Oto ręcznie spisany życiorys cioci Steni.
Archiwum kategorii: Ruszczykowscy
Ankieta uczestnika powstania
Odpis dyplomu Cioci Steni
Glosa do Przedwiośnia cz. 5 i ostatnia
W 1994 roku w pierwszym numerze pisma „Niepodległość i Pamięć” wydawanym do dziś przez Muzeum Niepodległości ukazał się artykuł mojego Ojca Macieja Piekarskiego o losach rodzinnych na Kaukazie. Oto piąty jego fragment. Ostatni.
„Niepodległość i Pamięć” R.I. nr 1 1994
Maciej Piekarski
Glosa do Przedwiośnia
…
Mowa do ręki
Rodzina Dziadka musiała się rozdzielić. Ojciec miał wtedy 20 lat, stryjowie – Czesław, lat 18, Zbyszek, lat 16. Ojciec i stryj Czesław byli w najbardziej niebezpiecznym wieku jak na rewolucyjne czasy. Podjęto rodzinną decyzję, że Ojciec ze Stryjem Czesławem będą wracać oddzielnie – bezpośrednio do Polski, drogą lądową. Natomiast Dziadek z Babką i stryjem Zbyszkiem przetartą już drogą morską przez Batumi i Konstantynopol. Odtwarzam powrót Ojca na podstawie dokumentów, zachowanej korespondencji i jego bezpośredniej relacji. Ojciec i Stryj Czesław wyruszyli bowiem pierwsi.
Ojca paszport to „Udostwierenie Nr 166” – kartka papieru z fotografią Ojca zapisana na maszynie cyrylicą, wydana 9 lipca 1921 r. przez Komitet Os Reemigracji Obywateli Polski, opatrzona w dniu 10 lipca 1921 r. przez konsula perskiego Mamed Chana za numerem 1382. Na dokumencie tym jest jeszcze jedna pieczęć w czerwonym tuszu odbita w dniu 20 sierpnia 1921 r. – wówczas najważniejsza dla Ojca – pieczęć otwierająca drogę do Ojczyzny – pieczęć „Czerezwyczajki”. Jest to pieczęć kolista z półksiężycem I gwiazdą w środku z napisami w języku tiurskim i rosyjskim z napisem w otoku: „Azerbejdżańska, Socjalisticzeskaja, Soyietskaja Respublika. – Narodnyj Komissariat Wnutriennych Dieł” (Azerbejdżańska Socjalistyczna Sowiecka Republika – Narodowy Komisariat Spraw Wewnętrznych).
Z Baku wyjechali nazajutrz, 21 sierpnia, w gromadzie Polaków. Wraz z nimi jechali państwo Piotrowscy z synem Ignacym i córką Lidią, ich rówieśnikami. Pani Piotrowska z domu Prylowa, była urodzona w Rydze, miała więc kłopoty z uzyskaniem świadectwa umożliwiającego powrót do Polski. Dlatego też Ojciec ze Stryjem „przyznali się” do pani Piotrowskiej jako do matki. Nazwisko trochę podobne, urzędnicy czerezwyczajki nie znali alfabetu łacińskiego, przy tym pewna suma łapówki i… – udało się. Jechali koleją w specjalnie za grube pieniądze kupionym wagonie towarowym. Na każdej węzłowej większej stacji musieli płacić łapówki. Rubel nie wszędzie był chętnie przyjmowaną walutą. Czasami walutę zastępowała garść soli, za to, aby wagon doczepili do pociągu jadącego w kierunku Polski. W połowie października przybyli do Koziatynia, małego miasteczka położonego w odległości 26 kilometrów na południe od Berdyczowa. W Koziatyniu znajdował się swego rodzaju obóz przejściowy dla tzw. „zakładników polskich”. Gdy dojechali do Koziatynia byli już trzecią grupą Polaków, którzy znaleźli się w tym obozie. Miejscowa ukraińska czcrezwyczajka dokładnie i długo sprawdzała dokumenty wszystkich. Wraz z Ojcem i Stryjem, prócz państwa Piotrowskich w Koziatyniu przebywali inni znajomi z Tyflisu i Baku, a wśród nich ich rówieśnicy i koledzy z bakińskiej szkoły, młody Araszkiewicz i Wiktor Koziołkiewicz, zaś spośród starszych osób panowie Ottomarsztajn, Steblewski, Franciszek Jesionowski i państwo Trzcina. Czerezwyczajka zakwestionowała dokumenty Koziołkiewicza i Araszkiewicza, ale udało się przekupić komendanta. Warunki w obozie były koszmarne, brud, głód i choroby. Podczas pobytu w Koziatyniu zmarł pan Nowakowski, ten sam, dla którego pozdrowienia przesyłał na ręce Dziadka pan Gruszkiewicz. 29 października wyruszyła do Polski pierwsza grupa reemigrantów. Ojciec, Stryj i państwo Piotrowscy musieli jeszcze czekać. Ostatecznie do punktu odprawy granicznej w Równem do Etapu Urzędu Emigracyjnego przybyli dopiero 22 stycznia 1922 r. Na Etapie Urzędu Emigracyjnego musieli jeszcze przejść tak zwaną kwarantannę, dokładne badanie lekarskie i proces odwszawiania. Wypłacono też im zapomogę w wysokości 3.000 marek polskich na głowę i jakąś złachaną bieliznę. Świadectwo lekarskie wystawione przez Etap Urzędu Emigracyjnego zachowane do dziś ma numer 100692. Do tego czasu przez wschodnią granicę powróciło do Polski ponad sto tysięcy Polaków.
Przeszkody i ułatwienia
Dziadek z Babką i stryjem Zbyszkiem nieco później opuścili Baku, później też przybyli do Polski.
Dokumentem upoważniającym Dziadka do repatriacji była wspomniana karta legitymacyjna, która zastępowała paszport. Dziś pożółkła zawiera moc stempli – wizy perskie, tureckie, włoskie oraz lakową pieczęć z wizerunkiem polskiego Orła.
Wówczas na terenie Baku opiekę nad obywatelami polskimi sprawował konsul perski, Mamed Chan, zaś w Batumi konsul włoski. Nie cały dobytek mogli Dziadkowie zabrać ze sobą. Meble musieli zostawić. A pochodziły one z majątku Henryka Sienkiewicza w Oblęgorku, nabyte przez Dziadka podczas pobytu w Polsce, po śmierci pisarza. Zostały przez Dziadka zdeponowane w Baku na plebanii polskiego kościoła parafialnego pod wezwaniem Matki Boskiej pod opieką proboszcza, księdza Stefana Demarowa, w dniu 30 października 1921 r. Dziadkowie zdecydowali się na powrót do kraju drogą przetartą przez pana Gruszkiewicza. Podróż z Baku do Batumi odbyli koleją. Batumi opuścili 29 listopada 1921 r. na włoskim statku „Carniolia”, starej rozklekotanej łajbie, na której prócz emigrantów wieziono bydło. Nieszczęsne woły i barany, pozamykane w drewnianych klatkach na pokładzie, ryczały podczas całej drogi. W połowie rejsu nadszedł sztorm. Zwierzęta miotały się w klatkach raniąc o deski, łamiąc kończyny, cierpiąc wraz z ludźmi na chorobę morską.
