10 czerwca 1982 roku wraz z rodzicami i ciocią Stefanią z Ruszczykowskich Krosnowską wyruszyliśmy na jednodniową wycieczkę śladami naszych przodków w łódzkie, łowickie i piotrkowskie. Było akurat Boże Ciało. Oto fotograficzny plon tej wycieczki. Przyznam, że nie kojarzę wszystkich miejsc, ale jeśli ktoś coś rozpoznaje – będą wdzięczna za informacje. Część zdjęć powstała w miejscowości Kącik w województwie ówczesnym Piotrkowskim, gdzie w dworze 27 października 1849 roku przyszła na świat moja prapraprababka Stanisława Anna Sabina z Gorczyckich Ruszczykowska.
Archiwum kategorii: Ruszczykowscy
Wyprawa z ciocią Stenią cz.5
10 czerwca 1982 roku wraz z rodzicami i ciocią Stefanią z Ruszczykowskich Krosnowską wyruszyliśmy na jednodniową wycieczkę śladami naszych przodków w łódzkie, łowickie i piotrkowskie. Było akurat Boże Ciało. Oto fotograficzny plon tej wycieczki. Przyznam, że nie kojarzę wszystkich miejsc, ale jeśli ktoś coś rozpoznaje – będą wdzięczna za informacje. To Piotrków i tamtejszy cmentarz. Wtedy udało nam się znaleźć grób mojego prapradziadka Bronisława Ruszczykowskiego. Urodzony w Pułtusku – zmarł w Piotrkowie.
Wyprawa z ciocią Stenią cz.4
10 czerwca 1982 roku wraz z rodzicami i ciocią Stefanią z Ruszczykowskich Krosnowską wyruszyliśmy na jednodniową wycieczkę śladami naszych przodków w łódzkie, łowickie i piotrkowskie. Było akurat Boże Ciało. Oto fotograficzny plon tej wycieczki. Przyznam, że nie kojarzę wszystkich miejsc, ale jeśli ktoś coś rozpoznaje – będą wdzięczna za informacje. Czy to jest Piotrków?
Wyprawa z ciocią Stenią cz.3
10 czerwca 1982 roku wraz z rodzicami i ciocią Stefanią z Ruszczykowskich Krosnowską wyruszyliśmy na jednodniową wycieczkę śladami naszych przodków w łódzkie, łowickie i piotrkowskie. Było akurat Boże Ciało. Oto fotograficzny plon tej wycieczki. Przyznam, że nie kojarzę wszystkich miejsc, ale jeśli ktoś coś rozpoznaje – będą wdzięczna za informacje. To miejsce rozpoznaję – Piotrków Trybunalski.
Wyprawa z ciocią Stenią cz.2
10 czerwca 1982 roku wraz z rodzicami i ciocią Stefanią z Ruszczykowskich Krosnowską wyruszyliśmy na jednodniową wycieczkę śladami naszych przodków w łódzkie, łowickie i piotrkowskie. Było akurat Boże Ciało. Oto fotograficzny plon tej wycieczki. Przyznam, że nie kojarzę wszystkich miejsc, ale jeśli ktoś coś rozpoznaje – będą wdzięczna za informacje. To jest procesja Bożego Ciała, ale nie pamiętam gdzie.
Wyprawa z ciocią Stenią cz.1.
10 czerwca 1982 roku wraz z rodzicami i ciocią Stefanią z Ruszczykowskich Krosnowską wyruszyliśmy na jednodniową wycieczkę śladami naszych przodków w łódzkie, łowickie i piotrkowskie. Było akurat Boże Ciało. Oto fotograficzny plon tej wycieczki. Przyznam, że nie kojarzę wszystkich miejsc, ale jeśli ktoś coś rozpoznaje – będą wdzięczna za informacje. Nie mam bladego pojęcia gdzie zostały zrobione te zdjęcia. Wszystkie robił mój ojciec – Maciej Piekarski. Na nich ja, mama Halina Stec-Piekarska i ciocia Stefania z Ruszczykowskich Krosnowska.
Z okazji 3 maja
Dr Marek Jerzy Minakowski od wielu lat prowadzi portal Sejm Wielki, na którym pokazuje, że wszyscy jesteśmy jedną wielką rodziną i wywodzimy się od twórców Sejmu Wielkiego, który uchwalił Konstytucję 3 maja. Dziś 3 maja. Oto mój „Wielki” przodek. Z zamieszczonego poniżej drzewa genealogicznego wynika, że był rodzonym bratem mojej praprapraprapraprababki Apolonii Skórzewskiej z Mącznik h. Drogosław.
Kim był „Wielki” brat mojej sześć razy pra? Cytuję za „Wikipedią”.
Paweł Skórzewski herbu Drogosław (ur. 29 lipca 1744 roku w Mącznikach, zm. w 1819 roku) – senator-wojewoda Królestwa Kongresowego w 1819 roku, generał brygady armii Księstwa Warszawskiego, stolnik kaliski od 1792 roku, podczaszy poznański w 1792 roku, podstoli poznański w latach 1787-1789, łowczy kaliski w latach 1783-1787, miecznik kaliski w 1780 roku, uczestnik insurekcji kościuszkowskiej, członek Towarzystwa Przyjaciół Konstytucji 3 Maja, konfederat barski, poseł na sejm.
