W 1994 roku w pierwszym numerze pisma “Niepodległość i Pamięć” wydawanym do dziś przez Muzeum Niepodległości ukazał się artykuł mojego Ojca Macieja Piekarskiego o losach rodzinnych na Kaukazie. Oto piąty jego fragment. Ostatni.
„Niepodległość i Pamięć” R.I. nr 1 1994
Maciej Piekarski
Glosa do Przedwiośnia
…
Mowa do ręki
Rodzina Dziadka musiała się rozdzielić. Ojciec miał wtedy 20 lat, stryjowie – Czesław, lat 18, Zbyszek, lat 16. Ojciec i stryj Czesław byli w najbardziej niebezpiecznym wieku jak na rewolucyjne czasy. Podjęto rodzinną decyzję, że Ojciec ze Stryjem Czesławem będą wracać oddzielnie – bezpośrednio do Polski, drogą lądową. Natomiast Dziadek z Babką i stryjem Zbyszkiem przetartą już drogą morską przez Batumi i Konstantynopol. Odtwarzam powrót Ojca na podstawie dokumentów, zachowanej korespondencji i jego bezpośredniej relacji. Ojciec i Stryj Czesław wyruszyli bowiem pierwsi.
Ojca paszport to „Udostwierenie Nr 166” – kartka papieru z fotografią Ojca zapisana na maszynie cyrylicą, wydana 9 lipca 1921 r. przez Komitet Os Reemigracji Obywateli Polski, opatrzona w dniu 10 lipca 1921 r. przez konsula perskiego Mamed Chana za numerem 1382. Na dokumencie tym jest jeszcze jedna pieczęć w czerwonym tuszu odbita w dniu 20 sierpnia 1921 r. – wówczas najważniejsza dla Ojca – pieczęć otwierająca drogę do Ojczyzny – pieczęć „Czerezwyczajki”. Jest to pieczęć kolista z półksiężycem I gwiazdą w środku z napisami w języku tiurskim i rosyjskim z napisem w otoku: „Azerbejdżańska, Socjalisticzeskaja, Soyietskaja Respublika. – Narodnyj Komissariat Wnutriennych Dieł” (Azerbejdżańska Socjalistyczna Sowiecka Republika – Narodowy Komisariat Spraw Wewnętrznych).
Z Baku wyjechali nazajutrz, 21 sierpnia, w gromadzie Polaków. Wraz z nimi jechali państwo Piotrowscy z synem Ignacym i córką Lidią, ich rówieśnikami. Pani Piotrowska z domu Prylowa, była urodzona w Rydze, miała więc kłopoty z uzyskaniem świadectwa umożliwiającego powrót do Polski. Dlatego też Ojciec ze Stryjem „przyznali się” do pani Piotrowskiej jako do matki. Nazwisko trochę podobne, urzędnicy czerezwyczajki nie znali alfabetu łacińskiego, przy tym pewna suma łapówki i… – udało się. Jechali koleją w specjalnie za grube pieniądze kupionym wagonie towarowym. Na każdej węzłowej większej stacji musieli płacić łapówki. Rubel nie wszędzie był chętnie przyjmowaną walutą. Czasami walutę zastępowała garść soli, za to, aby wagon doczepili do pociągu jadącego w kierunku Polski. W połowie października przybyli do Koziatynia, małego miasteczka położonego w odległości 26 kilometrów na południe od Berdyczowa. W Koziatyniu znajdował się swego rodzaju obóz przejściowy dla tzw. „zakładników polskich”. Gdy dojechali do Koziatynia byli już trzecią grupą Polaków, którzy znaleźli się w tym obozie. Miejscowa ukraińska czcrezwyczajka dokładnie i długo sprawdzała dokumenty wszystkich. Wraz z Ojcem i Stryjem, prócz państwa Piotrowskich w Koziatyniu przebywali inni znajomi z Tyflisu i Baku, a wśród nich ich rówieśnicy i koledzy z bakińskiej szkoły, młody Araszkiewicz i Wiktor Koziołkiewicz, zaś spośród starszych osób panowie Ottomarsztajn, Steblewski, Franciszek Jesionowski i państwo Trzcina. Czerezwyczajka zakwestionowała dokumenty Koziołkiewicza i Araszkiewicza, ale udało się przekupić komendanta. Warunki w obozie były koszmarne, brud, głód i choroby. Podczas pobytu w Koziatyniu zmarł pan Nowakowski, ten sam, dla którego pozdrowienia przesyłał na ręce Dziadka pan Gruszkiewicz. 29 października wyruszyła do Polski pierwsza grupa reemigrantów. Ojciec, Stryj i państwo Piotrowscy musieli jeszcze czekać. Ostatecznie do punktu odprawy granicznej w Równem do Etapu Urzędu Emigracyjnego przybyli dopiero 22 stycznia 1922 r. Na Etapie Urzędu Emigracyjnego musieli jeszcze przejść tak zwaną kwarantannę, dokładne badanie lekarskie i proces odwszawiania. Wypłacono też im zapomogę w wysokości 3.000 marek polskich na głowę i jakąś złachaną bieliznę. Świadectwo lekarskie wystawione przez Etap Urzędu Emigracyjnego zachowane do dziś ma numer 100692. Do tego czasu przez wschodnią granicę powróciło do Polski ponad sto tysięcy Polaków.