Do Konstantynopola statek przybił dopiero 22 grudnia. Pobyt w Konstantynopolu trwał aż do stycznia 1922 r. – cały miesiąc. W polskim konsulacie Dziadek otrzymał polecenie przewiezienia do kraju poczty dyplomatycznej, dzięki czemu uzyskał pewne ułatwienie w drodze do Polski. W kilka dni po przybyciu Ojca i Stryja do Polski nadjechali Dziadek, Babka i Stryj Zbyszek. Rodzina była w komplecie.
A co działo się tam, skąd przybyli?
Powikłane losy
Długo trwały walki kaukaskich narodów i plemion między sobą, a także z rewolucyjnym wojskiem. Od 1922 r. zapanował terror, aresztowania i zsyłki za koło polarne. W latach 1929-2931 trwała woj na domowa, a szczególnie krwawe walki miały miejsce w Karabachu.
W tym czasie Polska przyjęła do siebie wielu synów kaukaskich narodów. Wielu z nich odwdzięczy się jej jak najbardziej ukochanej matce. Gruzini – mjr WP, Artemi Aroniszydze, mjr Walerian Tewzadze bronili w 1939 r. Warszawy, odznaczeni zostali obydwaj Orderami Virtuti Militarii V Klasy.
Druga Wojna światowa nie ominęła narodów Kaukazu. Hitlerowskie wojska stanęły u wrót łańcucha górskiego. Wykorzystując złą sławę stalinowskiego terroru, rozniecając nacjonalizmy zaczęli hitlerowcy wśród radzieckich jeńców pochodzenia azerbejdżańskiego werbować ochotników do oddziałów nacjonalistycznych SS, podobnie jak to czynili z Turkiestańczykami i Ukraińcami. Sformowany z byłych jeńców Batalion SS „Azerbejdżan” zapisał się krwawo podczas Powstania Warszawskiego. Ale równocześnie wśród powstańców znaleźli się Gruzini, Ormianie i Azerowie zbiegli z niewoli niemieckiej, bądź uwolnieni przez Polaków. Walczyli z powstańcami ramię w ramię. Ci którzy przeżyli wojnę, nie powrócili jednak do swych rodzin, Ojczyzna miast witających otwartych ramion miała dla nich otwarte wrota łagrów.
Gdy wczytywałem się w dokumenty rodzinnego archiwum, chłonąc równocześnie doniesienia o dokonywujących się w Związku Radzieckim dzięki Michaiłowi Gorbaczowowi przemianach, gdy jednakże równocześnie słyszę o niepokojach etnicznych na Kaukazie wydaje mi się, że nad tym masywem górskim ciągle jeszcze unosi się duch Stalina i Berii utrwalonych obok mej Babki na pamiątkowej fotografii.
Glosa do Przedwiośnia cz. 4
W 1994 roku w pierwszym numerze pisma „Niepodległość i Pamięć” wydawanym do dziś przez Muzeum Niepodległości ukazał się artykuł mojego Ojca Macieja Piekarskiego o losach rodzinnych na Kaukazie. Oto czwarty jego fragment.
„Niepodległość i Pamięć” R.I. nr 1 1994
Maciej Piekarski
Glosa do Przedwiośnia
…
Polski ambasador
Tymczasem 12 stycznia Rada Sprzymierzonych uznała niepodległość Republiki Azerbejdżańskiej. Wkrótce potem niepodległość Azerbejdżanu uznała również Polska. W połowie kwietnia 1920 r. przybył do Baku przedstawiciel Naczelnika Państwa Józefa Piłsudskiego ambasador Tytus Filipowicz. Witali go na dworcu przedstawiciele bakińskiej Polonu, a wśród nich mój dziadek Ludwik jako przedstawiciel Związku Polaków i Ojciec, jako przedstawiciel Związku Młodzieży Polskiej. W tym samym czasie wrzenie rewolucyjne ogarnęło prowincję Karabach, wybuchło powstanie Ormian pociągające za sobą krwawe walki i moc ofiar. Działający w ukryciu w Azerbejdżanie działacze partii bolszewików wezwali telegraficznie Armię Czerwoną do zajęcia Azerbejdżanu. 27 kwietnia granicę Azerbejdżanu przekroczyło 60.000 żołnierzy z li armii. Jefremow, dowódca samochodu pancernego, który dotarł do dworu w Baku, depeszuje do dowódcy li armii, Lewandowskiego, o zajęcie Baku. Walki trwają na obrzeżach miasta, szlakach komunikacyjnych i w górach. Niebawem w Baku wkracza do akcji czerezwyczajka. Zostaje m.in. aresztowany ambasador Tytus Filipowicz, a także witający go Polacy: mój Dziadek i Ojciec.
Niezwykła fotografia
W czasie rewolucyjnych niepokojów moja Babka pozostała sama z dwoma młodszymi synami, bez środków do życia. Znała języki, stenografię, przedkładąjąc zaświadczenie z Sejmu Zakaukaskiego udało jej się uzyskać pracę stenografistki przy nowym rządzie rewolucyjnym. Chciała za wszelką cenę ratować syna i męża. Na Kaukaz, do Baku, zjechali wówczas wszyscy wybitniejsi działacze nowych komunistycznych rewolucyjnych władz Rosji. Wśród nich Stalin, Bena, Dzierżyński, Kirow, Ordżonikidze, Frunze, Mikojan i inni.
Po kilku dniach, gdy babka już jakoś się zaczepiła w nowej pracy i ponawiązywała jakieś kontakty, udała się do Anastasa Mikojana, którego znała z widzenia z okresu gdy on przebywał w Tyfusie. Prosiła go o pomoc, o zwolnienie syna i męża z więzienia wyjaśniając, że ani z kontrrewolucją, ani z rewolucją nie mają nic wspólnego, są Polakami i chcą wracać do kraju. Okazała mu też świadectwo obywatelstwa Dziadka wydane przez Związek Polaków.
„Idźcie do Dzierżyńskiego – powiedział Mikojan – on jest w tej sprawie najważniejszy, a ponadto sam jest Polakiem”. Usłuchała rady i stanęła przed obliczem szefa czerezwyczajki. Nic spojrzał nawet na nią, wysłuchał nie przerywając, poczem odpowiedział krótko: „Nie biezpokojsia! Ich zawtra rastrilajut!” Zmartwiała i odeszła. Wróciła znów do Mikojana, powtarzając werdykt Dzierżyńskiego. Mikojan starał się uspokoić znękaną. Ostatecznie w czerwcu Ojca zwolniono. Dziadkowi przyszło siedzieć jeszcze aż do grudnia. Przecież w międzyczasie był dzień 15 sierpnia, który jeden z ówczesnych dygnitarzy tak to skomentował Babce: „polskije raboczi izmienili!”. Z tamtego czasu zachowała się notatka Dziadka, pisana w więzieniu na kartce i zaświadczenie polskiego MSZ podpisane przez ambasadora Tytusa Filipowicza, potwierdzające pobyt w więzieniu w Baku.
Tymczasem Babka jako stenografistka musiała towarzyszyć władzom w różnych ich podróżach, m.in. do Tyflisu. Po jednym z uroczystych posiedzeń w Tyflisie, przedstawiciele władz postanowili sobie zrobić pamiątkowe zdjęcie wszystkich dygnitarzy razem z urzędnikami takimi jak maszynistki, stenografistki i inni. Na tej zbiorowej fotografii pośrodku Stalin, obok Bena i Dzierżyński, Kirow, Ordżonikidze, Frunze, Mikojan, a z lewej druga w pierwszym rzędzie moja Babka – osobliwa pamiątka tamtych strasznych lat.
