeh na miliony ludzkości nieszczęść, obwini i osądzi tych, którzy w tej ważnej chwili, nie pojmując jaka jest wymagalność wieku i ludzkości, nie pojmując postępowego ruchu wyobrażeń towarzyskich, wyrzekłszy się pochodni zdrowego i jasnego rozumowania, w swoim nikczemnym i zapamiętałym egoizmie nie chcieli chwycić się tćj jedynie skutecznej drogi, aby sprawę narodową polską zrobić sprawą ludu, to jest sprawą nieskończonej większości tych, którzy w odrodzonej Polsce z prawami Polaka, czyli narodowemi powiuni byli zarazem nabydź praw człowieka w najobszerniejszem znaczeniu, i z wszelkiemi dobrodziejstwy, które używanie tych praw nadaje. » Lecz dla tego, że ciemnota na chwilę przytłumiła prawdziwej wolności światło, że wróg ludzkości jeszcze na chwilę cieszyć się może nabytemi krwią niewinnych korzyściami, dla tego wszakże sprawa wyjarzmiającej się choć trudnym, powolnym, ale pewnym krokiem ludzkości, jeźli na chwilę wstrzymana , to zgubioną nie jest, i być nie może. »Że sprawa polska jest sprawą cy wilizacyi. to jakkolwiek w rożnem brane znaczeniu, od wieku już blisko ogólnie w Europie uznanem zostało. » Na tę więc cywilizacyą baczne zwróciwszy oko, da się spostrzedz, że jedynem prawie jej dążeniem jest rozwalnianie przedziałów, jakie pod tak nazwanym interesem riaro dowym, samolubstwo jednego lub wielu odziewających się w wydarte ogółowi, wspólne wszystkim, prawa społeczeństwa, zamieniających je w swoje przywileje, poodzuaczało między częściami wielkiego ogółu, ludu świata. Zrywanie zatem tych przedziałów i skojarzanie rozmaitych ludów, oto cel, do którego postępująca zmierza ludzkość, a w tym postępie co raz bardziej zacierają się owe zewnętrzne odcienia odrębnych dotąd cząstek. A gdy cel dobra ogólnego staje się powszechnym celem wszystkich członków wielkiego rodu, stąd też wynika, że bez względu na owe odróżniające narodowe nazwiska, wolność jednej części czyli jakiegokolwiek ludu, zamienia się w sprawę całej cywilizacyi, całej ludzkości. » Istnieje zatem solidarność między ludami, z której płynie to następstwo, iż zagrożenie wolności jednej części zgubnem dla całości bydź może. W połączeniu bowiem jedynie interesów ogółu, szczęście każdego w szczególności ludu może bydź zapewnione. A zatem jako wspólna jest możność istnienia na tych samych i jednychże zasadach, tak wspólne, tak solidarnie zapewnione sobie bydź muszą wzajemne prawa, wzajemne instytucye, oświata, nakoniec wszystko, co pod względem towarzyskim, naukowym lub przemysłowym przykładając się do szczęścia jednej części, staje się tem samem własnością całej ludzkości, bo na całą ludzkość swój dobroczynny wpływ wywiera. »Szczęście towarzyskie jednej części, tylko obok równie szczęśliwych spokojnie używane bydź może. Jeden lud Europy nie może utrzymać swojego wyswobodzenia, jeźli naokoło groźnymi sąsiadami, despotyzmem i ciemnotą otoczony będzie. Tak więc interes szczegółu, ściśle z interesem ogółu spojony, nadaje ludom wzajemne prawo żądania pomocy, i wkłada na nie konieczność niesienia jej sobie nawzajem. » Przyszłość Polski zależy zatem od przyszłości innych Europejskich ludów. Ich to jest powinnością podnieść ją, i zapewnić jej istnienie. Lecz wtenczas tylko dopełnienie tej powinności stanie się od nich wymagalnem, gdy Polska wcieli się do ogólnych wyobrażeń, do ogólnego postępu, gdy i w niej prawa ludzkości w najobszerniejszem znaczeniu rozwijać się będą, gdy jćj cel, jej dążenie, zgodne będą z dążeniem i celem postępującej europejskiej oświaty, to jest