Odznaczony w Księstwie Warszawskim Krzyżem Kawalerskim Orderu Virtuti Militari.
Syn Antoniego Skórzewskiego h. Ogończyk i Anny Nositz-Jackowskiej pochodzącej ze starej pomorskiej rodziny herbu Ryś. Ożeniony z Eleonorą Sczaniecką h. Ossoria. W Rososzycy wybudował pałac z pięknym parkiem.
W 1768 roku na czele sformowanej przez siebie chorągwi jazdy przystąpił do konfederacji barskiej. Otrzymał stopień rotmistrza od Jakuba Ulejskiego i pozostawał pod rozkazami Józefa Gogolewskiego. Adam Malczewski bierną postawą z Gogolewskim nagrodził Skórzewskiego awansem na pułkownika. Uczestniczył 21 marca 1769 jako dowódca pułku w bitwie pod Wilczynem. Walczył w kampanii pomorskiej, a we wrześniu w bitwie pod Radominem nie uzyskał liczebnej przewagi, ale wspomagał pod koniec 1769 działania konfederacji pomorskiej. Wyróżnił się 29 stycznia 1770 w bitwie pod Kcynią[3]. Wraz ze swoim pułkiem ubezpieczał Wielkopolskę w czasie wyprawy Malczewskiego na Warszawę, a po jego klęsce zabiegał wbrew Izbie Konsylarskiej o godność regimentarską na zjeździe w Dolsku 11 marca 1770. Później działał samodzielnie , a w sierpniu 1770 połączył się z partią Józefa Zaremby. Podczas I rozbioru Polski wzięty do niewoli i osadzony w twierdzy kostrzyńskiej za przeciwstawienie się wojskom pruskim. Członek konfederacji Andrzeja Mokronowskiego w 1776 roku i poseł na sejm 1776 roku z powiatu kaliskiego[4]. Poseł na sejm 1780 roku z województwa poznańskiego.
W 1788 roku został posłem z województwa kaliskiego na Sejm Czteroletni, członek Zgromadzenia Przyjaciół Konstytucji Rządowej[6]. Aktywnie działał w obozie królewskim za co został odznaczony przez króla Stanisława Augusta Orderem Świętego Stanisława oraz Orderem Orła Białego. Inicjator powstania kościuszkowskiego w Wielkopolsce, stanął zbrojnie na jego czele. Walczył pod Pyzdrami, Kaliszem, Stawiszynem, Kołem, Kłodawą. „Słynny w kraju z najczystszego patryotyzmu”, odznaczył się w bitwie pod Łabiszynem (30 września 1794), gdzie generał Dąbrowski powierzył mu dowództwo. Po klęsce maciejowickiej przedostał się do Drezna unikając tym samym represji pruskich. W 1806 roku po klęsce Prus i zajęciu przez wojska francuskie Wielkopolski, Paweł Skórzewski wraz z Michałem Lipskim stanął na czele kilkuset ochotników, z którymi 7 listopada 1806 roku zajął Kalisz i wziął do niewoli pruską załogę. Wkrótce – w listopadzie 1807 roku – Skórzewski rozpoczął w Kaliszu tworzenie regularnych oddziałów wojskowych. W 1812 został obwołany marszałkiem pospolitego ruszenia w departamencie kaliskim, a po Kongresie Wiedeńskim car Aleksander I mianował go senatorem – wojewodą kaliskim. Niestety, nie cieszył się długo tą funkcją, gdyż zmarł w 1819. Uroczystości pogrzebowe odbyły się w kościele bernardynów w Kaliszu.
Według Gazety Wielkiego Księstwa Poznańskiego, która opisywała pogrzeb, wspaniały katafalk wzniesiony był na „8 łokci długi, 6 łokci szeroki, 11 łokci wysoki miał być nad cokołem piękny piedestał ozdobiony chorągwiami i różnymi trofeami wojskowymi ubrany, na którym stała piramida wznosząca trumnę czterema lwami podpartą, w około której cztery kolumny z broni i bagnetów związane przy rzęsistym świetle i całego kościoła zaćmieniu okazały czyniły widok. Na stronie frontalnej katafalku wsparty portret nieboszczyka na mieczu, laurem i orderami przywiązany przypominał rysy twarzy uwielbianego dobroczyńcy ludzkości, obrońcy kraju i senatora”. W mszy pogrzebowej, poza nieprzebranymi tłumami mieszkańców Kalisza udział brało wielu dostojników oraz pięciu biskupów.
Laurka Oleńki
List z Ostrowca od Józefa Karasiewicza
Maszynopis ciotki Steni
Ten maszynopis jest w Archiwum Akt Nowych oraz kopia w domu. Przypomniał mi go jeden z czytelników.