Transport emigrantów
Od momentu, gdy cała rodzina była już w komplecie, gdy wszyscy mieli świadomość, że tam daleko jest Wolna Polska, ciągle żyli myślą o powrocie do kraju. Jakie trudności piętrzyły się wówczas przed reemigrantami z terenów Kaukazu świadczy list wysłany w dniu 14 czerwca z Batumi do mego Dziadka przez pana Jerzego Gruszkiewicza.
„Szanowny Panie!
Dzisiaj o godzinie 7 wieczorem wyjeżdżamy morskim parowcem „Beno” (skradziony u Austriaków) do Konstantynopola. Podróż koleją przeszła bez wypadku. W Baku staliśmy jeszcze jedną dobę dlatego, że naszego wagonu nie przyczepili wczas do pociągu za co jednak zapłaciliśmy 50.000 rubli. Zapomniałem tein gorsze, że nie dotrzymują obietnicy, za dostarczenie wagonu z deskami zapłaciliśmy 200 tysięcy. W sumie kosztował nas wagon do Ba/w około miliona rubli (13 osób). W Ty/lisie nie zdążyłem postarać się o paszport polski – funkcję konsula pełni pan Wiłkomirski, ale okazuje się, że dla rodaka nie umiał, czy nie chciał dość szybko załatwić. Paszport wizuje konsulat włoski. Ponieważ jednak w Gruzji nie można wyjechać bez zezwolenia „Czeka” a ta operacja zajmuje oko/o 5 dni, więc byłem zmuszony dalej z przykrością 1)0(1 jlagq austriacką jechać. Kolonia Polska w Tyflisie znajduje się niemal w takim samym położeniu co i w Baki,. Brak wszelkich wiadomości z kraju – na dwa radiotelegramy konsula włoskiego nie otrzymali z Warszawy żadnej odpowiedzi. Mimo to szykuje się transport w najbliższym czasie. Przed samym naszym wyjazdem nadeszła depesza z Konstantynopola, że dalsze transporty emigrantów muszą być najpierw zameldowane w konsulacie angielskim w Konstantynopolu i dopiero po otrzymaniu zezwolenia na transport może wyruszyć. Wobec tego trzeba liczyć się z tem, że formalności wyjazdu same miesiąc czasu, a może i więcej. – My moglibyśmy wyjechać omijając te formalności. Koszt przejazdu z Batumi do Konstantynopola 3 klasą od osoby wynosi 4 L angielskie. Kurs funta w B alumni 350 do 380 tysięcy rubli. W Tyfusie 250 do 300 tysięcy. Kupujcie funty w Baku. Lira turecka – 70.000.-, lira włoska 4.300 rubli w Batumi. W Batumi drożyzna. Funt mięsa 9-10.000 rubli, chleb 5.000.- do 7.000.- rubli. Na winie butelka 9.000 rubli. Rewizja w …[nieczytelne] nie bardzo ścisła. W Batumi daliśmy łapówki 200 tysięcy i poszło gładko. Do Batami przychodzą statki … [tekst nieczytelny]. Batumi to już droga do Europy. Wesoło nam i apetyt kolosalny. Przyroda cudowna. Podróż do Konstantynopola 5 da 6 dni. Zatrzymujemy się w czterech portach Małej Azji.
Otóż już na statku, więc ściskani dłoń i proszę znajomym p. Nowakowskim i Drejerowi ukłony. W Konstantynopolu zatrzymam się parę dni i co będę mógł to zrobię, aby przyspieszyć Wasz wyjazd.
J. Gruszkiewicz”.
Niełatwy był powrót Polaków do Ojczyzny.
c.d.n.
Glosa do Przedwiośnia cz. 3
W 1994 roku w pierwszym numerze pisma „Niepodległość i Pamięć” wydawanym do dziś przez Muzeum Niepodległości ukazał się artykuł mojego Ojca Macieja Piekarskiego o losach rodzinnych na Kaukazie. Oto trzeci jego fragment.
„Niepodległość i Pamięć” R.I. nr 1 1994
Maciej Piekarski
Glosa do Przedwiośnia
…
Gruzja niepodległa
22 listopada 1.917 r. w Tyflisie, za powszechną zgodą partii politycznych została wybrana przez Kongres Narodowy Rada Narodowa Gruzji. 12 grudnia tegoż roku opanowano Arsenał, stworzono oddziały Gwardii Ludowej, których zadaniem była obrona niepodległości Gruzji.
5 stycznia 1918 r. w Tyflisie powołano do życia Sejm Zakaukaski, którego celem było stworzenie federacji narodów Kaukazu. Przedstawiciele partii Mussawat razem z przedstawicielami innych partii Azerbejdżanu utworzyli muzułmańską frakcję sejmową i domagali się oddzielenia Zakaukazia od Rosji, broniąc jednocześnie zasady ustroju federalnego także i dla Północnego Kaukazu, który jednak w tym sejmie nie był reprezentowany.
Jak wspomniałem, dziadkowie moi zamieszkiwali wówczas w Tyflisie. Babka moja, Zofia z Ruszczykowskich Piekarska, znała języki, znała stenografię. Udało jej się uzyskać w Sejmie Zakaukaskim posadę stenografistki. W rodzinnym archiwum zachowało się zdjęcie z posiedzenia Sejmu Zakaukaskiego, a także zaświadczenie Kancelarii Sejmu wystawione Babce potwierdzające zatrudnienie w okresie od 10 kwietnia (10 31 maja 1918 r. Honorarium Babki wyniosło wówczas 4.500 rubli. Sejm Zakaukaski został ostatecznie rozwiązany kilka dni przedtem, 26 maja.
Tymczasem wskutek traktatu pokojowego zawartego z Niemcami w Brześciu, na mocy którego pewne części Kaukazu do których miały pretensje i Gruzja, i Armenia zostały przyznane Turcji, wynikł zatarg zbrojny z Turcją. W Baku panowały niepokoje. Zrewolucjonizowane wojska wraz z ormiańska partią Dasznakiatsun w marcu 1918 r. urządziły pogrom ludności tiurskiej hakińskich muzułmanów. W świetle tych dramatycznych wydarzeń, tak plastycznie opisanych przez Stefana Zeromskiego, Sejm Zakaukaski nie miał już żadnego prestiżu.
Gruzja pierwsza wystąpiła z Sejmu Zakaukaskiego ogłaszając 26 maja swą niepodległość.
Suwerenność Azerbejdżanu
16 czerwca 1918 r. Azerbejdżańska Rada Narodowa W Gandży sformowała rząd, z Fatali Chanem Chojskim na czele, 15 września siły azerbejdżańsko-tureckie wypady z Baku Anglików, ale 17 października Baku opanowują oddziały angielskie przyhylcź Persji. Wraz-z Anglikami przybyli do Baku przedstawiciele tzw. Rządu „Ufimskiego”.
Na podstawie dekretu Azerbejdżańskiej Rady Narodowej, 7 grudnia został otwarty parlament Azerbejdżański, do którego weszli przedstawiciele wszystkich ugrupowań politycznych i narodowościowych (w tym mniejszości rosyjskiej). Warto nadmienić iż w parlamencie Azerbejdżańskim zasiadł również przedstawiciel Polonii bakińskiej, mec. Stanisław Wąsowicz. Większość parlamentarną stanowili przedstawiciele partii Mussawat. 18 grudnia powstał nowy gabinet koalicyjny z Fatali Chanem Chojskim. Dowódca sil sprzymierzonych gen. Tomson uznaje rząd koalicyjny za jedyny prawowity rząd Azerbejdżanu. Oddziały rządu „Ułimskiego” gen. Biczerachowa opuszczają Azerbejdżan.