gdy zmierzać będzie do zapewnienia szczęścia towarzvskiego przeważnej większości mieszkańców, którzy, pod nazwiskiem Polaków, na owej przestrzeni jednym społecznym złączeni są węzłem. »Gdy ludzie, na polskiej mieszkający ziemi, bez względu na ród lub wyznanie uznaję swą godność, swoje istnienie, swój tak materyalny jak i moralny interes, i użycia praw dla ogółu, zniszczenia szczególnych przywilejów dopominać się będą, wtenczas w imię tego powszechnego dobra, śmielej od Europy, od oświaty pomocy żądać będą mogli. Tak więc powołaniem Polski przed Europą, przed ludzkością, jest wywoływanie tego potężnego wsparcia, ale wywoiływanie go w imie i na korzyść potrzeb większości, której ogólny interes może jedynie uszlachetnić sprawę Polski. Tym tylko sposobem Polska do Europy śmiało przemawiać może, i na tej jedynie zasadzie, gdyby ją —co niepodobna— opuściła, tęż Europę wyrzutem oziębłości obarczyć miałaby prawo. >J Europa, na której wsparciu Polacy swojćj przyszłości mogą budować nadzieję, dziś nowźmi o stosunkach towarzyskich ożywiona wyobrażeniami, na nowych organizuje się zasadach, nowe warunki politycznemu swemu wskazuje istnieniu. By przeto w niej istnieć, jej podobnym bydź trzeba. Zrzuca ona już ostatnią szatę zacieśnionej egoizmem, konającej przeszłości; czyni już wieczny rozbrat z wyobrażeniami przywilejów wszelkiego rodzaju. Tak więc i Polak, skoro do niej odwoływać się zechce, rozstać się winien z ową przeszłością, która go zgubnemi dla szczęścia ogółu napawała wyobrażeniami, i by przyszłe uzyskać życie, tę przyszłość przedstawiać, wyobrażać powinien. Dążenie jego zgodne z dążeniem oświaty bydź powinno. » W postępie zaś życia ludów nie ma odnawiania. Napróżno silonoby się w imieniu przeszłości odświeżać to, co już upadkiem swoim dało dowód niemocy. Tak więc i ostatnie polskie powstanie, nieszczęśliwie zakończone, będzie już tylko historycznem wspomnieniem. Nadaremniebv je odżywić usiłowano. Na szczątkach jego wspierać się, z nich nową, silną i trwałą budować całość, jest niepodobna.
Można ubolewać nad rozbitkami, ale nie można w nich jedynie składać nadziei polskiej przyszłości. » To, co było w życiu, te wyobrażenia, te osoby, które kierowały, które działały w sprawie polskiej, są już zużyte. Pełna szacunku dla ich — choć źle zrozumianych — poświęceń teraźniejszość i potomność czcić ich tylko będzie, jako pamiątki przeszłości; ale nie może już łęczyc się z nimi ku takiemu działaniu dla przyszłej Polski, aby tę Polskę wcielić w Europę tożsamością wyobrażeń i dążeń moralnych i materyalnych; bo to nie tylko jest niepotrzebne, ale zgubneby nawet było; bo niepodobna jest wolny ruch i postęp nadać całości, z różnorodnych sklejonej żywiołów. Rospryśnięte obecnie po Europie, w skutku najszlachetniejszych osobistych poświęceń, rewolucyjne szczątki są to właśnie te różnorodne żywioły rozmaitych opinij, rozmaitych dążeń, różnych myśli, różnych nakoniec wymagalności o przyszłej Polsce. Wszyscy prawie do najwię kszycli poświęceń zdolni, przykładem, sobą dowiedli, że te poświęcenia są dla nich szlachetną roskoszą. Lecz — niestety!