Ostatni akt tragedii Starówki
2 września 1944 r. Powstańcy opuścili Starówkę, przenosząc się do Śródmieścia, aby tam walczyć dalej. Jedyny oddział, który pozostał – to my – sanitariuszki szpitala polowego przy ul. Długiej 7. Mamy kilkuset rannych i postanawiamy dzielić ich los. Pomimo że znany nam jest koniec szpitali wolskich, gdzie Niemcy wymordowali rannych razem z personelem, nie tracimy nadziei… Ubiegłej nocy odebrałyśmy rannym opaski, mundury, legitymacje i broń. Postanawiamy twierdzić, że wojsko ewakuowało wszystkich rannych, że pozostali tylko cywile. Na gmachu wywieszamy flagę Czerwonego Krzyża i czekamy.
Około godziny 9-tej przychodzi nasz nieoceniony kapelan o. Tomasz Rostworowski. Rozdając komunię św., udziela wiadomości:
– Na nasz teren wkroczył Wehrmacht. Dziękujmy Bogu, że nie SS ani własowcy. Pozwolili mi dokończyć mszę św. i przyjść tu do was. Zachowują się spokojnie. Za Wisłą znów słychać działa. Może ta nasza nowa niewola potrwa tylko dzień. Ufajcie…
W godzinę później wychodzę z podziemi. Przez okno parteru widzę na barykadzie zatkniętą białą chorągiew – najstraszniejszy widok dla żołnierza. Na podwórzu spotykam wkraczający oddział SS. Zwracają się do mnie po polsku:
– Gdzie leżą ranni polscy bandyci?
– Nie ma ich.
– Co się z nimi stał?
– Zostali zabrani.
– Kiedy?
– W ciągu ostatnich trzech dni.
– Kto ich zabrał?
– Wojsko.
– Niech pani nie kłamie – my wszystko wiemy.
– Panowie sprawdzą w szefostwie – obecnie szpital jest tylko cywilny.
Prowadzę ich do s. komendantki, która spokojny głosem zaczyna:
– Jesteśmy międzynarodową organizacją genewską…
Schodzę do rannych.
– Koledzy, do szpitala weszli esesowcy. Mogą tu robić rewizję. Proszę sobie przypomnieć, czy ktoś nie ma jakiegoś świstka, który mógłby zgubić nas wszystkich.
Z końca Sali woła mnie ranny:
– Siostro, prosimy do nas.
Podchodzę.
– Bliżej, siostro, tu kolega ma broń.
Opadają mi ręce. Nie umiem nawet skarcić tej nieostrożności.
– Siostro, co będzie?
– Dajcie, spróbuję wyrzucić.
Biorę basen, chowam pod nim Visa, zawiniętego w szalik, i wychodzę na podwórze. Wszędzie pełno esesmanów. Udaje mi się nieznacznie upuścić broń pod koła unieruchomionego zdobycznego samochodu. Uradowana spieszę do gmachu, gdy w górnym szpitalu słyszę pojedyncze strzały rewolwerowe. Rozumiem, co one znaczą, wiem, że moi ranni też je słyszą, i nie mam odwagi zejść do nich, choć wiem, że powinnam być tam i przeciwdziałać panice, która może już ogarnęła sale. Wahanie moje przerywają Niemcy, którzy każą wszystkim siostrom zgromadzić się w szefostwie, sami schodzą do podziemi. Nasłuchujemy strzałów – jest cisza. Przez okno widzimy, jak w ciągu półgodziny oddziały niszczycielskie podpalają trzy domy po drugiej stronie ulicy.
Wreszcie otwierają się drzwi. Dowiadujemy się, że szpital nasz został zatwierdzony, mamy pozostać i uruchomić sale na piętrach dla pomieszczenia rannych z prywatnych domów. Uważamy, że szala przechyliła się na naszą stronę że rannym nic nie grozi. Jak na skrzydłach wbiegamy na dół, dzielimy się z chłopcami radosnym nastrojem. Wracamy do normalnych zajęć: prześciełanie łóżek, opatrunki…
Wpadają Niemcy.
– Wszystkie siostry na górę! Schnell! Raus!
Pewne, że idziemy na jakąś odprawę, nie czujemy lęku. Jesteśmy w połowie schodów, gdy z głębi dobiega nowy rozkaz:
– Lekko ranni też mogą wyjść!
Rozumiemy. Chcemy wrócić, by jak najwięcej rannych móc uratować. Niestety – Niemcy wypędzają nas na podwórze, za nami wychodzi kilkanaście osób… Reszta? Słyszymy wściekłą palbę rewolwerową tam w podziemiach, a kiedy wyprowadzone na Podwale oglądamy się na szpital, widzimy gmach w płomieniach.
Taki był ostatni akt tragedii Starówki.
Stefania Ruszczykowska-Krosnowskaa
(s. Bogna)
(pisałam w roku 1947)b
a Powyżej podpis.
b Poniżej odręczny opatrzony dopisek: Otrz. 4 IX 74 i parafka.
Źródło: AAN, Komisja Historii Kobiet w Walce o Niepodległość, II-K-69 F, Wspomnienie Stefanii Ruszczykowskiej z zajęcia szpitala powstańczego przy ul. Długiej 7, 2 IX 1944 r., mps