Nasze ślady
W kwietniu 1919 r. askerowie, żołnierze azerbejdżańscy, sformowani w Gandży wkroczyli do Baku. W rodzinnym archiwum zachowało się zaproszenie drukowane w językach rosyjskich i tiurskim adresowane do mojego Dziadka na bankiet z okazji wkroczenia do Baku azerbejdżańskich wojsk. W sierpniu 1919 r. Anglicy opuścili Kaukaz.
Warto tutaj podkreślić, iż niemałą rolę W organizacji życia państwowego Azerbejdżanu i organizacji azerbejdżańskich wojsk odegrali Polacy. Generał Sulkiewicz był jednym z współtwórców przymierza wojskowego między Azerbejdżanem i Gruzją. Prokuratorem sądu apelacyjnego był Olgierd Kryczyński, późniejszy prokurator Sądu Najwyższego w Niepodległej Polsce. Jego brat, Leon Kryczyński, był dyrektorem kancelarii rządu Azerbejdżanu i redaktorem rządowego pisma, J. Chmurowicz był dyrektorem kancelarii MSZ Azerbejdżanu, Konstanty Sulkiewicz wicedyrektorem, Muchrański wicedyrektorem kancelarii Ministerstwa Kontroli, Aleksander Połtorzycki drugim dyrektorem w ministerstwie Przemysłu i Handlu. A oto inni Polacy, którzy brali czynny udział w życiu państwowym Azerbejdżanu: Czesław Gutkowski – sędzia śledczy, Czesław Kłossowski – podprokurator, Kazimierz Rzepski – podprokurator, Zygmunt Biliński – notariusz, Lachowicz – sędzia, Paciewicz – sędzia, Kisielewski dyrektor kancelarii Ministerstwa Sprawiedliwości. Także w armii azerbejdżańskiej znajdowało się wielu oficerów Polaków. Pułkownik Eugeniusz Dunin-Marcinkiewicz był organizatorem azerbejdżańskiej artylerii konnej, jednym z jej dywizjonów dowodził Polak, Charkiewicz. W piechocie służyli płk Dziewulski i kpt. Swietłowski. Arsenał Bakiński organizowali Polacy – płk Dunin-Marcinkiewicz i kpt. Rodziewicz. Wielu z nich to byli polscy Tatarzy. Lotnictwo azerbejdżańskie organizowali również Polacy, a wśród nich młody pilot Pławski. Do armii azerbejdżańskiej wstępowało też wielu młodych Polaków, wśród których znalazł się również mój Ojciec. Nie było mu danym walczyć. Pełnił służbę wartowniczą z wielkim rewolwerem w zabudowaniach lotniska.
Na przełomie 1919 i 1920 r. Azerbejdżan został zagrożony przez działania Armii Ochotniczej Denikina, zajmującej terytorium Republiki Górskiej. Dzięki interwencji rządów Azerbejdżanu i Gruzji w Radzie Państw Sprzymierzonych ustalono pas neutralny pomiędzy terytorium zajętym przez Armię Ochotniczą, a państwami Kaukazu. W tym samym czasie rząd Azerbejdżanu prowadził pertraktacje z Komisarzem Spraw Zagranicznych Cziczennem w sprawie uznania niepodległości Azerbejdżanu i nawiązania stosunków dyplomatycznych z rządem rewolucyjnym w Piotrogrodzie.
c.d.n.
Glosa do Przedwiośnia cz. 2
W 1994 roku w pierwszym numerze pisma „Niepodległość i Pamięć” wydawanym do dziś przez Muzeum Niepodległości ukazał się artykuł mojego Ojca Macieja Piekarskiego o losach rodzinnych na Kaukazie. Oto drugi jego fragment.
„Niepodległość i Pamięć” R.I. nr 1 1994
Maciej Piekarski
Glosa do Przedwiośnia
…
Oko cyklonu
W styczniu 1919 r. Dziadek z rodziną przeniósł się do Baku. I tu Polonia jest bardzo prężna. Dom Polski w Baku, Katolickie Towarzystwo Dobroczynności ześrodkowują wielu Polaków. Dziadek zostaje prezesem Polskiego Towarzystwa Wzajemnej Pomocy „OGNISKO”. Stara się tak jak i w Tyflisie, organizować powrót Polaków do niepodległej już Ojczyzny.
22 stycznia 1919 r. Rada Organizacji Polskich Miasta Baku wydała Dziadkowi kartę legitymacyjną nr 1968 potwierdzającą, że: „Piekarski Ludwik, lat 49, Polak, katolik, urodzony w Warszawie jest obywatelem Polski” co „Rada Organizacji Polskich Miasta Baku stwierdza”. Dokument ten podpisali Prezes Rady Jan Żurkowski i sekretarz Janowski. Ta legitymacja z białym orłem z czerwonym polu to równocześnie jakby paszport umożliwiający powrót do kraju.
Zatem, gdy bohater Przedwiośnia – Cezary Baryka znalazł się w o)ku cyklonu podczas pogromu Ormian nie mógł się w marcu 191 r. legitymować dokumentem wydanym przez „konsula Lechistanu”, bowiem Polska nic była wówczas jeszcze niepodległa, nie było na Kaukazie polskiego konsula. Jedynym dokumentem polskiej tożsamości Cezarego Baryki mogło być jedynie zaświadczenie którejś z polskich organizacji.
A jak w rzeczywistości wyglądała sytuacja na Kaukazie W gorących łatach 1918-1921?
Idee nacjonalistyczne wśród narodów Kaukazu rozbudziła rewolucja 1905 roku. Zrodziła się wtedy idea pantiurkizmu, ideologia odrodzenia narodowego i ukształtowania odrębnych samodzielnych państw dla wszystkich narodów, uciśnionych przez carską Rosję. W krótkim czasie poczyniła olbrzymie postępy. Przyczyniła się do tego akcja rosyjskich liberałów podczas wojny koalicji bałkańskiej przeciwko Turcji. gdy na szpaltach gazel dawano rady pielęgniarkom, by nic opatrywały rannych askerów, dopóki nie opatrzą żołnierzy słowiańskich. Takie postępowanie społeczeństwa rosyjskiego jeszcze bardziej podniecało ducha narodowego w masach tiurskich, więc i u Azerbejdżanów imperium rosyjskiego; wyrażało się to W kontrmanifestacjach studentów Tiurków i w masowym ruchu ochotniczym do armii tureckiej. Takie nastroje prtctrwaly bez zmiany do wojny światowej, w której Turcja i Rosja wzięły się za hary.
Kocioł kaukaski
Na terenie Azerbejdżanu, w Baku, przed wybuchem wojny światowej powstała partia nacjonalistyczno-demokratyczna Mussawat, która domagała się równouprawnienia narodowego i politycznego narodów Rosji. Dewizą Mussawatu były „wolność obywateli – równość narodów”.
Wybuch rewolucji lutowej przyspieszył dążenia narodów Kaukazu do samostanowienia. Narody Kaukazu zlikwidowały administrację namiestnika i rządy rosyjskiej hierokracji niemal na całym terytorium Kaukazu. Całkowita władza przeszła do rewolucyjnych Rad i ich egzekucyjnych komitetów powołanych do rządzenia krajem.