— i to smutne powinni byli wszyscy powziąć doświadczenie, że osobiste najnieogranic.zeńsze poświęcenie się nie przynosi pożądanego dla sprawy ogólnej pożytku, jeżeli nie jest kierowane prawdziwem pojęciem rzeczy, którego brak czyni wszelkie usiłowania be/.skutecznemi, wszelkie czyny bezkorzystnemi; rozmaite w postępie powstania polskiego wypadki nastręczyły im tysiąc tej prawdy dowodów. Przekonali się oraz, że ci, którzy krwi i osób swoich nie szczędzdi, pomimo swej szlachetności i cnoty, stawali się poniewolnie, lecz najczęściej narzędziami tych, którzy, w sprawie polskiej egoizm lub przywilej mając na celu, zakres rewolucyjnych działań zacieśniali, i ich siłę osłabiali z namysłem. Łatwowierność i brak samoistnego, niepodległego zdania zatrzymuje ich w jednem zawsze stanowisku. Dla nich rozbrat z przeszłością niepodobnym się staje; bo ten prędzej znajdzie drogę do ich cnotliwego serca, kto zręczniej w imie przeszłości do nich przemawiać będzie; bo powaga nazwisk anie rzeczy, nie wyobrażeń,długo jeszcze wpływ swój zgubny na te choć drogie, ale nieużyteczne dla przyszłości szczątki wywierać będzie. «Tak więc wyobrażeniami, pojęciami, dążeniem— choć nie uczuciami — odróżnieni od tamtych, nie sądzimy, iżby poświęcenie się nasze prawdziwie użyteczne dla przyszłej Polski bydź mogło, jeźli działać będziemy w połączeniu z osobami, te rozmaite dążenia wyobrażającymi. Tak jest, w losie osób pojedynczych zbawienia ojczyzny nie upatrujemy, ani też, w liczbie stronników siły i znaczenia nie szukamy; ale świętością zasad, szczerem i bezinteresownem działaniem, właściwem pojęciem i rozwijaniem wyobrażeń; jednem myśli, celów i środków ocenieniem, żądamy połączyć się z tymi, którzy z nami dzielą to przekonanie, że obecna reprezentacya zagranicą, u obcych, interesu przyszłej Polski nie na numerycznej zawisła większości, ale tym należy, którzy usiłować będą spajać interes Polski z interesem ludzkości, którzy w tem jedynie imieniu przemawiają do Europy, i w przyszłej Polsce pragną widzieć miliony szczęśliwych, wolnych, dobrodziejstw natury używających mieszkańców, bez różnicy nazwisk, rodu lub wyznań, a nie garstkę uprzywilejowanych, dawnym przesądem, dawnem przywłaszczeniem i nadużyciem użytkujących wyłącznie nie tylko ze wspólnej dla wszystkich ziemi i jej owoców, ale nawet z osób, pracy i trudów tych, których los w gronie tej garstki szczęśliwych nie pomieścił. Tożsamość przekonania o celu i środkach, jakiemi dójśdź go będzie trzeba. jest jedynym węzłem, który nas z braćmi jednoczyć jest zdolny. Takiej tylko jedności istnienie za podobne uważamy. « Innym zaś, co — obok dobrych chęci — odmienne wyznają zasady, zostawiając wolność działania podług ich wyobrażeń, nie wymagamy od nich, i nawzajem oni niech od nas nie wymagają, ani zjednoczenia się, które obok sprzeczności zasad jest niepodobne, ani mandatu do działania, którego jeźli nie posiadamy podług pewnych form legalnych, jakim inni od garstki uprzywilejowanych poszczycić się mogą—to czerpamy go w czystości naszego przekonania, w tój wierze i sile moralnej, jaką znajdujemy stawając w obronie praw i swobód nieskończonej większości tych, którzy właśnie legalności formami pozbawieni życia, na owej drodze formalności, ani obrońców ani tłómaczów doczekaćby się nie mogli. Kto w imie wydartych praw człowieka przemawia, ten w odwiecznem prawie natury swój mandat czerpa i znajduje. Ten spór nakoniec roz strzygąc będą naturalni sędziowie, to jest oświata i ludy Europy; bo od nich odrodzenia Polski domagać się będziemy. One nam odpowiedzą w imieniu jakich to interesów pomocy od nich żądać mamy prawo. Tam przyznanie upoważnienia zyska ten, kto bardziej zbliży interes kraju do interesu ludzkości, kto świętość zasad i pojęcie praw człowieka z miłością ojczyzny połączy, kto na tej jedynie drodze życie narodowe wywalczać będzie. Tam naszych, jeżeli się znajdą, oczekujemy przeciwników. « Niechaj