Przeszkody i ułatwienia
Dziadek z Babką i stryjem Zbyszkiem nieco później opuścili Baku, później też przybyli do Polski.
Dokumentem upoważniającym Dziadka do repatriacji była wspomniana karta legitymacyjna, która zastępowała paszport. Dziś pożółkła zawiera moc stempli – wizy perskie, tureckie, włoskie oraz lakową pieczęć z wizerunkiem polskiego Orła.
Wówczas na terenie Baku opiekę nad obywatelami polskimi sprawował konsul perski, Mamed Chan, zaś w Batumi konsul włoski. Nie cały dobytek mogli Dziadkowie zabrać ze sobą. Meble musieli zostawić. A pochodziły one z majątku Henryka Sienkiewicza w Oblęgorku, nabyte przez Dziadka podczas pobytu w Polsce, po śmierci pisarza. Zostały przez Dziadka zdeponowane w Baku na plebanii polskiego kościoła parafialnego pod wezwaniem Matki Boskiej pod opieką proboszcza, księdza Stefana Demarowa, w dniu 30 października 1921 r. Dziadkowie zdecydowali się na powrót do kraju drogą przetartą przez pana Gruszkiewicza. Podróż z Baku do Batumi odbyli koleją. Batumi opuścili 29 listopada 1921 r. na włoskim statku „Carniolia”, starej rozklekotanej łajbie, na której prócz emigrantów wieziono bydło. Nieszczęsne woły i barany, pozamykane w drewnianych klatkach na pokładzie, ryczały podczas całej drogi. W połowie rejsu nadszedł sztorm. Zwierzęta miotały się w klatkach raniąc o deski, łamiąc kończyny, cierpiąc wraz z ludźmi na chorobę morską.
Do Konstantynopola statek przybił dopiero 22 grudnia. Pobyt w Konstantynopolu trwał aż do stycznia 1922 r. – cały miesiąc. W polskim konsulacie Dziadek otrzymał polecenie przewiezienia do kraju poczty dyplomatycznej, dzięki czemu uzyskał pewne ułatwienie w drodze do Polski. W kilka dni po przybyciu Ojca i Stryja do Polski nadjechali Dziadek, Babka i Stryj Zbyszek. Rodzina była w komplecie.
A co działo się tam, skąd przybyli?
Powikłane losy
Długo trwały walki kaukaskich narodów i plemion między sobą, a także z rewolucyjnym wojskiem. Od 1922 r. zapanował terror, aresztowania i zsyłki za koło polarne. W latach 1929-2931 trwała woj na domowa, a szczególnie krwawe walki miały miejsce w Karabachu.
W tym czasie Polska przyjęła do siebie wielu synów kaukaskich narodów. Wielu z nich odwdzięczy się jej jak najbardziej ukochanej matce. Gruzini – mjr WP, Artemi Aroniszydze, mjr Walerian Tewzadze bronili w 1939 r. Warszawy, odznaczeni zostali obydwaj Orderami Virtuti Militarii V Klasy.
Druga Wojna światowa nie ominęła narodów Kaukazu. Hitlerowskie wojska stanęły u wrót łańcucha górskiego. Wykorzystując złą sławę stalinowskiego terroru, rozniecając nacjonalizmy zaczęli hitlerowcy wśród radzieckich jeńców pochodzenia azerbejdżańskiego werbować ochotników do oddziałów nacjonalistycznych SS, podobnie jak to czynili z Turkiestańczykami i Ukraińcami. Sformowany z byłych jeńców Batalion SS „Azerbejdżan” zapisał się krwawo podczas Powstania Warszawskiego. Ale równocześnie wśród powstańców znaleźli się Gruzini, Ormianie i Azerowie zbiegli z niewoli niemieckiej, bądź uwolnieni przez Polaków. Walczyli z powstańcami ramię w ramię. Ci którzy przeżyli wojnę, nie powrócili jednak do swych rodzin, Ojczyzna miast witających otwartych ramion miała dla nich otwarte wrota łagrów.
Gdy wczytywałem się w dokumenty rodzinnego archiwum, chłonąc równocześnie doniesienia o dokonywujących się w Związku Radzieckim dzięki Michaiłowi Gorbaczowowi przemianach, gdy jednakże równocześnie słyszę o niepokojach etnicznych na Kaukazie wydaje mi się, że nad tym masywem górskim ciągle jeszcze unosi się duch Stalina i Berii utrwalonych obok mej Babki na pamiątkowej fotografii.