Zakaukaskie Rady Rewolucyjne utworzyły organ centralny, rezydujący w Tyflisie, którego celem było zjednoczenie i skoordynowanie działalności tych rad. Ten centralny organ zakaukaski wraz z radą tyfliską był kierowany przez jej prezesa Noe Żordania, lidera socjaldemokratycznej partii Gruzji.
Dla zastąpienia administracji namiestnika prowizoryczny rząd piotrogrodzki wydelegował, w składzie 5 członków, Komitet Specjalny, mający prerogatywy rządu. Składał się on z dwóch Gruzinów (A. Czchenkelii, K.Ahaszidze), z jednego Ormianina, jednego Azerbejdżanina i jednego Rosjanina, który pełnił funkcję prezesa.
W Azerbejdżanie na początku wojny powstał w Baku dziennik „Aczyksóz”, którego założycielem był Mehmed Emin Resul Zade. Pismo to stało się organem nacjonalistów azerbejdżańskich. W pierwszym numerze zawarte jest następujące stwierdzenie: „Wojna światowa bez względu na jej zakończenie musi przynieść narodom swobodę i pełne równouprawnienie”. Przed upadkiem dynastii Romanowych organizuje się w Gandży Tiurska Partia Federalistów, Żądając autonomii dla Azerbejdżanu. Niebawem federaliści z Gandży i partia Mussawat łączą się przyjmując nazwę Azerbejdżaiskiej Demokratycznej Partii Federalistów MUSSAWAT. W kwietniu 1917 r. odbywa się w Baku zjazd kaukaskich muzułmanów. Wysuwane są żądania rozczłonkowania Rosji na narodowo terytorialne jednostki autonomiczne, wysuwane jest hasło niepodległości Azerbejdżanu. W maju, w Moskwie, miał miejsce kolejny zjazd muzułmanów rosyjskich z całego terytorium cesarstwa. Mussawatyści domagali się federacyjnego ustroju nowej Rosji i autonomii dla narodów nierosyjskiego pochodzenia. Podczas wyborów do Konstytuanty rosyjskiej partia Mussawat rzuciła hasło autonomii dla Azerbejdżanu. Odniosła zwycięstwo 2/3 głosów wszystkich muzułmanów zakaukaskich.
W tej sytuacji Komitet Specjalny dla Zakaukazji, którego zadaniem było stworzenie i kierowanie nową administracją, będąc organem prowizorycznego rządu piotrogrodzkiego, w rzeczywistości grał rolę znikomą, gdyż cała istotna władza znalazła się w rękach centralnych i prowincjonalnych rad rewolucyjnych, które jak to miało miejsce w Gruzji, zawiadywały całą działalnością kraju. W wyniku Rewolucji Październikowej Kaukaz został odcięty od Rosji centralnej, a organizacje Kaukazu nic chciały się podporządkować nowym władzom rewolucyjnym. 11 listopada 1917 r. z inicjatywy zakaukaskich rad rewolucyjnych, Komitet Specjalny dla Zakaukazji został rozwiązany i zastąpiony przez nowy organ, Komisariat Zakaukaski, kierowany przez E. Gegeczkori. Od tego momentu, komisariat, w skład którego weszli Gruzini, Ormianie, Azerbejdżanie i Rosjanie, rezydując w Zakaukazji, przedstawiał legalny rząd kraju, niezależny od rządu piotrogrodzkicgo. Poza tą władzą centralną, Gruzini, Ormianie, Azerbejdżanie i Rosjanie, stworzyli u siebie rady narodowe, mające na celu zaspokojenie bieżących potrzeb narodowych.
c.d.n.
Glosa do Przedwiośnia cz. 1
W 1994 roku w pierwszym numerze pisma „Niepodległość i Pamięć” wydawanym do dziś przez Muzeum Niepodległości ukazał się artykuł mojego Ojca Macieja Piekarskiego o losach rodzinnych na Kaukazie. Oto pierwszy jego fragment.
„Niepodległość i Pamięć” R.I. nr 1 1994
Maciej Piekarski
Glosa do Przedwiośnia
Tak się składa, że Ojciec mój, zmarły w 1962 r. inżynier Bronisław Piekarski, owe dramatyczne lata 1914-1921 spędził w Rosji, w Kijowie, a następnie na Kaukazie, w Tyflisie, Baku i Batumi. I w Kijowie, i na Kaukazie znajdowała się wówczas liczna Polonia. Zamieszkujący tam Polacy nie byli zesłańcami, ani zbiegami politycznymi. W większości byli to przedstawiciele inteligencji, ludzie wykształceni, dla których na olbrzymich obszarach Cesarstwa Rosyjskiego otwierały się lepsze możliwości egzystencji materialnej niż w Królestwie.
Mimo pożogi obydwu wojen w naszym archiwum rodzinnym zachowała się bogata korespondencja z tamtych lat, a także wiele publikacji dotyczących historii narodów Kaukazu, opublikowanych w dwudziestoleciu międzywojennym przez przedstawicieli tych narodów w Polsce. Działały u nas w kraju Komitet Gruziński w Polsce i Azerbejdżańskie Wydawnictwo Narodowe.
Wielokrotnie też podczas długich zimowych wieczorów w dzieciństwie słuchałem opowieści Dziadka Ludwika o Kijowie, Kaukazie, Tyfusie, Baku i Batumi, a potem w wieku dojrzałym opowieści Ojca o tamtych wojenno-rewolucyjnych latach.
Dziadek Ludwik był inżynierem, specjalistą od urządzeń wodociągowo-kanalizacyjnych. W 1908 r. wyjechał z rodziną do Kijowa, gdzie pracował w Miejskim Biurze Technicznym, a Babka w tym czasie udzielała się w Polskim Towarzystwie „Oświata”.
W 1911 r. cała rodzina przeniosła się do Tyflisu, zamieszkując przy ulicy Elizawietskiej 1. m 8. Liczna Polonia Tyfliska ześrodkowana była wokół Domu Polskiego założonego w roku 1909. Dziadek stał się wkrótce jednym z aktywnych działaczy Domu Polskiego. W 1915 r. został korespondentem „Głosu Polskiego”, dziennika wydawanego w Petersburgu. Redaktorem naczelnym tego dziennika był wówczas Remigiusz Kwiatkowski. Zachowała się legitymacja dziennikarska Dziadka z jego podpisem wystawiona 29 lipca 1915 r. W 1917 r. Dziadek był jednym ze współzałożycieli Związku Polaków w Tyflisie, zaś Ojciec mój współzałożycielem Związku Młodzieży Polskiej. Dewiza obydwu związków brzmiała: „Pamiętajcie o starej ziemi”. Rok wcześniej powstał w Tytusie Oddział Polskiego Towarzystwa Pomocy Ofiarom Wojny. Miesięczna składka wynosiła 6 rubli.
Po wybuchu rewolucji lutowej, gdy Ks. Lwow ogłosił w marcu deklarację uznającą prawa Polaków do utworzenia niepodległego i zjednoczonego państwa polskiego, niemal równocześnie w Moskwie i Piotrogrodzie powstały Związki Wojskowych Polaków, które stawiały sobie za cel skupienie wszystkich wojskowych w formacjach polskich. W tym czasie na terenie Rosji działało wiele organizacji polskich. Poza wymienionymi już działającymi na Kaukazie, w Piotrogrodzie, działało Towarzystwo Wzajemnej Pomocy Pracowników Polskich, w Moskwie Komitet Polski i Związek Polskiego Nauczycielstwa Ludowego.
Po deklaracji Ks. Lwowa nabierała realnych kształtów sprawa Wojska Polskiego na terenie Rosji. Sformowany na początku wojny Legion Puławski, przeformowany następnie w Brygadę Strzelców Polskich, w styczniu 1917 r. przeniesiony do Kijowa, stał się trzonem Dywizji Strzelców Polskich.
W tych przełomowych dniach 1917 r. Dziadek często kursuje między Tyflisem, Moskwą a Piotrogrodem. Zachowany jego paszport z adnotacjami meldunkowymi pozwala dokładnie określić daty i miejsca pobytu. W dniu 6 czerwca w Moskwie odbywa się Zjazd Wojskowych Polaków, w którym bierze udział 384 delegatów, przedstawicieli wszystkich frontów. Na zjeździe tym jako honorowego przewodniczącego wybrano Brygadiera, Józefa Piłsudskiego, manifestując w ten sposób uroczyście, że dążenia i cele wojskowe Polaków po obu stronach kordonu wojennego są te same – Niepodległość Polski. Dziadek bierze udział w tym zjeździe jako korespondent Polonii z Tyfusu. 21 czerwca uchwalono wydzielenie z wojskowych Polaków oddzielnej siły zbrojnej, walczącej po stronie Koalicji przeciwko Niemcom. Powołano Naczelny Komitet Wykonawczy, którego prezesem został wybrany chorąży Władysław Raczkiewicz, późniejszy Prezydent Rzeczypospolitej na uchodźstwie. 4 lipca powołano do życia I Korpus Polski pod dowództwem generała Józefa Dowbora Muśnickiego. 28 lipca Dziadek został korespondentem „Kuriera Nowego”, wydawanego w języku polskim w Piotrogrodzie. Powrócił też wkrótce do Tyflisu, gdzie zorganizował zaciąg ochotników do I Polskiego Korpusu. Średni syn, mój stryj Czesław, ucieka wówczas z domu dołączając do ochotników. Niestety pod Orszą zostali rozbici i Stryj z trudem powrócił do domu.
Polonia w Tyflisie żyje myślami o kraju. Od 2 czerwca 1918 r. zaczął wychodzić w Tyflisie „Tygodnik Polski”, wydawany przez braci Musiała, J. Blichiewicza i D. Jordańskiego. Ukazało się 6 numerów, ostami 7 lipca 1918 r. Dziadek publikował w każdym numerze artykuły o treści patriotyczno-historycznej, wiadomości o możliwościach powrotu do kraju. Na łamach „Tygodnika Polskiego” w ostatnim numerze zawarte zostały „Złote myśli” Maurycego Zycha – Stefana Żeromskiego. Z każdego tekstu publikowanego na łamach „Tygodnika” bije tęsknota za krajem.
Obok „Tygodnika Polskiego” wydawany jest w Tyflisie pod redakcją J. Degena artystyczno-litercki i satyryczny tygodnik „Igła”. W Domu Ludowym imienia Zubałowa Polska Sekcja Dramatyczna wystawia komedię w 4 aktach hr. Aleksandra Fredry „Zemsta”, a jak informują afisze w czwartym akcie odtańczony będzie polonez pod kierownictwem p. Owerłło.
c.d.n.
Powstanie przeżyła – zginęła pod kołami
To artykuł, kóry ukazał się w sierpniowym numerze miesięcznika Stolica. Redakcja musiała dokonać skrótów, by zmieścił się na 3 stronach. Tu w wersji pełnej.
Wśród wielu pamiątek rodzinnych jest niewielka koperta podpisana: Zofia ze Skrzyneckich Ruszczykowska. W środku pozornie nic nie warte skrawki papierków, notesy z wierszami, święte obrazki, jakieś świstki, dokumenty, zaświadczenia i… kilka kartek napisanych równym pismem zatytułowanych: „Ze Skrzyneckich Zofia Ruszczykowska – Wspomnienia z Powstania”.
Ich autorka była bratową i jednocześnie cioteczną siostrą mojej prababci Zofii z Ruszczykowskich Piekarskiej. Miała jedyną córkę – Stefanię z Ruszczykowskich Krosnowską, która zmarła bezdzietnie i cały majątek w testamencie zapisała mojemu Ojcu – Maciejowi Piekarskiemu. Ten „majątek” to były setki dokumentów. W tym – ta koperta. A w niej – te wspomnienia.
1 VIII. O godz., 17. Gdy się zaczęły silne i gęste ostrzały, zeszłam na parter i tam mieszkałam do 4. IX włącznie. Codziennie byłam u siebie, coś stamtąd zabierałam, prałam, ale w ostatnich dniach, ile razy weszłam na górę, zjawiały się samoloty. Na ogół trzymałam się dobrze duchowo, krzepiłam ducha w innych, chociaż czułam straszny niepokój o Stenię[1]. Prowadziłam walkę ze sobą, ale Bóg mi pomagał. Całe otoczenie było dla mnie bardzo dobre. Z całym domem zżyłam się. Opuściłam komunię świętą w pierwszy piątek i pierwszą sobotę miesiąca. W sobotę napadł mnie strach, całą noc nie spałam. W niedzielę 6. VIII poszłam do kościoła przez dwa podwórza, ulicę Dobrą i następnie dwa podwórza. Przystąpiłam do spowiedzi i komunii. Bóg zesłał dla mnie spokój, który nie opuścił mnie aż dotąd. Często bywałam w kościele, przechodząc Dobrą przekopem pod szynami. Poza tym ksiądz pięć razy dziennie miał msze w korytarzu biblioteki. Ostatni raz – 3 września, w przeddzień naszej ucieczki, przedostatni – w dniu imienin Córuchny, Franusia przyjęła komunię na intencję Steni, a kilka osób składało mi życzenia. Pierwsza pani Krukowska, potem generałowa. Nigdzie nie chodziłam poza kościołem, raz tylko przeszłam przez tunel do p. Rymarkiewiczowej (zdaje się było to 25. VIII.) Miałam dwie wizyty Stefana[2], którego zaskoczyło na pl. Dąbrowskiego – a także Lula przyszła, na chwilę po niej Jarek. Listy miałam od Luli i od Freda, który potem doniósł mi, że jest ranny. B. żałuję, że nie odważyłam się go odwiedzić, ale stanęło mi to na przeszkodzie, ze spadłam ze schodów i potłukłam się. Miałam okazję bezpośrednią do niego. Przysłał mi raz trochę miodu prawdziwego, potem 200 zł, na razie niepotrzebne. Odżywiałam się dobrze. Trudno mi było na górze gotować, ale stopniowo znosiłam zapasy swoje do Zosi, brałam też co dzień śniadania, obiady i kolacje z RGO (po 3 zł dziennie). Nastroje były różne. Częściej wesoło. Robiłam, co chciałam i do obowiązków społ. należało dyżurować w bramie w dzień. Młodzi dyżurowali w nocy i na górze. 4. IX zrobiło się gorąco. Atakowano elektrownię, która zapaliła się, Nr 62 zawalił się, a światło zgasło. Trzeba było zejść do schronu i tam nagle komendant powiedział, aby opuścić dom. Wszyscy się spieszyli, nie mogłam wpaść na górę. Nie było czasu nawet namyślać się, co zabrać. Wzięłam te pakunki, co miałam pod ręką. Dziewczynki radziły mi zostawić teczkę Steni, że ciężka, ale się uparłam. – Wyszłyśmy piwnicami – w jednej upadłam i mocno stłukłam bok, co czułam przeszło 3 tygodnie. Zatrzymaliśmy się na Kopernika i tam przeszła noc. Rano zaczęto rzucać bomby na tamtejsze domy. Uciekliśmy przez aleję Sikorskiego na Bracką 3 i stamtąd po 1 w nocy wysłałam 2 panienki na zwiady do Ziutków[3], którzy b. serdecznie zaprosili mnie do siebie.
6. IX zjawiłam się na Koszykowej. W dwa dni po mnie przyszli pp. Stefanostwo P[4]. z synem. Lora[5], Ziutek i ci troje mieszkali na I. p. w mieszkaniu Janusza[6] (o którym nic nie wiemy), a ja z wujenką na III p. Opiekowałam się Wujenką i pomagałam Stefanowej w gospodarstwie. Wychudłam bardzo, gdyż ze względów przezorności były wydzielane b. małe porcje. Osłabiłam się ogromnie. Trzeba przypomnieć, że stamtąd 3 razy byłam Mszach na Marszałkowskiej 48 – piwnicami i schronami, za każdym razem w innym mieszkaniu – wreszcie utworzono na Koszykowej 28 stałą Kaplicę z Najświętszym Sakramentem. Mogłam więc z łatwością bywać co dzień na mszy i przystępować do Komunii Świętej. Na intencję Steni – co mnie pocieszało ogromnie. 1 X. był w tej kaplicy ślub. Stefan był u Ziutków. 1 i 2 X nie chciał opuszczać Warszawy. Wreszcie 2 X. trzeba było opuścić Warszawę. Ziutek miał się zając Lorą, którą zapewne przeniesiono na noszach. Wujenkę powierzono mojej opiece. Część papierów i aparat fot. Zostawiłam w torbie Zosi w piwnicy – gdyż byłoby mi za ciężko. Nie wiedziałam, że Wujenka jest aż tak słaba. Musiałam nieść i jej rzeczy oraz zapasy żywności i jeszcze przyczepiła się do mej ręki, żeby ją prowadzić. Szłyśmy prosto ul. Śniadeckich, b. wolno z powodu nogi Wujenki. Poza tym były trudności przechodzenia przez liczne barykady, przy wąskich przejściach tworzyły się zatory. Szłyśmy do Dw. Zach, później bez barykad, ale sił mniej. Trzeba przyznać sprawiedliwie, że patrole niemieckie pomagały Wujence, a tym samym mnie. Na kilometr przed dworcem udało się wsiąść na wóz. O 11. wieczorem załadowano nas do wagonów bez dachu i zawieziono do Pruszkowa. Tam też trzeba było iść – nie tak wprawdzie daleko – ale też nie blisko, a Wujence było trudno, mnie z paczkami, w których mieściło się też trochę potrzebnej żywności – ciężko. Wreszcie doszłyśmy do baraku zatłoczonego bez żadnych ławek i tak spędziłyśmy I noc na zbyt małych pakunkach. Do kawy i chleba były takie ogonki, że trzeba było zadowolić się swoimi zapasami t.j. chlebem (pokruszonym), herbatnikami i cukrem. Około południa załadowano nas do węglarek bez dachu, zabłoconych i b. ciasno, jeszcze gorzej niż w baraku. Nie od razu pociąg ruszył, nie wiedzieliśmy dokąd nas wiozą – zawieziono nas do Starachowic i nie od razu pociąg otworzono. Spędziłyśmy tak II noc, często moknąc. Strasznie żal było mi Wujenki, obawiałam się, że jej żywej nie dowiozę. Przy Krzyżu opadły mnie czarne myśli, przypuszczałam, że i ja żywa nie wrócę, ale starałam się pogodzić z losem. Gdyśmy czekali na wyładowanie, ludność rzucała nam po trochu: to chleb, to jabłka, to cebulę, a także podawała – choć z trudem, bo wysoko – ciepłą kawę. Wreszcie wypuszczono nas i można było spokojnie i swobodnie chodzić po miasteczku. Wujenkę z rzeczami zostawiłam w gmachu kina, sama szukałam po mieście czegoś do jedzenia i spotkałam księdza, który nastręczył nam mieszkanie. Tj. oprócz mnie jeszcze 8 innym osobom. Wróciwszy do Wujenki, zauważyłam, ze pamiętam tylko numer, a zapomniałam ulicy. Nie podobało mi się, że II piętro, schody okropne i dość daleko od dworca. Zdecydowałam, że najlepiej zostać w „kinie”, bo blisko, bez żadnych schodów i ciepło. Czułam straszne zmęczenie. Chodziłam znów po mieście i czekałam na deszczu w ogonku (udało się dostać mleko) na obiecaną zupę – zamiast niej dano maślankę grzaną, z której Wujenka była niezadowolona. Potem znów czekałam, gdyż miała być zupa, ale mało nie doczekałam się, zabrakło. III noc była najlepsza. Obiecali słomę, ale nie dali. Siedziałyśmy na krzesełkach. Nazajutrz czekałam na kawę, której nie dowieźli, ogonek się nie zmniejszał – wzięłam szczęśliwie z niedaleka za pieniądze. To samo zrobiłam z obiadem, tym bardziej, ze moc czasu zajęła mi rejestracja. W ogóle tak byłam zajęta, że nie mogłam nawet wpaść do Kościoła. Opuściłyśmy Starachowice wieczorem. Czekałyśmy kilka godzin na pociąg. Wreszcie dostałyśmy się do pasażerskiego, więc z dachem. W Skarżyskach trzeba było wysiąść i spędzić tam IV noc na dworcu siedząc na ławce. Tu kupiłam bilety do Łowicza. Przyszedł pociąg. Trzeba zaznaczyć, że wszędzie kogoś Pan Bóg zesłał, kto mi pomógł Wujenkę wsadzić do wagonu oraz wysadzić. Ledwie weszłyśmy do wagonu, zauważyłam brak torebki, w której było trochę grosza, książki do nabożeństwa, a co najważniejsze: dowód osobisty i bilety. Pomogła mi p. Oleńka Sikorska, że zostawiła wagon otwarty, a ja popędziłam – dość daleko na dworzec modląc się pokornie do św. Antoniego. Uważam za cud, że torebka spokojnie leżała na ławce i ja nie spóźniłam się. Oleńka ustąpiła mi miejsca. Ona zna p. Marię Kur i właśnie jechała do Radomska. W wagonie natłoczyło się i dojechałyśmy do Koluszek, gdzie znów przesiadanie. Przegapiłyśmy z powodu jedzenia jeden pociąg, wieczorem trafiłyśmy na towarowy, ale z dachem i doskonale na ławce siedząc dojechałyśmy do Skierniewic. Pociąg przyjechał na dworzec. Wujenka musiała znów z trudem dla siebie i dla mnie przejść, mówiąc, ze nie może, jednak doszła. Stosunkowo niedaleko było potem do miejsca, gdzie staje miejscówka łowicka. Pomogła nam w tym znów dobra dusza. Dojechałyśmy szczęśliwie, ale ze spóźnieniem. Przeszła godzina policyjna, więc trzeba było V noc spędzić na dworcu w zimnym westybulu bez krzeseł. Domęczyłyśmy się tak do białego dnia, dorożki ani koni w ogóle nie było. Zostawiłam Wujenkę z częścią rzeczy. Sama poszłam do Zosi. Chciałam wrócić po Wujenkę, gdyż przekonałam się, ze są na miejscu, choć mieszkanie zmniejszone, a gości pełno. Zosia zatrzymała mnie, a po Wujenkę i resztę rzeczy poszła Wandeczka ze służącą. We dwie pieszo zaprowadziły ją. Tu dowiedziałam się, ze moja Córuchna żyje. Była tu, a jest obecnie w Skierniewicach. Dzięki Bogu. „Wycieczka krajoznawcza” skończyła się 7 X w dniu M.B różańcowej, zarazem I sobota miesiąca. Opuściłam więc znów I piątek i I sobotę, ale byłam w drodze i przyjechałam wyczerpana, zgarbiona, z bólem karku i pleców. Chce jak najprędzej jechać do Steni, muszę jednak trochę wyspać się, odpocząć, a także wyprać wszystko i wyreperować.
Autorka wspomnień spisanych na gorąco w 1944 roku na kilku wyrwanych z notesu kartkach, czyli Zofia ze Skrzyneckich Ruszczykowska ur. 24 sierpnia 1878 roku była córką literata i dziennikarza Antoniego Skrzyneckiego oraz Marii z Gorczyckich I-voto Skawińskiej II-voto Skrzyneckiej. Wdowa po urzędniku Stanisławie Ruszczykowskim, który zaginął bez wieści w czasie wojny polsko-bolszewickiej. Na ich ślub musiał zresztą dawać zgodę Watykan, gdyż Stanisław Ruszczykowski był synem Stanisławy Anny Sabiny z Gorczyckich Ruszczykowskiej – rodzonej siostry Marii z Gorczyckich Skrzyneckiej. Z tego związku przyszła na świat tylko jedna córka – Stefania Ruszczykowska (ur. 18 czerwca 1913) późniejsza Krosnowska (w pamiętniczku wspominana jako Stenia), która w czasie powstania, jako sanitariuszka o pseudonimach „Bogda” i „Stenia” opatrywała rannych w szpitalu na Długiej. Obie panie przed wojną i tuż po wojnie pracowały w Bibliotece Narodowej. Stefania została jesienią 1945 roku aresztowana przez bezpiekę i za udział w związku przestępczym, za jaki uznano wówczas Armię Krajową, osadzona w więzieniu w Fordonie. W jednym z listów wysłanych stamtąd 5 maja 1946 roku pisała do matki: „Dostałam zezwolenie na złożenie listowne zeznań w sprawie wymordowania przez Niemców moich rannych w szpitalu – sprawiło mi to przyjemność, bo czułam, że biorę żywy udział w życiu społecznym, że nie jestem wyrzucona poza nawias. (…) Martwię się Tobą Tusieńko – wiem, że zawsze biedniejsi są ci, co zostają.” Nie wiedziała wówczas, że matka zwana przez nią Tusieńką już nie żyje. Uwiezioną w Fordonie córkę Zofia Ruszczykowska starała się wszelkimi siłami uwolnić. Zachowała się nawet wizytówka inżyniera Zasława Malickiego, do którego najwyraźniej zwróciła się z prośbą o pomoc, gdyż na odwrocie wizytówki widnieje odręczny list skierowany do „Ob. Mjr. Inż. Aleksandra Wolskiego”, ówczesnego dyrektora Departamentu IV Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego. „Kolego! Proszę was bardzo, abyście zechcieli łaskawie przyjąć i w miarę możliwości przychylnie załatwić ob. Ruszczykowską, moją znajomą, która ma zmartwienie rodzinne. Łączę pozdrowienia i serdeczny uścisk dłoni. Z. Malicki”. Nie wiadomo jak wyglądała rozmowa z Wolskim, ani nawet czy Zofii Ruszczykowskiej udało się do niego trafić. 9 marca 1946 roku śmiertelnie potrącił ją przejeżdżający ulicą Rakowiecką samochód. W ostatnim liście do brata, napisanym i wysłanym na dzień przed śmiercią, opisała swoją wizytę u córki w więzieniu. „Sprawa Steni jest na dobrej drodze i wiem, że wywiezienie nie wpłynie gorzej na pomyślne jej zakończenie. Meczę się jednak, że tak się jeszcze ciągnie. Gdy się dowiedziałam gdzie jest, zaraz wyszykowałam solidną paczkę i wyjechałam. Droga była szalenie męcząca – w wagonie byłam 16 godzin. Z Bydgoszczy do Fordonu jest blisko i jechałam wygodnie w jedną stronę koleją, w drugą wspaniałym autobusem. Stenię widziałam. Jest dobrej myśli, trzyma się dzielnie. W drugą stronę jechałam znów nocą, było zimno, więc jeszcze dziś kaszlę i mam silną chrypkę. Paczki można wysyłać pocztą, więc jeszcze dziś wysłałam dwie…”
Obie dotarły już po jej śmierci i to o nich wspominała w liście Stenia pisząc dwa miesiące później: „Paczkę świąteczną dostałyśmy w porządku. Byłyśmy wzruszone sercem – palemka i baranek do dziś dnia stoją na stole w celi.”
Po jej śmierci, ze względu na fakt, że córka siedziała przecież w więzieniu, a przyrodni o wiele starszy brat Stefan Skawiński mieszkał poza Warszawą, pogrzeb Zofii Ruszczykowskiej zorganizowali sąsiedzi z domu przy ulicy Wojciecha Górskiego 3. Z zachowanej karteczki datowanej na 6 czerwca 1946 rok wynika, że komitet domowy, którego przewodniczącą jest p. Zagrodzka stwierdza, że zmarła „nie posiadała żadnego majątku, wobec czego p. Jerzy Lincel wyłożył na pochówek własne fundusze”. Również sąsiedzi zajęli się likwidacją mieszkania, przekazując wszystkie drobiazgi przyjaciołom i rodzinie, by czekały na wyjście Stefanii z więzienia. Sprawców wypadku nigdy nie ustalono. 17 sierpnia 1946 roku brat zmarłej Stefan Skawiński otrzymał z prokuratury tzw. „smutny różowy papierek”, z którego wynikało, że „prokuratura umorzyła dochodzenie w sprawie śmierci Ruszczykowskiej (przejechanie przez samochód) wobec nieustalenia sprawców”. Stefania o śmierci matki dowiedziała się kilka miesięcy później.
Po Zofii został ten pamiętnik, kilka wstrząsających kartek (notatek-wyliczeń ile ma nażycie i z czego powinna zrezygnować, by dociągnąć do pierwszego) ilustrujących jej fatalną sytuację materialną, listy, notesy z wierszami, wizytówki, tasiemkowy kołnierzyk, który zrobiła w czasie tułaczki po powstaniu warszawskim, by nadal być damą, oraz strzaskane w wyniku wypadku okulary, których nikt nigdy nie wyrzucił. A i ja jakoś nie umiem tego zrobić.
PS Stefanię Ruszczykowską zwolniono z Fordonu dopiero w 1948 roku. Zmarła 25 kwietnia 1991 roku w Warszawie. Została pochowana na Cmentarzu Powązkowskim w jednym grobie razem z matką. Pogrzeb odbył się z wojskowymi honorami.
[1] Córka to Stefania Eligia z Ruszczykowskich Krosnowska PS. Bogda.
[2] Stefan Skawiński – przyrodni brat autorki.
[3] Józef Gorczycki – brat matki Marii z Gorczyckich 1-voto Skawińskiej, 2-voto Skrzyneckiej
[4] Stefanostwo P.
[5] Eleonora Paderewska – kuzynka, córka Teodora Gorczyckiego rodzonego brata Marii z Gorczyckich.
[6] Janusz Paderewski pseudonim „Boruta” poległ pod Pęcicami 5 sierpnia 1944 roku. Był synem Eleonory.