wykażą : czy jest inna możność wstrząśnienia wschodniego barbarzyństwa — czy można inaczej jak zbliżeniem sąsiedztwa zasiać nasiona wolności i równości życia towarzyskiego w owych przestrzeniach, z których dotąd despotyzm wywoływał tłumy na zniszczenie wolności, rozszerzenie której u nas zachwiałoby jego posady, i zagroziło wydarciem berła, utwierdzanego w jego ręku jedynie ciemnotą i niewolą. « Lud polski wolny, swobodny, ale lud cały potrafi iRosvan natchnąć dążeniem towarzyskiego życia; bo jedynem powołaniem Polski, jedynym jej dla ludzkości obowiąskiem jest nieść w głębie wschodu prawdziwą oświalę i zrozumienie praw człowieka. Na tej zasadzie istnienie Polski jest potrzebą cywilizacyi, szczęścia i pokoju Europy. Polska jest i będzie jej przedmurzem, zasłoną, ale nie dla tego jedynie, aby krwawemi nacisk barbarzyństwa odpierać walkami, lecz aby siłę jego umniejszać dobroczynnem rozprzestrzenianiem równości towarzyskiej, równego i wolnego w używaniu swobód życia; jednem słowem, aby wydzierając ciemnocie niewolników, zamieniając ich w ludzi, wytrącać powoli broń, jaką dotąd despotyzm zagraża jeszcze ludzkości. Lecz — powtarzamy jeszcze raz — aby Polska temu powołaniu godnie odpowiedzieć mogła, istnieć musi wolna i niepodległa; sama używać musi dobrodziejstw, do jakich udzielania drugim, jest powołana. u Oto są nasze zasady. Takie są cele naszycli przedsięwzięć, laka dążność naszych usiłowań. Niemi byliśmy natchnieni i na ojczystej ziemi; ale nadać im życie, zamienić je w czyn, gruba powloką zastarzałych przesądów, czas gwałtownie istnienie nasze pożerający i chwilowa przez ten czas uprzywilejowanych przewaga nie dozwoliły. Dziś kiedy od Europy, od oświeconych ludów przyszłość Polski zależy, śmiało i szczerze im objawiamy: na jakich zasadach i w jakim celu pomocniczą ma nam pidać rękę, jakim sposobem nadać trwałość naszemu przyszłemu odrodzeniu, jaką jest wreszcie ta narodowość, którą w ich pieczą składamy. «To wyznanie naszej wiary jest oraz obrażeni przyczyn, które nas zniewoliły do opuszczenia ogółu wychodźców polskich w Paryżu i ich komitetu, i odłączenia tym sposobem naszych usiłowań dla przyszłości Polski. Są w nim ludzie zbliżeni z nami przez swoje pojęcia, lecz gdy ten ogół i wybrany przezeń komitet ma za jeden z głównych celów: trudnić się losem, potrzebami i przeznaczeniem Polaków będących we Francyi — upatrując w losie tych osób los przyszłej Polski — działanie jego, co do osób, zależy od woli wszystkich. Cały zaś ciąg naszego pisma przekonywa, że korzystne działanie dla przyszłej Polski, powinno jedynie zależeć od zasad, na których wyłącznie zawisło jej zbawienie bez względu na większą lub mniejszą liczbę wyznawców onycliże. Takie w podwójnym celu działanie musi bydź paraliżowane dążeniem do zjednoczenia przeciwnych żywiołów; usiłowania zatem zgromadzenia narodowego i jego komitetu muszą bądź czcze i bez skutku. Ula tych zatem przyczyn uważaliśmy rozłączenie nasze z tem ciałem różnorodnem za nakazane nam musem nieodpartej konieczności. «
W Paryżu, 17 marca 1832 r.
JAN Nepomucen JANOWSKI, Adam GUROVSKI, Tadeusz KRĘPOWIECKI, Kazimierz Alexander POŁASKI, Ignacy Romuald PŁOŻAŃSKI, Antoni WINNICKI, Władysław DĄBROWSKI, Jan KWIATKOWSKI, Zenon Bolesław ŚWIĘTOSŁAWSKI, Alexander ŚWIĘTOSŁAWSKI, Walenty KROSNOWSKI, Bolesław GUROWSKI, Adam ŻABA, Karol KACZANOWSKI, Leonard RITTEL, Karol KRAITSIR, Michał DEMBIŃSKI, Kajetan SLEPIKOWSKI, Adam PISZCZATOWSKI, Roch ROPNIEWSKI, Leonard RÓŻBICKI, Stanisław Paprocki. »

 

 

 

 

 

 

 

 

Udostępnij na:

Walenty Krosnowski na liście obwinionych (Gazeta Lwowska)

Pisałam już, że Krosnowscy to rodzina męża mojej ukochanej ciotki (a właściwie babci) Stefanii z Ruszczykowskich Krosnowskiej (1913-1991). Walenty Krosnowski był rodzonym bratem pradziadka jej męża Ryszarda Krosnowskiego i Belwederczykiem, uczestnikiem Nocy Listopadowej.

W 1834 roku w Gazecie Lwowskiej No 132 (6 listopada 1834) ukazała się lista winowajców obwinionych o podżeganie do krwawego powstania, a na niej Walenty Krosnowski.

 

Udostępnij na:

Walenty Krosnowski na liście obwinionych (notka w Gazecie Krakowskiej)

Pisałam już, że Krosnowscy to rodzina męża mojej ukochanej ciotki (a właściwie babci) Stefanii z Ruszczykowskich Krosnowskiej (1913-1991). Walenty Krosnowski był rodzonym bratem pradziadka jej męża Ryszarda Krosnowskiego i Belwederczykiem. uczestnikiem Nocy Listopadowej.

W 1834 roku w Gazecie Krakowskiej No 260 (13 listopada 1834) ukazała się lista winnych udziału w powstaniu listopadowym, a na niej Walenty Krosnowski.

Udostępnij na:

Walenty Krosnowski skazany (notka w Tygodniku Petersburskim)

Pisałam już, że Krosnowscy to rodzina męża mojej ukochanej ciotki (a właściwie babci) Stefanii z Ruszczykowskich Krosnowskiej (1913-1991). Walenty Krosnowski był rodzonym bratem pradziadka jej męża Ryszarda Krosnowskiego i Belwederczykiem. uczestnikiem Nocy Listopadowej.

W 1834 roku w Tygodniku Petersburskim No 86 (16 listopada 1834) ukazała się lista skazanych za udział w powstaniu listopadowym, a na niej Walenty Krosnowski.

Winowajcy na karę śmierci, przez powieszenie na szubienicy wykonać się mającą, skazani.
(…) (158) Walenty Krosnowski, uczeń b. Królewsko-Warszawsk. Alexandrowsk. uniwers., rodem ze wsi Krzyżanówka Obwodu Gostyńskiego.

Udostępnij na:

Walenty Krosnowski na liście obwinionych (Tygodnik Petersburski)

Pisałam już, że Krosnowscy to rodzina męża mojej ukochanej ciotki (a właściwie babci) Stefanii z Ruszczykowskich Krosnowskiej (1913-1991). Walenty Krosnowski był rodzonym bratem pradziadka jej męża Ryszarda Krosnowskiego i Belwederczykiem. uczestnikiem Nocy Listopadowej.

W 1833 roku w Tygodniku Petersburskim No 59 (13 sierpnia 1833) ukazała się obwinionych o podżeganie do krwawego powstania, a na niej Walenty Krosnowski.

 

Udostępnij na: