Archiwum kategorii: Gorczyccy

Sądowy akt potwierdzenia szlachectwa praprapradziadka Juliana

Praprapradziadek Julian Antoni Ruszczykowski (może był jakimś snobem) kilka razy potwierdzał swoje szlachectwo. Tutaj jednym z jego świadków był Władysław Połkotycki. Panowie byli spowinowaceni. Władysław połkotycki ożenił się bowiem z Józefą z Kosseckich, córką Elżbiety z Kościesza Nieszkowskich i zarazem wnuczką Joanny z Kościesza Nieszkowskich Kościesza Nieszkowskiej, zaś syn Juliana Antoniego Ruszczykowskiego Bronisław Franciszek Ksawery Ruszczykowski ożenił się ze Stanisławą Anną Sabiną Gorczycką, córką Konstancji z Kościesza Nieszkowskich i zarazem wnuczką wspomnianej już Joanny z Kościesza Nieszkowskich Kościesza Nieszkowskiej. Uff! Dobrnęłam do końca w tym wyjaśnianiu koligacji. akt polkotycki 01 akt polkotycki 02

Udostępnij na:

Franciszek Gorczycki „Notatki z Opoczyńskiego” cz. 12

Oto  ostatnia już część wspomnień z powstania styczniowego Franciszka Gorczyckiego, czyli brata mojej praprababci Stanisławy Anny Sabiny z Gorczyckich Ruszczykowskiej. Wspomnienia zostały opublikowane w 1967 r. książce „Spiskowcy i partyzanci 1863 roku”.

franciszek Gorczycki

Franciszek Gorczyczki
zdjęcie z okresu powstania styczniowego

Jenerał Bosak (Hauke) poznał mnie już z dwóch wydarzeń, tj. raz kiedym zawrócił awangardę w Piotrkowicach, i drugi raz, jak mu zdawałem raport z dokonanego rekonesansu do Słupi. Polecił mi więc on w Jeziorku, abym pozostał przy nim, jako drugi adiutant do poszczególnych poruczeń, przy czym powiedział do Szemiota: „przyda się wam ten młodzieniec”. W Jeziorku też postawiłem mego konia przy koniach jenerała Bosaka i Szamiota, dałem mu jeść, a sam w oczekiwaniu rozkazów usiadłem na płocie. Jenerał chodził naradzając się z Szamiotem i Abichem[1]. Pikiety wtedy właśnie od strony Słupi rozstawiał były wachmistrz austriacki Lewandowski. Wkrótce spostrzegłem, iż ten właśnie Lewandowski z dwoma kawalerzystami z pikiety jadą ku nam galopem, a jednocześnie przy wschodzącym właśnie słońcu dojrzałem od strony Słupi blask uzbrojenia nadciągającej konnicy nieprzyjacielskiej. Wtedy stojąc na płocie zameldowałem jenerałowi o tym, co spostrzegłem dodając, że nadciągającą konnicą są zapewne dragoni. Rzekł mi na to Bosak; „Widać, poruczniku, masz trochę stracha. Czy byłeś już w jakiej bitwie? My przecież nic dojrzeć nie możemy”. W tej chwili nadjechał Lewandowski i oświadczył: „Moskale idą naprzód, jadą dragoni i kozacy, dobrze ich widziałem”. Potwierdził więc to, o czym ja pierwej zaraportowałem.

Polecono oddziałowi naszej piechoty iść ze środka wsi wprost w pole, oddział zaś naszej kawalerii, tj. te 100 koni, które stanowiły eskortę Bosaka, uszykowano we front, oczekując na jadących do ataku dragonów. Ze zbliżeniem się ich na jakie 150 kroków wszyscy kawalerzyści dali do nich ognia z karabinków, a następnie strzelali z rewolwerów.

(Nieco przedtem, tj. zanim dragoni zbliżyli się do nas na strzał, jeden z powstańców prawego skrzydła opuścił szeregi i począł uciekać do lasu. Szamiot zakomenderował, aby trzech żołnierzy dało do niego ognia, co gdy nastąpiło, uciekający spadł z konia, ale za to reszta powstańców stała jak mur oczekując rozkazów i ataku). 

Rażeni strzałami powstańców dragoni zmuszeni zostali cofnąć się dotarłszy do nas na jakie 30 kroków. Część ich tylko podsunęła się ku lewemu skrzydłu (na którym i ja stałem w drugim szeregu) i zabili nam Szamiota i 2 żołnierzy. Po odstąpieniu dragonów za górkę, oficerowie, którzy jechali przed ich frontem do ataku, a przy odwrocie cofnęli się ze swymi, zakomenderowali zaraz: „Stój!” „Strojsia!”, co sam słyszałem, tak blisko byliśmy od nich. Była to chwila zupełnej ciszy. Teraz do sformowanych znowu w kolumnę dragonów dała ognia nasza piechota, dragoni więc, zapewne z rozkazu głównego swego dowódcy, rozsypali się połową w tyraliery, druga ich połowa pojechała zająć las, aby uniemożliwić w tym kierunku odwrót naszej piechocie. Jednocześnie artyleria rosyjska dała do nas kilka strzałów. Prawie bez rozkazu cały nasz szwadron kawaleryjski rozsypał się w tyraliery i strzelając z koni do dragonów stępa zbliżaliśmy się do naszej piechoty.

Co się tyczy piechoty rosyjskiej, ta strzelała wprawdzie do nas, ale z tak daleka, że kule ich nie raniły, ale tylko uderzały w nas, ale za to sypały się tak gęsto, iż byliśmy jakby grochem obsypywani. Dostało się też i mnie; uderzyła mnie kula w lewy łokieć i choć nie raniła, obezwładniła rękę na 2 tygodnie.

Ustępując z kolonii Jeziorko[2] za górką natrafiliśmy na głęboki strumień ze stromymi brzegami. Tu to zginęła prawie cała nasza piechota; kto nie zginął lub nie był ranny, dostał się do niewoli. Artyleria strzelała najpierw granatami, z których ani jeden nie pękł, ale strzały kartaczami raziły strasznie naszą piechotę i kawalerię.

Po przejechaniu strumienia na górce spostrzegłem, że nowy oddział wojska rosyjskiego wysuwa się z lasu od strony Bodzentyna, z drugie, strony (prawej) mieliśmy dragonów i kozaków, byliśmy zatem zupełnie otoczeni. Mało sześć razy pytałem jenerała Haukego, co robić, nie odpowiadał nic, w końcu zaś rzekł: „sam nie wiem”.

Bez rozkazu zatem skomenderowałem front i atak na najbliższych od nas kozaków. Ci uciekli do dragonów, a my nie mając ich tuż na karku zdążyliśmy teraz wjechać w las leżący w stronie Starachowic. Hauke jechał prawie ostatni, tak iż ja popędzałem konia jenerałowi. Zdawało mi się, iż chciał on zginąć w tej pierwszej bitwie.

Piechotą naszą dowodził kapitan Doruchowski Konrad[3] dotąd, póki nie został ranny kartaczem.

Wszyscy koledzy jego oficerowie piechoty zginęli pod Jeziorkiem; rannego Doruchowskiego zostawili Rosjanie w jakiejś chłopskiej chałupie.

Pierwszy odpoczynek po tej niefortunnej pierwszej bitwie Haukego mieliśmy w folwarku Rataje w okolicy Wąchocka i tu ze 104 kawalerii znalazło się nas tylko 59 wszystkiego. Hauke był, zdaje się, chory na migrenę, do nikogo nie przemówił słowa.


[1] Gustaw Habich (Abich), szef sztabu Bosaka, ppłk, wzięty do niewoli pod Jeziorkiem 29.X.1863.

[2] Bitwa pod Jeziorkiem odbyła się 29.X,1863.

[3] Konrad Doruchowski był przyrodnim bratem Józefa Faustyna Gorczyckiego – Ojca autora pamiętnika. Matka Jóżefa Faustyna Gorczyckiego, Franciszka z Jasińskich  po śmierci pierwszego męża Antoniego Onufrego Felicjana Gorczyckiego wyszła drugi raz za mąż za Teodora Doruchowskiego. Z tego związku m.in. miała syna Konrada. Ponieważ stosunki między rodziną Doruchowskich a Gorczyckich nie były najlepsze, a to z tego powodu, że Teodor Doruchowski nie traktował zbyt dobrze pasierbiąt, dlatego, jak mówią przekazy rodzinne, o Konradzie Doruchowskim złośliwie mówiono, że był to jedyny Doruchowski, który brał udział w powstaniu styczniowym. W walce pod jeziorkiem stracił dłoń, którą trzeba było mu amputować i to bez znieczulenia. 

Udostępnij na:

Pamiętnik Jadwigi Gorczyckiej cz. 30

A teraz ostatnia część napisanego w okresie dwudziestolecia pamiętnika Jadwigi z Gorczyckich Tyblewskiej. Przypisy robili kolejno: Eugeniusz Tyblewski, Stefania z Ruszczykowskich Krosnowska i na końcu ja.

jadwiga z gorczyckich tyblewska

Jadwiga z Gorczyckich Tyblewska

Łowicz, dnia 9.XII.1934 r.

Drogi mi bardzo brat mój Teodor zmarł wczoraj. Jestem chora i nie mogę jechać nawet na pogrzeb. Zostało nas już tylko dwoje.

(W tym miejscu znajduje się wklejony drukowany nekrolog z gazety o następującej treści:)

S.P.
MARIA Z GORCZYCKICH
PODLEWSKA
żona profesora gimn. Tow. Im. Jana Zamoyskiego
opatrzona św. sakramentami, po długich i ciężkich cierpieniach zasnęła w Bogu dnia 26-go marca 1936 r.
nabożeństwo żałobne odbędzie się w dolnym kościele św. krzyża dnia 30. b.m. t.j. W poniedziałek, o godzinie. 10 1/2 rano, po skończeniu którego nastąpi wyprowadzenie zwłok na cmentarz Powązkowski do grobu rodzinnego, o czym zawiadamiają krewnych, przyjaciół, znajomych i życzliwych pogrążeni w głębokim smutku:
Matka, mąż, syn, siostry, szwagrowie, siostrzeńcy i rodzina.

(W dalszym ciągu tekst pamiętnika:)

Straciłam bardzo mi drogą córkę mego brata Teodora, Marię Podlewską, zmarła dnia 26 marca 1936 r. Była bardzo dobra, nie zaznała szczęścia na ziemi, ale za to jestem przekonana, należy do tych wybranych istot, których Stwórca nasz obdarza szczęściem wiecznym.

Łowicz, dnia 21.II.1937 r.

Przestałam pisać dziennik od czasu jak zostały wycięte z niego jedynie może wartościowe karty. Bardzo się już zestarzałam i pamięć straciłam.

28 lutego zakończyła życie Zofia z Gorczyckich Mystkowska Kazimierzowa. Była jedyną  córką mojego brata stryjecznego Antoniego. Zosia miała 6 tygodni, jak zmarł jej ojciec nagle na serce. Matka wyprowadziła się ze wsi do Kalisza i utrzymywała się z procentu od sumy po mężu. Żyłam z nią bliżej i miałam sposobność poznać charakter jej córki niezwykle szlachetny i idealny.

(Na stronie 136 kończy się właściwie pamiętnik pisany w formie dziennika. Jest to chyba ostatni zapis Jadwigi z Gorczyckich Tyblewskiej. Następnie jest kilkanaście stron czystych i na stronach 152 i 153 znajduje się narysowane i napisane, zresztą w dość nieudolnej formie, drzewo genealogiczne Nieszkowskich, poczynając od jana oraz Gorczyckich od Piotra Celestyna.  Na stronie 154 znajduje się takie samo drzewo genealogiczne Tyblewskich, poczynając od Jana. Nie zamieszczam ich tutaj, ponieważ sam sporządziłem dużo lepsze. Na stronie 155 i na połowie str. 156 znajdują się zapiski robione prawdopodobnie w czasie pisania pamiętnika, o następującej treści:) (E.T.)

W 1824 r. umarł Antoni Gorczycki ojciec mego Ojca (w grudniu)
1873 r. um. Franciszka z Jasińskich 1 voto Gorczycka 2 voto Doruchowska matka mego Ojca (28 grudnia)
1841 r. 22 sierpnia umarł Stanisław Nieszkowski ojciec mojej Matki pochowany w Żelewie.
1886 r. 25 maja um. Joanna z Nieszkowskich Nieszkowska matka mojej Matki, umarła w Warszawie i pochowana na cmentarzu reformowanym. Urodziła się w 1797 r. 20 maja.
1878 r. 19 lutego um. Cyprian Gorczycki w Wólce (ziemia kaliska) jedyny brat mego Ojca.
1880 r. 12 grudnia zmarł w Kaliskim na wsi Żdżenice Ojciec mój Józef Gorczycki, ur. 1821.
1901 r. 2 marca zmarła moja Matka Konstancja z Nieszkowskich Gorczycka, ur. 1827 r.
1902 r. 27 maja zmarł Franciszek Gorczycki brat mój najstarszy, ur. w 1846 r.
1887 r. 23 marca zmarł Bronisław Gorczycki, ur. 1848 r.
1895 r. 3 marca umarł Cyprian Gorczycki ur. 1856[1]
1905 r. 30 maja umarł Konstanty Gorczycki ur. 1862.
1918 r. 21 listopada umarł Ignacy Tyblewski, pochowany w Sumach.
1919 r. 15 kwietnia umarła Salomea Gorczycka (zakonnica) w Jazłowcu ur. 1854.
1915 r. 21 września umarł Adam Skrzynecki, w Januszpolu pochowany ur. 1880 r.
1916 r. 24 listopada umarł Bronisław Ruszczykowski, ur. 1840 r.
1928 r. 7 kwietnia zmarła Maria z Gorczyckich 1 v. Skawińska, 2 v. Skrzynecka.
1929 r. 26 maja zmarła Stanisława z Gorczyckich Ruszczykowska, w Koniecpolu pochowana. 1929 r. z dnia 22 na 23 grudnia zmarła Aleksandra z Gorczyckich Pawłowiczowa pod Górą Kalwarią w willi Olesinek.
1911 r. dnia 11 sierpnia umarła Wanda Maleszewska.
1876 r. 6 lutego umarł Ignacy Skawiński ur. 1841 r.
1933 r. 1 października umarła Maria ze Złotnickich Tyblewska, pochowana w warszawie na Powązkach.

(Na stronach 158 i 159 wklejony jest drukowany nekrolog, wycięty z gazety dotyczący Józefa Gorczyckiego o następującej treści:)

jozef faustyn gorczycki

Józef Faustyn Gorczycki

Miarą wartości każdego człowieka jest jego działalność w społeczeństwie, bez względu na rodzaj tej działalności, na zakres nawet, byleby zmierzała ona zawsze do dobra współbraci, nieodłącznego od szczęścia i pomyślności całego społeczeństwa w obszernym znaczeniu, a w ścisłem: kraju rodzinnego, ojczystej ziemi. To tez gdy zmarł prawie nagle człowiek zupełnie zdrów i pełen energii, jakim był ś.p. Józef Gorczycki, wieść tę przyjęto z początku z niedowierzaniem, z osłupieniem, wreszcie ze smutkiem serdecznym, a rzewnym, którego echo zeszło się w dalekie strony kraju. A śp. Józefa znało szerokie grono naszego społeczeństwa, gdyż stanowił w nim jedną z ważniejszych i wybitniejszych osobistości.

Urodził się w 1821 r. w mieście Turku i pochodził ze starej szlacheckiej rodziny, osiadłej od dawna w kaliskiem. Pierwiastkowe wychowanie odebrał w domu od matki swojej, staropolskiej matrony, która umiała zaszczepić w sercu syna te cnoty, które mu potem towarzyszyły w całym życiu. Po skończeniu szkoły wojewódzkiej w Kaliszu śp. Józef Gorczycki poświęcił się prawu i jako aplikant pracował w tutejszym trybunale. Nie poszedł jednak tą drogą, bo stan ziemianina rolnika ciągnął go do siebie. Jakoż odbywszy praktykę gospodarską i ożeniwszy się z panną Konstancją Nieszkowską, osiadł na początku w Piotrkowskim, a następnie przeniósł się w strony krakowskie. W tej okolicy śp. zmarły przepędził najdłuższą część swego pracowitego, zacnego i pozytywnego żywota.

Tu się okazały w całej pełni jego zasługi obywatelskie, zaparcie się zupełne i zapomnienie o sobie, gdy zachodziła potrzeba podążyć z pomocą innym. Żaden sąd polubowny, żaden kompromis w promieniu dziesięciomilowym nie odbył się bez śp. Józefa Gorczyckiego. W 1861 r. kiedy margrabia Wielopolski tworzył rady powiatowe, obywatele powiatu olkuskiego wybrali śp. zmarłego jednomyślnością głosów na radcę, a jak na tym stanowisku postępował – pamiętają do dziś dnia ziemianie w olkuskim.

Śp. Gorczycki miał duszę niezmiernie poetyczną; w młodych latach pisał ulotne poezyjki erotycznej treści, nie bez wartości; w późniejszych latach żartobliwej, humorystycznej treści, jak świadczy korespondencja wierszowana między nim a EX-Bocianem (Faustynem Świderskim), z którym zmarły pozostawał w stosunkach zażyłych, prowadzona.

Poezji swoich śp. Gorczycki nie drukował, za to był stałym korespondentem kilku pism prowincjonalnych; jak „Tygodnia Piotrkowskiego”, „Gazety Kieleckiej”, wreszcie naszego pisma. Oprócz faktów pisał artykuły ziemiańsko-społecznej treści z poczciwą, zacną atencją[2].

Całe jego życie to pasmo ciągłych usług i ofiar społecznych, wie o tym rodzina i znaczna liczba obywateli. Pod koniec życia śp. Józef Gorczycki chciał zapewnić przyszłośc dziesięciorgu swym dzieciom, z których troje pozostawił nieletnich, zabrał się do cięzkiej pracy uregulowania rodzinnego majątku Żdżenice. A prosił Boga tylko o parę lat życia, aby mógł dokończyć zaczętego dzieła. Niezbadane są jednak wyroki Opatrzności. W d. 12 grudnia, przed samą północą, to zacne i szlachetne serce bić przestało.

Bezsilnym jest pióro i wyobraźnia aby opisać ten żal i tę boleść, jaka ogarnęła wszystkich. Był to piorun spadły z jasnego nieba.

Zajęto się pogrzebem, a ten wymownie świadczył o czci i miłości, jakimi ś.p. Józef Gorczycki powszechnie się cieszył. Mnóstwo obywateli, włościan z kilku wiosek okolicznych, zapełniło kościół w Malanowie, skąd po odpowiednim nabożeństwie i egzorcie, wypowiedzianej przez księdza Jezierskiego wikariusza w Turku, rodzina, sąsiedzi i włościanie zanieśli trumnę na własnych barkach do grobu, pomimo że stan powietrza i drogi czynił to prawie niepodobnem. Na cmentarzu pożegnał śmiertelne szczątki wikariusz parafii Malanów ksiądz Komorowski.

Zmarł więc znów jeden z tych, którzy pojmowali, że życie nasze nie jest użyciem, ale obowiązkiem, bojowaniem ciągłym według psalmisty. Spoczął w grobie obok swej matki, która w nim to pojęcie w latach dziecinnych już zaszczepiła, a nam żyjącym jeszcze została ta wielka pociecha, że myśl śp. Józefa, jego czyny i działalność żyją wśród nas, bo jak słusznie powiedział Brodziński:
Chociaż nie skończysz, ciągle rób,
Ciebie, nie dzieło, porwie grób.
Choć tu na ziemi krótko nas,
Czas wszystko skończy, bo ma czas.

(Nie wiem kto jest autorem powyższej notatki. Na stronie 161 znajduje się rękopis Jadwigi Tyblewskiej następującej treści:)

znalazłam charakterystykę, którą blisko przed dwudziestu laty przysłał mi z Warszawy literat Józef Muklanowicz (lub Muklonowicz)[3], nazwał ją próbą charakterystyki, postaram się przepisać, o ile potrafię odczytać to jego nieczytelne pismo.

Próba charakterystyki.

Przede wszystkim kilka uwag natury ogólnej. Wszystkie dusze ludzkie, aczkolwiek tak nieskończenie różnorodne, mają wspólne pierwiastki od kombinacji których powstają różnice indywidualne. Zdaniem moim takich głównych pierwiastków jest 2 i tyleż rozumie się negacji. Więc 1) refleksyjność – kontrast impresjonizm, 2) obiektywizm – kontrast subiektywizm. Pierwszy maluje stosunek duszy niejako do zagadnień natury umysłowej, intelektualnej. Drugi jest wyrazem stosunku względem kwestii moralnych, etycznych.

Cały ten podział wygląda na papierze śmiesznie pretensjonalnie, lecz to moja wina, bo czuję, że nie oddałem należycie myśli mojej, wieka, który uwydatnia się między innymi w broszurze: „Człowiek genialny”. Otóż natura bezwarunkowo i wyłącznie impresjonistyczna nie zdarzyło mi się spotkać również niewielkiej domieszki refleksyjności. Do takiej kategorii nadmienię dla przykładu i wyjaśnienia kwestii należą artyści, o których Puszkin nadmienił: „……” w tym mieści się źródło wielu przymiotów i niektórych wad:, stąd wypływa delikatność, a raczej subtelność, współczucie, prawość (zupełna niezdolność, nieumiejętność fałszu, obłudy), lecz z drugiej strony porywczość, pewna niesprawiedliwość, a raczej nie sprawiedliwość, zaznaczyć wypada, że chodzi głównie o podkreślenie braku sprawiedliwości, jako potrzeby wprost duszy, tego gatunku zwłaszcza co twierdzi: „niechaj świat zginie, byle sprawiedliwości stała się zadość” i pewna niechęć do wgłębiania się, zamiłowanie ślizgania się po powierzchni. Co do drugiego pierwiastku: obiektywizm nie tak czysty wszelako jak impresjonizm, bo pewna doza (nieznaczna zresztą) subiektywizmu. Obiektywizm ten sprawia brak wszelkiego egoizmu, to jest nie bynajmniej jakieś zapomnienie ascetyczne o sobie, lecz odrzucenie stanowczo takiego światopoglądu, że własne ja jest centralnym punktem wszechświata, nawet pewne niedocenienie własnego ja, czemu poniekąd staje na zawadzie ów brak własnej refleksyjności, daru chłodnego rozumowania według teoretycznych wskazań. Gdyby przy takim obiektywiźmie była i refleksyjność, choćby w niewielkim stopniu, byłby materiał najzupełniej odpowiedni do stworzenia działacza społecznego w szerszym stylu, jednego z takich, co stanowią wyłączne punkty w historii, przy wspomnianym braku tworzy się to, co nazywają dobrocią, a co właściwie jest gotowością poświęcenia swego niedocenionego należycie ja, dla tego, co w danej chwili uważa się za ważniejsze, pożyteczniejsze.

(na stronie 164 jest przyklejony drukowany nekrolog Józefa Gorczyckiego następującej treści:)

W dniu 12 grudnia 1880 r. w majątku rodzinnym Żdżenice w powiecie tureckim guberni kaliskiej zmarł prawie nagle śp. Józef Gorczycki, obywatel ziemski, w wieku lat 59.

Zmarły należał do tej nielicznej już garstki ziemian naszych, którzy pojmując zadanie obywatela kraju, nie uchylają się od żadnych obowiązków społecznych, chociażby z pewną nawet znaczną ofiarnością połączonych. To też przemieszkując w kilku okolicach kraju, wszędzie pozostawił po sobie jak najlepsze wspomnienie, a ślady jego działalności obywatelskiej pozostała do dziś dnia w dawnym powiecie olkuskim, gdzie śp. Józef Gorczycki piastował przez cały czas istnienia rady powiatowej urząd radcy z jednomyślnego wyboru wszystkich ziemian. Następnie, gdy zaprowadzono samorząd gminny i wójci obieralni prócz administracyjnej mieli i sądową władzę, śp. Józef był jednym z pierwszych obywateli, którzy nie uchylali się od objęcia tego ważnego urzędu ze względu na ówczesne stosunki, a wiadomo jak przez długi przeciąg czasu myśl prawodawcy była spaczona, już to przez niewłaściwe wybory, już to z powodu niewłaściwego wpływu na samorząd gminny zarządów powiatowych, a zarazem dziwnej, niewytłumaczonej nawet trudnością położenia, obojętności inteligencji wiejskiej.

Wszystkie kwestie żywotne, odnoszące się do danej okolicy czy tez do…

(w tym miejscu nekrolog jest urwany, dalszego ciągu nie było. Natomiast pod nekrologiem jest własnoręczny dopisek Jadwigi Tyblewskiej następującej treści:)

Część nekrologu śp. Ojca mego znaleziona w ocalałych rzeczach i wywiezionych z pożaru Kalisza roku 1914 r.

(dziś już dobrze nie pamiętam, ale dalszą część nekrologu, idealnie pasującą do pierwszej, dostałem od kogoś z rodziny, względnie znalazłem u kogoś w papierach i wobec tego podaję dalszy ciąg nekrologu:)

… całego kraju, nie uchodziły bacznego umysłu sp. Józefa Gorczyckiego to też przechodząc wykształceniem ogół naszych ziemian, spostrzeżenia swe zamieszczał w korespondencjach pisywanych do „Gazety Kieleckiej”, „Kaliszanina”, „Tygodnia Piotrkowskiego” wreszcie i w naszym piśmie oprócz faktycznych wiadomości, podawał różne uwagi odnoszące się do kaliskiego w ogóle, a do powiatu tureckiego w szczególności.   Był tez obdarzony złotym, prawdziwie staropolskim humorem, który się objawiał nieraz w wierszowanej korespondencji, jaką prowadził z Faustynem Świderskim (EX-Bocianem).

Cichy i niezmordowany w pracy śp. Józef był wzorem dobrego męża, przykładnego ojca licznej rodziny i serdecznego krewnego i przyjaciela. Jakim był dla swoich znajomych i podwładnych, o tym świadczył liczny orszak pogrzebowy, niosący drogie zwłoki na miejsce wiecznego spoczynku na barkach własnych, pomimo złej drogi i fatalnego powietrza.

Wszyscy przed wszystkimi cenili w zmarłym szlachetność i delikatność uczuć, tak rzadkie w naszych czasach cnoty, oraz ducha obywatelskiego pełnego ofiarności, zapominającego nieraz, bodaj o sobie i najbliższych, a na pierwszym planie dobro bliźnich mającego na celu.

Niech popiołom ziemia lekką będzie, a pokój w wieczności zacnej duszy śp. Józefa Gorczyckiego.

(Na stronie 165 przyklejony jest nekrolog nastepującej treści:)

NEKROLOGIA

Ś.p. WILHELM NIESZKOWSKI, jeden z ostatnich już kilkunastu żyjących jeszcze w kraju naszym napoleończyków, zmarł dnia 23 czerwca rb. W Puławach, gdzie na łonie rodziny przepędził ostatnie lat kilka swego życia. Śp. Nieszkowski urodzony dnia 15 lutego 1795 r. we wsi Bogumiłowie w obwodzie sieradzkim, ukończywszy korpus kadetów w Kaliszu, wszedł dnia 11-go maja 1812 r. jako sierżant do pułku 7-go wojska Księstwa Warszawskiego i w tymże stopniu przenoszony do różnych pułków tegoż wojska, brał udział w kampaniach lat następnych, walcząc w bitwach: Pod Potsdorfem,[4] Wittembergiem,[5] Coswigiem,[6] i Lipskiem. W tej ostatniej bitwie ranny od kuli karabinowej, przeniesiony został do pułku nadwiślańskiego i w tymże służąc brał udział w bitwach: Pod Soissons[7], Acis-sur-aube[8] i St.Dizier[9]. Dnia 24 grudnia 1814 r. przeznaczony został do wzorowego batalionu grenadierów gwardii, nieboszczyk pod datą 10 kwietnia 1816 r. awansowany w nim został na starszego sierżanta. W rok później awansowany na podporucznika, przeniesiony został do 5 pułku piechoty liniowej b. wojska polskiego. Dnia 25 kwietnia 1825 r. mianowany porucznikiem w tymże pułku, a następnie adiutantem pułkowym, pozostał w nim aż do skończenia kariery wojskowej w sześc lat później przy przejściu granicy przez korpus Ramorina[10]. Krzyż Virtuti Militarii i medal Ś-ej Heleny pozostały mu jako pamiątki przepędzonych w wojsku lat młodych. Bystrość umysłu i wielka pamięć przebytych wypadków, jak niemniej zainteresowanie się sprawami publicznymi nie opuszczały go do ostatniej chwili życia, a przy dobrotliwości serca i chętnym obcowaniu ze znajomymi, jednały mu ogólną sympatię, czego wyraźnym objawem był pogrzeb, w dniu 25-m czerwca r.b. odbyty, na który stawiła się znaczna liczba młodzieży miejscowej i zwłoki dzielnego wiarusa przeniosła na własnych barkach do grobu na cmentarz parafialny we Włostowicach.

(Na ostatniej 166 stronie notesu u góry narysowany jest piórkiem i tuszem maleńki dwór w Żdżenicach – rysunek autorki pamiętnika. Pod rysunkiem własnoręczny podpis:)

Dwór w majątku Żdżenice, tutaj zmarła matka mego Ojca, tu też i Ojciec zakończył życie w 1880 r. 12 grudnia.[11]

(Pod tym podpisem jest wklejona krótka notka wycięta z gazety:)

(Nadesłane). W Częstochowie 27 maja b.r. zmarł Franciszek Gorczycki, obywatel ziemski, właściciel majątku Tomaszowice, guberni Piotrkowskiej.

(Pod tą notatką ręczna notatka jadwigi Tyblewskiej nast. Treśći:)

Franciszek Gorczycki był najstarszym moim bratem.

(Na tym wszelki tekst się kończy.)

Przepisał na maszynie w dniu 26 lipca 1974 r. w Krakowie Eugeniusz Tyblewski, wnuk rodzony Jadwigi Tyblewskiej.

Z tego odpisu przepisała cioteczna wnuczka z Ruszczykowskich Stefania Krosnowska 19.I.1981.

Z tego odpisu przepisała cioteczna praprawnuczka (rodzona praprawnuczka Stanisławy Anny Sabiny z Gorczyckich Ruszczykowskiej siostry autorki pamiętnika) Małgorzata Karolina Piekarska.


[1]              Cyprian Gorczycki – brat Jadwigi – przyp. E.T.

[2]              Jeden z takich artykułów zachował się do dzisiaj – przyp. E.T. (nie wiem jaki i gdzie – przyp. MKP.)

[3]              Józef Muklanowicz – autor m.in. wydanej w 1905 r. książki pt. „Lenistwo” – przyp. MKP.

[4]              Być może chodzi o Poysdorf miasto w dolnej Austrii – przyp. MKP.

[5]              Chodzi o Wittenbergę miasto w Niemczech w kraju związkowym Saksonia-Anhalt – przyp. MKP.

[6]              Chodzi o Coswig (Anhalt) miasto w Niemczech, w kraju związkowym Saksonia-Anhalt w powiecie Wittenberga. – przyp. MKP.

[7]              Soissons – miejscowość i gmina we Francji, w regionie Pikardia, w departamencie Aisne – przyp. MKP.

[8]              Powinno być Arcis-sur-Aube – miejscowość i gmina we Francji, w regionie Szampania-Ardeny, w departamencie Aube – przyp. MKP.

[9]              Chodzi o Saint-Dizier – miejscowość i gmina we Francji, w regionie Szampania-Ardeny, w departamencie Górna Marna – przyp. MKP.

[10]            Girolamo Ramorino, także Hieronim Ramorino (ur. 1792 w Genui, zm. 1849 w Turynie) – polski i włoski generał dywizji powstania listopadowego, uczestnik m.in. wojen napoleońskich – przyp. MKP.

[11]            Rysunek ten pokazywałem wujowi Stefanowi Skawińskiemu, który znał Żdżenice. Powiedział mi, ze rysunek jest właściwie wierny, tylko proporcje są nieudane. Tu dodaję, że Jadwiga Tyblewska miała pewne zdolności rysunkowe. Największe zdolności z jej rodzeństwa miała Salomea Gorczycka – przyp. E.T.

Udostępnij na:

Franciszek Gorczycki „Notatki z Opoczyńskiego” cz. 11

Oto kolejna część wspomnień z powstania styczniowego Franciszka Gorczyckiego, czyli brata mojej praprababci Stanisławy Anny Sabiny z Gorczyckich Ruszczykowskiej. Wspomnienia zostały opublikowane w 1967 r. książce „Spiskowcy i partyzanci 1863 roku”.

franciszek Gorczycki

Franciszek Gorczyczki
zdjęcie z okresu powstania styczniowego

Dnia 26, 27 lub 28 w nocy przeszliśmy Wisłę pod Przemkowem, zaraz też byliśmy spostrzeżeni przez straż graniczną czy tez kozaków, którzy dali do nas kilka strzałów, lecz zaraz uciekli. Noc była ciemna.

Około godz. 1 z południa przyjechaliśmy na fol[wark] Michałów w bliskości dóbr Góry, gdzie oczekiwał na oddział Bosak. Po należytym wypoczynku ruszyliśmy w stronę północną. Przed samym wieczorem przechodziliśmy przez Pinczów – tu dwaj miejscowi winiarze Żydzi wynieśli dla dowódcy 2 butelki dobrego wina.

Byłem najmłodszy z całego oddziału, w którym między innymi było 20 Węgrów mówiących po polsku; liczył on też bardzo dużo żołnierzy austriackich i pruskich, tak że kilkunastu w nim tylko było niewojskowych. Porządek panował wzorowy i wszelkie polecenia ściśle były wykonywane. Za Pińczowem, o ile pamiętam, pojechaliśmy 3w prawo. Kazano mi z plutonem jechać w awangardzie wysuniętej naprzód mniej więcej na odległość wiorsty przed oddziałem. Kiedyśmy wjeżdżali do Piotrkowic (pod Chmielnikiem), ujrzałem na odległośc około 300 kroków wchodzących tu z drugiej strony żołnierzy rosyjskich – piechotę. Kłusem zawróciłem awangardę do oddziału; nieprzyjaciel nie dał do nas ani jednego strzału. To spowodowało, iż oddział całym kłusem zawrócił w prawo ku dębowemu lasowi i tam na drugim jego skraju przepędziliśmy noc całą.

Spotkany w Piotrkowicach oddział rosyjski był prowadzony przez Czengierego, który wszedł na Chmieleńskiego; na drugi dzień rano pociągnął on stąd w stronę Słupi. Nasz oddział (Bosaka) postępował za nim w odległości może pół mili i tak szliśmy do godz. 2 po południu. Następnie zaś po prawej stronie lasami obeszliśmy Czengierego w chęci połączenia się z oddziałem Chmieleńskiego. Przed wieczorem, kiedyśmy wjeżdżali w las ś[wię]tokrzyski, kozacy dali kilka strzałów do naszej ariergardy. Lecz zaraz ustąpili. Około północy, podczas strasznego wichru, dotarliśmy do kościoła ś[wię]tokrzyskiego na górze. Tu w klasztorze kwaterował już oddział powstańczy, nieźle uzbrojony pod dowództwem Rębajły.[1] Dowódca był ciężko chory; oddział ten składał się z samej piechoty uzbrojonej w karabiny belgijskie. Polecono nam wprowadzić konie w korytarz klasztorny. Pamiętam, że wprowadzając swego konia przez kruchtę kościelną widziałem światełko przed wielkim ołtarzem, tj. przed Najświętszym Sakramentem. Piechota ulokowała się w celach klasztornych. Siano znaleźliśmy w pustym domku na podwórzu klasztoru. Chętnie je jadły nasze konie.

W pół godziny po rozlokowaniu się zawołano mię do Szamiota i Bosaka i polecono z półplutonem po wzięciu przewodnika z klasztoru dojechać do miasteczka Słupi i dowiedzieć się, gdzie poszedł oddział rosyjski. Wyjechaliśmy więc z klasztoru, a wicher dął tak, że nieomal wysadzał nas z siodeł. Kiedyśmy dojeżdżali do Słupi, z najpierwszej chałupki wybiegł w koszuli mieszczanin i ostrzegł abyśmy wracali, gdyż przed niecała godziną przybył tu Czengiery z 8 rotami piechoty i szwadronem dragonów z kozakami i dwoma czy czterema armatami. Powróciłem więc kłusem do klasztoru i zdałem o tym raport dowódcy. Zaraz tez wydano rozkaz wymarszu. Piechota Rębajły wyruszyła naprzód poprzedzona awangardą z półplutonu kawalerii i tak szliśmy do rannego brzasku aż do kolonii Jeziorko, gdzie się cały oddział zatrzymał dla dania wypoczynku ludziom i koniom.


[1] Karol Kalita de Brenzenheim (pseud. Rębajło) (ur. 1830 w Komarnie k. Rudek, zm. 1919 we Lwowie) – oficer wojsk austriackich, brał udział w rewolucji węgierskiej. Polski pułkownik, dowódca oddziału partyzanckiego w powstaniu styczniowym. Chory na tyfus udał się do Galicji 

Udostępnij na:

Pamiętnik Jadwigi Gorczyckiej cz. 29

A teraz znów dalszy ciąg napisanego w okresie dwudziestolecia pamiętnika Jadwigi z Gorczyckich Tyblewskiej. Przypisy robili kolejno: Eugeniusz Tyblewski, Stefania z Ruszczykowskich Krosnowska i na końcu ja.

jadwiga z gorczyckich tyblewska

Jadwiga z Gorczyckich Tyblewska

Łowicz, 19 czerwca 1932 r.

Wszyscy moi wnucy i wnuczki dobrze się uczą, jest to dla mnie wielką pociechą. Halina już idzie do 8 klasy i myślę, że będzie się dalej kształcić. Jakie to szczęście dla kobiet, że teraz są chowane w ten sposób, aby same dawały sobie radę w życiu. Znikły już teraz tak zwane panny na wydaniu. Dziś kobiecie łatwiej jest pracować samodzielnie. Myślę nieraz, że powinnam ten dziennik spalić przed śmiercią, bo nie ma on celu tego, w jakim zaczęłam go pisać, liczę jednak na to, że syn mój najdroższy to zrobi przez pamięć dla swojej matki, jeżeli będzie uważał, że jest w nim coś, co młodszemu pokoleniu może się wydać dziwnym lub nawet śmiesznym. Pisałam bowiem stroskana już życiem i latami trwającą chorobą. Pisząc ten dziennik, wspominałam też o powierzchowności osób niektórych, nie dlatego jednak, abym do zalet zewnętrznych przywiązywała jakąś wagę, lecz jedynie dlatego, że cofając się myślą do drogich mi osób, stawały mi w pamięci żywo, tak jak ich dawniej widziałam.

Ileż ja miłych chwil spędziłam z siostrą Marylą. Nieraz z tego, co mi opowiadała z czasów, kiedy nie żyłam jeszcze, robiłam sobie, gawędząc z nią, notatki. Pamiętała, będąc starsza ode mnie 10 lat, jak zabierali księżom majątki ziemskie. Wtedy biskup kielecki Majerczak pojechał do Warszawy, do Berga, ówczesnego oberpolicmajstra ożenionego z nabożną katoliczką pochodzenia włoskiego, – aby przez nią uzyskać odwołanie rozporządzenia. Na razie Berg nie obiecywał nic biskupowi, a kiedy go wyprowadzał z mieszkania spostrzegł, że biskup wychodzi bez kapelusza i zaraz przypomniał, żeby wziął kapelusz, na co biskup Majerczak odpowiedział: „Nie jest już mój, bo leży nie na moim gruncie”. To powiedzenie spowodowało, że najdłużej została ziemia kielecka własnością księży.

10 lat miała siostra moja Marylka, dlatego pamiętała już dobrze te straszne czasy, kiedy nasza Matka z narażeniem życia pielęgnowała rannych, Ojciec zaś wywoził sam powstańców za granicę poszukiwanych przez Moskali, lub odsyłał przez wiernego fornala nazwiskiem Rogacz, który zawsze umiał się przez granicę przemknąć. Raz bardzo długo, gdyż prawie miesiąc, nie wracał z Krakowa. Ojciec się niepokoił, że go Moskale złapali, a on szczęśliwie wrócił z wypasionymi końmi, bojąc się wrócić, gdyż mu powiedzieli, że na granicy Moskale. Woził tedy za pieniądze wodę w Krakowie, żywiąc tym sposobem siebie i konie.

Pamiętam też u mych Rodziców zacnego starego sługę Macieja, którego kozak do krwi uderzył nahajką, że nie chciał powiedzieć, gdzie jest Gniewosz[1] powstaniec i przeczył, że Ojciec mój Gniewosza wywiózł za granicę i u siebie w domu nie miał. Rozumie się Moskale nie uwierzyli i Ojca na czas jakiś zaaresztowali[2]. Ten Maciej za mojej pamięci to już z łóżka nie wstawał parę lat przed śmiercią. Matka nasza zawsze go odwiedzała, przeznaczyła mu kobietę, żeby go pielęgnowała i nam dzieciom kazała mu nosić owoce, a czasem podczas snu z much opędzać gałązką, co się mnie wtedy nie bardzo podobało. Miałam wtedy z pięć lat najwięcej, a brat mój Kostuś siedem. Kiedy będąc już stara, na przedstawieniu „Wiernej rzeki” Żeromskiego zobaczyłam starego sługę patriotę, przypomniał mi się żywot naszego Macieja, dwór moich Rodziców i od łez nie byłam się w stanie powstrzymać.


[1]              Płk Jan Nepomucen z Oleksowa Gniewosz h. Rawicz (ur. 1827 w Poniku, zm. 1892 w Krośnie) – publicysta, przemysłowiec, pisarz, dziennikarz, wydawca, kolekcjoner obrazów malarzy polskich, powstaniec wielkopolski w 1846 i 1848, styczniowy, więzień stanu z 1846 r. w Moabicie. W powstaniu styczniowym był kapitanem strzelców w oddziale naczelnika Apolinarego Kurowskiego. Po powstaniu emigrant we Francji i Szwajcarii – przyp. MKP.

[2]              Jadwiga Gorczycka bardzo lakonicznie pisze na ten temat. Tradycja rodzinna jest bogatsza. Oto co na ten temat pisze Stefania Krosnowska, znająca temat z opowiadań: „W czasie powstania styczniowego, na skutek donosu, w domu Józefa Gorczyckiego oddział kozaków robił rewizję. Wprawdzie rannych powstańców zdołano ukryć, ale pozostała pościeli niezasłana ze śladami krwi. Józef Gorczycki prosił aresztującego go oficera, by uspokoił jego żonę, mówiąc, że chodzi tylko o jakieś wyjaśnienia. Oficer odpowiedział: „Przecież panu grozi szubienica lub Sybir.” zgodził się jednak pójść do Konstancji Gorczyckiej. Wzruszony widokiem gromadki dzieci powiedział: „Daję pani Oficerskie słowo honoru, że zrobię wszystko, aby mąż pani wrócił.” Słowa dotrzymał. Józef Gorczycki po dwóch tygodniach wrócił w domu.
Powstanie  chyliło się ku upadkowi. Do Józefa Gorczyckiego mieszkającego w pasie przygranicznym i posiadającego tzw. „półpasek” upoważniający do przekraczania granicy, zgłosił się jeden z wyższych dowódców powstania. (Niestety, tradycja rodzinna nie przekazuje jego nazwiska) prosząc o konie i furmana dla ułatwienia ucieczki, gdyż ziemia paliła mu się pod stopami. (Chodziło pewnie właśnie o Gniewosza – przyp. E.T.) Józef Gorczycki osobiście przewiózł go przez granicę, a wkrótce po powrocie został ponownie aresztowany. Postawiony przed gronem oficerów śledczych, na pytanie gdzie i z kim był owego dnia, odpowiedział zgodnie z prawdą: Usłyszał: „No to dalsze śledztwo niepotrzebne – sprawa prosto do sądu”. Józef Gorczycki nie załamał się, odpowiedział: „Panowie, jakie śledztwo, jaki sąd? Przecież ja siłą z narażeniem własnego życia wywożę człowieka, który byłby was dalej bił. Myślę, że mi order dacie!” Orderu wprawdzie nie dali, niemniej Józef Gorczycki został uratowany – przyp. S.K. 

 

Udostępnij na:

Pamiętnik Jadwigi Gorczyckiej cz. 28

A teraz znów dalszy ciąg napisanego w okresie dwudziestolecia pamiętnika Jadwigi z Gorczyckich Tyblewskiej. Przypisy robili kolejno: Eugeniusz Tyblewski, Stefania z Ruszczykowskich Krosnowska i na końcu ja.

jadwiga z gorczyckich tyblewska

Jadwiga z Gorczyckich Tyblewska

Łowicz, dnia 3 czer. 1929 r.

26 maja zmarła najstarsza z sióstr moich Stanisława Ruszczykowska, siostra, która mi zawsze matką była. Z powodu choroby na pogrzeb jechać nie mogłam, na pogrzeb, który zawsze będzie przykrym wspomnieniem dla wszystkich co znali, kochali i szanowali tę zacną Polkę i katoliczkę. Została pochowana bez księdza na skutek zatargu księdza z jej zięciem, nie tyczącego się wcale jej osoby. Sam ksiądz, to przyznał, że nie miał zmarłej nic do zarzucenia. Kto winien był, wyjaśni biskup, o którego sprawa się oparła. Niemniej jakie to bolesne dla nas, że taka katoliczka, która całe życie była przykładem dla innych, która za cały majątek, wartości kilkadziesiąt tysięcy rubli, kupiła długoterminową pożyczkę zwaloryzowaną później do minimum, oddała wszystkie srebro i złoto na skarb państwa, – nie odprowadził ksiądz na wieczny odpoczynek. Nie mam już żadnej siostry. Teraz na mnie już kolej.

Łowicz, 7 grudnia 1929 r.

Czwartoklasistka z gimnazjum państwowego opowiadała dzisiaj, że idąc z koleżanką odludną ulicą, schwycił ją pijak i ledwo zdołała mu się wyrwać, a koleżanka zostawiła ja i czym prędzej uciekła. Myślę, że rodzice nie będą mieli z dziewczynki tej pociechy, bo charakter dziecka przebija się od najmłodszych lat. Syn mój Ignaś nie miał więcej jak trzy lata, przed samym dworem w Żdżenicach od strony ogrodu zostawiła go piastunka z maleńką Zosią, która jeszcze nie chodziła i siedziała na kocu na ziemi. Nie wiem jakim sposobem dostało się stado gęsi do ogrodu, które mogły dziecko poszczypać, a nawet oka pozbawić. Mały Ignaś miał krok tylko aby wejść do pokoju. Nie uciekł jednak, krzyczał pomocy i zasłaniał siostrę Zosię, małym tylko patyczkiem się broniąc, póki nie nadbiegłyśmy z moją starszą siostrą na ratunek dzieciom. Tak, ale to samo dziecko, będąc dorosłym mężczyzną, było człowiekiem, który nie zawahał się bronić ojczyzny z narażeniem własnego życia.

W dziecku taki odruch prawego charakteru przypomina mi też zdarzenie na ulicy, jak szłam z najwyżej dziesięcioletnią Wandzią Kokczyńską. Jechał chłop z furą siana. Podbiegł jakiś wysoki bardzo mężczyzna, zwyczajny złodziej i wyciągnął z tyłu fury siana całą wiązkę. Wtedy momentalnie, kiedy wyciągał, Wandzia mała schwyciła go za kurtkę i krzyknęła: „Co pan robi”, a ów „pan” wyrwał się dziecku i uciekł ze sianem na skręcie ulicy. Nie doczekam już tego, ale myślę, że taka dziewczynka z poczuciem prawości wyrośnie na prawą kobietę, która nigdy nie postąpi niezgodnie z sumieniem.

Łowicz, 5 stycznia 1930 r.

z 22 na 23 grudnia 1929 r. zmarła Aleksandra Pawłowiczowa pod Górą Kalwarią w willi Olesinek, kupionej przez męża jej i nazwanej od żony imienia[1]. Św. p. Olesia Pawłowiczowa miała charakter bardzo szlachetny. Wiem, że przed śmiercią sprzedała willę siostrzeńcowi (właściwie ciotecznemu wnukowi), ale jestem pewna, że pamiętała w testamencie o siostrzenicy Mystkowskiej, to jest Zofii z Gorczyckich. Swoich dzieci nie miała, ale pomagała materialnie rodzinie męża, gdyż wzięła jednego chłopczyka, parę lat kształciła i kiedy przebywał w jej domu, była mu drugą matką. Straciłam w Olesi serdeczną stryjeczną siostrę.

Nie ma jeszcze dwóch lat, jak razem byłyśmy z Olesią w Częstochowie, na Piaskach i Koniecpolu. Nigdybym wtedy nie pomyślała, że ja taka cierpiąca przeżyję Olesię, ale ja mieszkam z córką, która mnie pielęgnuje z całym poświęceniem. Olesia umarła podobno bez cierpień z braku sił i słabego serca, po prostu zasnęła.


[1]              W 1923 r. byłem w Olesinku. Miałem wtedy zaledwie 4 lata. Brat mój Jerzy tam się nauczył chodzić. Drugi raz byłem w Olesinku w 1970 r. lub coś w tym rodzaju. Jest to teraz własność zakonnic, którym Olesinek zapisała ostatnia właścicielka Aleksandra z Wichlińskich Niewiadomska (żona Stefana, syna Eligiusza). Olesinek to mały dworek, którego fotografia się zachowała. Miał kilka pokoi, ganek, były zabudowania i duży sad. Razem kilka zdaje się hektarów. Od zakonnic otrzymałem stary samowar, w którym babka Aleksandra Pawłowiczowa gotowała herbatę – przyp. E.T.

 

Udostępnij na:

Franciszek Gorczycki „Notatki z Opoczyńskiego” cz. 10

Oto kolejna część wspomnień z powstania styczniowego Franciszka Gorczyckiego, czyli brata mojej praprababci Stanisławy Anny Sabiny z Gorczyckich Ruszczykowskiej. Wspomnienia zostały opublikowane w 1967 r. książce „Spiskowcy i partyzanci 1863 roku”.

franciszek Gorczycki

Franciszek Gorczyczki
zdjęcie z okresu powstania styczniowego

W ostatnich dniach września 1863r., dokładnie daty nie pamiętam, przyjechał Kurowski, pełniący wówczas godność komisarza Rządu Narodowego, z Krakowa do Drochlina (wieś położona pomiędzy Koniecpolem a Lelowem). Tu od 2 dni stał oddział Chmieleńskiego. Oddział iskry (Sokołowskiego) stał za Koniecpolem w stronę Włoszczowy. Z Drochlina wyprawiono do Iskry 2 oficerów z 20 kawalerzystami w celu sprowadzenia do Drochlina Iskry, co im się udało. Tu zaaresztowali go. Na drugi dzień sprowadzono tu też cały jego oddział, który składał się wówczas z 50 kawalerzystów i około 350 ludzi piechoty. Czy Kurowski przyjechał do Chmieleńskiego już z wyrokiem albo też czy go dopiero w Drochlinie sądzono, dobrze nie wiem; skazany on jednak został na karę śmierci przez rozstrzelanie.

Iskra rzeczywiście zaniedbywał się okropnie, nie wiem, czy pił, ale podobno oddział jego wyprawiał najohydniejsze nadużycia.

Sam Iskra zgwałcił pannę R. i pozwalał na podobne rzeczy nie tylko oficerom, ale i żołnierzom swoim. Żołnierze jego zapuścili ogień w stodole we wsi w okolicy Włoszczowy. Stodoła się spaliła, a w niej znaczna część broni i amunicji, a ustawione w stodole karabiny w czasie pożaru wybuchały i nie można było do nich przystąpić.

Iskra został rozstrzelany w Drochlinie na błoniu od strony Koniecpola i tam pochowany. W kilka lat szczątki iskry zostały naruszone przez okolicznych owczarzy-guślarzy. 

Udostępnij na:

Pamiętnik Jadwigi Gorczyckiej cz. 27

A teraz znów dalszy ciąg napisanego w okresie dwudziestolecia pamiętnika Jadwigi z Gorczyckich Tyblewskiej. Przypisy robili kolejno: Eugeniusz Tyblewski, Stefania z Ruszczykowskich Krosnowska i na końcu ja.

jadwiga z gorczyckich tyblewska

Jadwiga z Gorczyckich Tyblewska

Łowicz, 27 maja 1928 r.

Przejrzałam notatki[1] brata mego Franciszka, w których wylicza bitwy i miejscowości. W bitwach był podczas powstania 1863 r. i gdzie kto dowodził:
1863 r. 9 lutego pod Sosnowicami[2], Kurowski[3]
1863 r. 17 lutego, w Miechowie[4], Kurowski
1863 r. 2 marca w Małogoszczy[5], Langiewicz[6], Jeziorański[7]
1863 r. w marcu w Pieskowej Skale[8], Langiewicz, Jeziorański
1863 r. w marcu pod Grochowiskami[9], Langiewicz, Jeziorański
1863 r. w marcu pod Grochowiskami, Bentke[10]
1863 r. w kwietniu, 1 dzień Wiel. Nocy Szklary[11], Gregowicz[12]
1863 r. 10 maja, Igołomia[13] Mierosławski[14], Krzykawka[15], Nullo[16]
1863 r. 27 października, przejazd przez Wisłę
1863 r. 29 paźdź. Hanke[17]
1864 r. w czerwcu pod Wodziłowem[18], Mycielski[19]
1864 r. w czerwcu Bodzechów[20], Hanke
1864 r. w czerwcu Opatówek[21],
16 lutego powrócił do rodziców do domu[22]

Wyszedł ze szkół do powstania 1863 r. 20 stycznia. Brat mój urodził się w 1846 r. 23 listopada. Nie miał zatem jeszcze siedemnastu lat skończonych, jak poszedł do powstania. Pamiętam, jak Matka nasza opowiadała, że jak przyjechał raz do domu, to był tak znużony, że przez trzy dni prawie nic nie jadł, tylko co trochę spał. W notatkach swych pisze, że pierwszym jego guwernerem był Tuliński (kaleka) były oficer Wojsk Polskich z 4 pułku piechoty, ranny kartaczem w nogę pod Grochowem.[23]

Łowicz, 30 czerwca 1928 r.

Wróciłam od mojej Wanduchny z Sokołowa gdzie tak bardzo miło czas spędziłam z mojemi Antkami. Widziałam, że zżyli się z sobą i łączy ich uczucie prawdziwe. Coraz większa tęsknota mnie ogarnia za siostrą Marylą, świat zdaje mi się o tyle smutniejszy, że trudno mi to nawet wypowiedzieć.

Łowicz, 3 października 1928 r.

Choroba, która mi dokucza od lat kilku, coraz więcej daje mi się we znaki. Szczęśliwa, że mogłam odwiedzić jeszcze moją siostrę Ruszczykowską i moich Ignasiów. Takie bardzo miłe wrażenie dla serca matki wywiozłam z ich domu. Ani razu nie uczułam tego, że jestem z synową, tylko z najbardziej kochającą i kochaną córką.


[1]              Notatki, o których pisze Jadwiga Tyblewska, znajdowały się na końcu almanachu rodzinnego, założonego przez Franciszka Gorczyckiego. Po śmierci Franciszka Gorczyckiego almanach był w posiadaniu Stefana Skawińskiego i był przez niego kontynuowany. Almanach ten spłonął w Powstaniu Warszawskim w 1944 r. na ul. Bagatela, gdzie  Stefan Skawiński miał mieszkanie. Na pewno chodziło o ten sam almanach, ponieważ sama go przeglądałam i czytałam i dobrze pamiętam, że sformułowania są dosłownie przepisane w pamiętniku Jadwigi tymi samymi słowami – przyp. S.K.

[2]              Powinno być: Sosnowcem, bo już wtedy tak brzmiała nazwa miasta – przyp. MKP.

[3]              Apolinary Kurowski herbu Nałęcz III (ur. 1818, zm. 11 maja 1878 w Baden) – pułkownik powstania styczniowego – przyp. MKP.

[4]              Bitwa pod Miechowem – jedno ze starć powstania styczniowego, do którego doszło 17 lutego 1863 pod Miechowem w Małopolsce.

[5]              Bitwa pod Małogoszczem – jedna z największych bitew powstania styczniowego, miała miejsce 24 lutego 1863 roku. Generał Marian Langiewicz, będący dowódcą województwa sandomierskiego, przeprowadził w Górach Świętokrzyskich udaną koncentrację sił mających iść na Warszawę – przyp. MKP.

[6]              Marian Melchior Antoni Langiewicz (ur. 5 sierpnia 1827 w Krotoszynie, zm. 10 maja 1887 w Konstantynopolu)[1] – generał i dyktator powstania styczniowego – przyp. MKP.

[7]              Antoni Jeziorański, ps. Antoni Jovanovic (ur. 29 maja 1827 w Warszawie, zm. 16 lutego 1882 we Lwowie) – generał polski powstania styczniowego – przyp. MKP .

[8]              Bitwa pod Pieskową Skałą – miała miejsce 4 marca 1863 roku pod Pieskową Skałą w Małopolsce – przyp. MKP.

[9]              Bitwa pod Grochowiskami – miała miejsce 18 marca 1863 pod Grochowiskami, przysiółku zlokalizowanym pośród lasów, w połowie odległości między Pińczowem a Buskiem. Była to jedna z najkrwawszych w powstaniu styczniowym, całodniowa bitwa, zakończona zwycięstwem Polaków – przyp. MKP.

[10]            Powinno być Bentkowski, bo chodzi o Władysława Bentkowskiego (ur. 24 września 1817 w Warszawie, zm. 2 października 1887 w Poznaniu) – uczestnik obu polskich powstań narodowych w XIX wieku i rewolucji na Węgrzech w roku 1848 – 1849, dziennikarz i polityk Poznańskiego, oficer pruski – przyp. MKP.

[11]            Bitwa pod Szklarami – miała miejsce 5 marca 1863 r. – przyp. MKP.

[12]            Powinno być Grekowicz, bo chodzi o Józefa Adama Grekowicza. Ps. Gronostajski (ur. 13 lipca 1834 w Michalewie koło Mińska, zm. 26 lipca 1912 we Lwowie) – polski pułkownik, dowódca w powstaniu styczniowym, naczelnik sił zbrojnych województwa krakowskiego – przyp. MKP

[13]            Bitwa pod Igołomią – potyczka stoczona 21 marca 1863 pomiędzy powstańcami styczniowymi generała Józefa Śmiechowskiego a wojskami rosyjskimi – przyp. MKP.

[14]            Ludwik Adam Mierosławski (ur. 17 stycznia 1814 w Nemours – zm. 22 listopada 1878 w Paryżu) – polski generał, pisarz i poeta, działacz polityczny i niepodległościowy, a także historyk wojskowości – przyp. MKP.

[15]            Bitwa pod Krzykawką – jedna z bitew powstania styczniowego, rozegrana 5 maja 1863 na pograniczu wsi Krzykawka i Krzykawa koło Olkusza – przyp. MKP.

[16]            Francesco Nullo (ur. 1 marca 1826 w Bergamo, zm. 5 maja 1863 w Krzykawce) – pułkownik włoski. Przyjaciel i powiernik Giuseppe Garibaldiego, dowódca ochotników włoskich, tzw. garibaldczyków, którzy wzięli udział w powstaniu styczniowym 1863 – przyp. MKP.

[17]            Powinno być Hauke, bo chodzi o Józefa Hauke-Bosaka herbu Bosak. Hrabia, (ur. 19 marca 1834 w Petersburgu – zm. 21 stycznia 1871 pod Dijon) – generał broni, uczestnik powstania styczniowego – przyp. MKP.

[18]            Powinno być: pod Radziłowem. Ostatnie walki powstańcze miały miejsce w dniu 3 marca 1864 roku, właśnie wtedy pod Radziłowem miała miejsca jedna z ostatnich potyczek wojsk powstańczych z Rosjanami. – przyp. MKP.

[19]            Rotm. Ludwik hr. Mycielski (ur. 14 września 1837 w Chocieszewicach, powiat krobski, zm. 4 listopada 1863 koło wsi Bojanówka niedaleko Chełma) – polski ziemianin, uczestnik powstania styczniowego – przyp. MKP.

[20]            Bitwa pod Bodzechowem – 16 grudnia 1863 miała miejsce ostatnia bitwa oddziału Zygmunta Chmieleńskiego z wojskami rosyjskimi podczas Powstania Styczniowego – przyp. MKP.

[21]            Bitwa Opatowska miała miejsce 21 lutego 1864 w czasie powstania styczniowego – przyp. MKP.

[22]            Daty i nazwy nie zgadzają się z faktami z pamiętnika Franciszka Gorczyckiego. Jadwiga przepisywała zbyt pospiesznie lub nie umiała odczytać notatek brata – przyp. MKP.

[23]            Franciszek Gorczycki (syn Józefa Faustyna i Konstancji z Nieszkowskich) napisał pamiętniki, których niestety nigdy nie widziałem, ale wiem, że były u jego najmłodszego brata Józefa w Warszawie. Józefa Gorczyckiego znałem osobiście i kilka razy byłem u niego na ul. Szczyglej – przyp. E.T. (SPROSTOWANIE: Dziadkowie Józefostwo Gorczyccy mieszkali cały okres międzywojnia ul. Śliska 27 IIIp. Po zburzeniu mieszkania we wrześniu 1939 r. zamieszkali na ul. Miedzianej. – nru mieszkania nie pamiętam. Tam umarł Dziadek Józef  w r. 1940, a wkrótce po jego śmierci babcia Ada opuściła Warszawę, przenosząc się do swej rodziny gdzieś na południe Polski – przyp. S.K.) Mówił mi o tych pamiętnikach i o innych i twierdził, że ponieważ sam dzieci nie ma, odda je któremuś z wnuków, którego te sprawy będą interesowały. Niestety wszystkie te pamiętniki spłonęły w powstaniu warszawskim – przyp. E.T. (SPROSTOWANIE: Istotnie spłonęły, ale we wrześniu 1939 r. – przyp. S.K.) Początkowo myślałem, że zapisek Jadwigi Gorczyckiej dotyczący Franciszka jej brata jest jedynym mówiącym o jego walkach. Tymczasem w 1967 r. wyszła w druku praca zbiorowa p.t. „Spiskowcy i partyzanci 1863 r.” pod red. Stefana Kieniewicza. W książce znalazł się obszerny fragment pamiętnika Franciszka Gorczyckiego (28 stron druku) bardzo ciekawy. Jak do tego doszło, piszę w innym miejscu – przyp. E.T. Nie wiem gdzie jest to inne miejsce, w którym Eugeniusz Tyblewski napisał o pamiętniku Franciszka Gorczyckiego, bo na pewno nie w przypisach do pamiętnika Jadwigi z Gorczyckich Tyblewskiej – przyp. MKP. 

 

Udostępnij na:

Pamiętnik Jadwigi Gorczyckiej cz. 26

A teraz znów dalszy ciąg napisanego w okresie dwudziestolecia pamiętnika Jadwigi z Gorczyckich Tyblewskiej. Przypisy robili kolejno: Eugeniusz Tyblewski, Stefania z Ruszczykowskich Krosnowska i na końcu ja.

jadwiga z gorczyckich tyblewska

Jadwiga z Gorczyckich Tyblewska

Łowicz, 25 maja 1924 r.

Napisałam, że testament po ciotecznej siostrze mojej Józefie z Kosseckich Połkotyckiej został zniszczony. Otóż można by wnioskować, że zrobiła to jej przybrana córka Rebczyńska, a zatem powinnam wyjaśnić, że nie ją miałam na myśli, gdyż jak się coraz więcej przekonuję, to zrobiła osoba bardzo przewrotna, ale na szczęście obca naszej rodzinie.[1]

Drugie wyjaśnienie dać powinnam, dlaczego ciotka mojej Matki Paulina Nieszkowska wyszła za mąż za Rosjanina, będąc Polką i patriotką. O tym dowiedziałam się szczegółów bardzo niedawno. Była bardzo ładna, wykształcona i bogata. Miała wielu starających się, między nimi był jeden Moskal, jenerał Sobolew, o którym zupełnie nie myślała, gdyż zajęta była Polakiem. Dwóch pojedynkowało się o nią Suchorski i Suchorzewski, o taki błahy powód, że siadając do karety podała rękę nie temu, który się uważał, że będzie wybranym i rzeczywiście był kochany. Pojedynek skończył się śmiercią tego, którego kochała ciotka mojej matki. Odtąd przestała bywać na balach. Jenerał się wściekał, że był od drzwi odprawiony, aż w końcu przyszła delegacja Polaków z Kalisza, prosząc, żeby go przyjęła, iż wiele przez niego w owe straszne czasy dla Polski zrobić może, dlatego, że był gubernatorem ziemi kaliskiej. To ją skłoniło ostatecznie, że wyszła za Sobolewa. Dzięki temu bardzo dużo Polaków zostało przez nią w 1863 r. wyratowanych od Sybiru. Podczas wojny czytałam w „Gazecie Polskiej” wydawanej w Moskwie, w którym to piśmie był nekrolog ks. Elizy Teniszewowej starszej córki Sobolewowej.

31 maja 1924.

Syn ukochany mojej ciotki ksiądz kanonik Tadeusz Stawowski zmarł na raka. W Giżycach pochowany, był zawsze prawym człowiekiem i najprzykładniejszym księdzem.

17 sierpień 1924 r.

Byłam w kościele u panien Bernardynek, po raz pierwszy od 45 lat usłyszałam pieśń do Przenajświętszego Sakramentu, której mnie uczyli, jak przystępowałam do pierwszej Komunii Świętej. Zrobiło to na mnie duże wrażenie, nie mogłam od łez się powstrzymać, tak mi stanęła w pamięci miniona już przeszłość. Czy to jest żal za minioną młodością? Nie, to jest żal za tymi, co już odeszli.

9 grudzień 1924 r. Łowicz

18 października urodził się w Łowiczu Tadzio, syn Wandzi Trzebuchowskiej, która przyjechała tu na czas słabości. Dziecko to niezmiernie mi miłe. Przypomina mi moje dzieci, szczególnie Ignasia. Jak patrzę na małego Tadzia, mam takie chwile, że zapominam o wszystkim i zdaje mi się, że ukochany mąż mój wejdzie i zapyta: „I cóż tam nasz mały modraczek?” – tak zawsze nazywaliśmy Ignasia.

Łowicz, 5 kwietnia 1925 r.

Dziś mija 40 lat, jak po raz pierwszy przyjechał do nas mąż mój było to pierwsze święto Wielkiej Nocy. Nie ma jeszcze pół wieku, a już wiele obyczajów zmieniło się w Polsce od tego czasu. Nie było przyjęte jeździć z wizytami w pierwsze święto Wielkiej Nocy ani Bożego Narodzenia, jeździło się tylko do kościoła, przynajmniej na wsiach tak było. To też z tego przyjazdu jakiś czas później miałam komiczną rozmowę z jedną z naszych służących. Upatrzyła chwilę, kiedy byłam sama i zaczęła się bardzo nieśmiało tłumaczyć, abym nie chciała iść za mąż za mego męża i w ogóle, żebyśmy go nie przyjmowali. Po długich omawianiach powiedziała w końcu, że musi być Żydem, a zrobiła ten wniosek dlatego, że przyjechał w pierwsze święto Wielkiej Nocy i był silnym brunetem, choć nie miał w twarzy nic wschodniego, tylko prędzej do Włocha był podobny.

Przyszedł rano list od Tadzia Kokczyńskiego, a niedawno od jego żony z Rzymu. Oboje tak bardzo serdecznie zapraszają do siebie do Szczekanicy. Jest to jeden z tych domów polskich (dworów) znanych z takiej prawdziwej staropolskiej gościnności. Pisząc o domu Tadziów, przyszedł mi na myśl mąż mój, jak nie mógł zrozumieć, że ktoś może być niegościnny[2]. Raz w ostatnich latach przed wojną był zaproszony z prałatem Płoszajem do Staszkowa[3] do Stawowskich na polowanie z Giżyc[4] do Sadowskich[5] (Ostrorogów). W Giżycach też polowali. Z nimi jechał Antoś Stawowski, który uprzedził żonę swoją, że przywiezie w wilią polowania tych dwóch starszych panów, żeby nie byli zmęczeni drogą. Był duży mróz na dworze i przyjechali koło 10-ej wieczór. Kuzyn nasz Antoś był przerażony, że jak przyjechali, dopiero służąca poszła palić w pokoju gościnnym nieopalonym wcale, a mąż mój był bardzo skłonny do zaziębienia. Prałat zaś miał lat przeszło 70. Ignaś, widząc zaambarasowanie pana domu, uśmiechnął się tylko i powiedział: „nie martw się, Antosiu, zobaczysz, że będzie wszystko dobrze”. Stawowska była z domu Sokołowska z Kujaw i pomimo że dzieci nie mieli, dziwnie była skąpa, nie kazała napalić, licząc, że może co wypadnie i nie przyjadą. Po skończonej kolacji Ignaś wyszedł wcześniej, poszedł do sypialnego pokoju Stawowskich i najspokojniej położył się do łóżka pani domu. Kiedy wszedł pierwszy Antoś do pokoju, szukając mego męża, powiedział mu: „Wybawiłem cię z kłopotu, my starzy tu się prześpimy, a wy młodzi w gościnnym pokoju.” Antoś, zawsze tak serdeczny i gościnny był bardzo zadowolony z pomysłu mego Ignasia. Czy magnifika również, śmiem wątpić. W jakiś czas słyszałam fakt ten powtarzany przez rodzinę Antosia z zadowoleniem i śmiechem, że choć raz Teosi oszczędność się nie udała.

Kuzyn mój Stawowski umarł nagle w Kaliszu; dziś żyje jeszcze siostra i brat jego w Warszawie. Majątek zapisał żonie i do dziś dnia ona tam mieszka w Staszkowie, a siostra u obcych, stara panna. Antos nigdy nie przypuszczał, że umrze tak prędko, był młody i zdrów. A żona zawsze robiła mu sceny, że ją nie kocha, nie myśli o niej, bo ona dawno swój zahipotekowany posag jemu zapisała. Tak go dręczyła, że że usiadł i wszystko jej zapisał. Mam wrażenie, że dla świętego spokoju, bo zawsze mówiła, że chora na serce. Sądził, że go nie przeżyje. Inaczej ta szlachetna dusza nie byłaby zapomniała o swojej rodzonej siostrze. Nadmienił tylko, że oddaje ją w opiekę sercu swej żony, a to serce nie jest bardzo czułe.

Łowicz, dnia 27.IV. 1928 r.

Już trzeci tydzień dobiega, jak umarła najdroższa moja siostra Maria z Gorczyckich Skrzynecka. Zamknęła oczy na zawsze w Wielką Sobotę dnia 7 kwietnia 1928 r. i pochowana w Zagórzu w murowanym grobie obok jej pierwszego męża Ignacego Skawińskiego. Była to anielska istota, z zaparciem siebie umiała kochać bliźnich swoich. Nigdy nie słyszałam skargi z ust Jej, choć ciężkie bardzo miała życie. Ostatnie 9 lat przebyła w domu mojego najukochańszego syna Ignacego.


[1]              Ta notatka jest niestety nieprzekonywująca. Zrobiła ją chyba autorka w swojej dobroci, ale nie podała w sposób  przekonywający nazwiska tej rzekomo obcej osoby – przyp. E.T.

[2]              Szczekanicę znałem i dlatego nie mogę się powstrzymać od krótkiego jej opisania. Była to resztówka zakupiona przez Wuja Tadeusza Kokczyńskiego (właściwie Feliksa). Liczyła ok. 40 ha dobrej ziemi. Wspaniały był dwór. Trudno mi powiedzieć, jaki był stary, bo teraz, kiedy się na tym znam, już go oddawna nie widziałem. W każdym razie składał się z dwóch części. Głównej, starej i bardzo ładnej oraz nowej dobudówki o mniejszych walorach. Częściowo był piętrowy. Na pierwszym piętrze było chyba trzy lub cztery duże pokoje oddawane do użytku tylko gościom przyjezdnym. Domownicy mieszkali zawsze na parterze . Środkowy pokój na górze miał duży frontowy taras. Na parterze, o ile dobrze pamiętam, było 9 pokoi o powierzchni dziś już nie budowanej, w każdym razie ok. 30-40 m2. Był duży hall, w którym się jadało, gdyż był to właściwie pokój jadalny, był gabinet i pokój kredensowy itp. w dobudówce były pokoje gościnne i duża kuchnia. Dwór miał dwa ganki o bardzo dużych rozmiarach. Uroczy był wewnętrzny, obrośnięty gęsto winem dzikim, na którym się przeważnie siedziało  w okresach ciepłych. Były tam leżanki i leżaki. Dwór był bardzo dobrze wyposażony, miał mnóstwo cennych mebli, obrazów, itp. stał w niewielkiej części parkowej ogrodu, z której większa część znajdowała się od strony frontowej, od drogi. W części parkowej wewnętrznej był olbrzymi piękny klomb i rosły trzy lipy olbrzymie chyba trzystuletnie. Ogród warzywny i owocowy, przylegający do parku, liczył kilka hektarów i rosło w nim mnóstwo drzew owocowych. W tym ogrodzie schowaliśmy sporo srebra i innych wartościowych rzeczy, zakopując do ziemi, których później właściciele nie mogli znaleźć. W Szczekanicy byłem ostatni raz w 1939 r. w czasie wojny i żałuję, że obraz jej uciekł mi z pamięci i nie mogę jej dokładniej opisać. Żałuję również, ze nie widziałem nigdy Malanowa, Żdżenic, Lgotki i też nie mogę jej opisać – przyp. E.T.

[3]              Staszków – przysiółek wsi Rychnów w Polsce położony w województwie opolskim, w powiecie namysłowskim, w gminie Namysłów. Miejscowość wchodzi w skład sołectwa Rychnów – przyp. MKP.

[4]              Giżyce – wieś w Polsce położona w województwie wielkopolskim, w powiecie ostrzeszowskim, w gminie Grabów nad Prosną – przyp. MKP.

[5]              Prababcia Jadwigi z Gorczyckich był z domu Sadowska – przyp. MKP.

Udostępnij na:

Franciszek Gorczycki „Notatki z Opoczyńskiego” cz. 9

Oto kolejna część wspomnień z powstania styczniowego Franciszka Gorczyckiego, czyli brata mojej praprababci Stanisławy Anny Sabiny z Gorczyckich Ruszczykowskiej. Wspomnienia zostały opublikowane w 1967 r. książce „Spiskowcy i partyzanci 1863 roku”.

franciszek Gorczycki

Franciszek Gorczyczki
zdjęcie z okresu powstania styczniowego

Na drugi dzień po rozstrzelaniu Iskry[1] cały oddział Chmieleńskiego, złożony z jego podkomendnych z oddziału Ottona (Węgra)[2] i oddziału Sokołowskiego (Iskry), przybył do Mełchowa i tam Chmieleński decydował się przyjąć bitwę z oddziałem wojska rosyjskiego, jaki nań dążył z Kielc[3]. W tym celu: a) oddział Ottona zajął krzaki od strony północnej, najwięcej ku Drochlinowi wysunięte, b) oddział po Iskrze (nie pamiętam, kto tym oddziałem dowodził)[4] zajął las położony po stronie południowej Bełchowa, c) oddział Chmieleńskiego środek pozycji, ogród i dwór w Bełchowie, d) kawaleria pod dowództwem Rzepeckiego[5] stała w wąwozie przy ogrodzie w Mełchowie.

Około godz. 9 rano zaczęła się bitwa pod Bełchowem. Piechota rosyjska najpierw z największą siłą (od strony wschodniej, tj. od Drochlina) atakowała oddział Ottona (na lewym skrzydle naszej pozycji) stojący i oczekujący bitwy w krzakach wśród pól, toteż z oddziału tego zginęła tylko 1/10 część. Sam Otton został ciężko ranny, uniesiony z pola bitwy przez swoich podczas odwrotu, zostawiony został we wsi Niegowa, gdzie umarł i tam pochowany został[6]. Podobno Otton ten był członkiem arystokratycznej rodziny węgierskiej[7]. W dwa lata po powstaniu kilka osób jego rodziny (w r. 1866) przyjechało do Niegowy, aby zmówić pacierz u jego grobu.

Około godz. 12 w południe zaczął się zupełny odwrót całego oddziału Chmieleńskiego. Nie mógł on skierować odwrotu tego w stronę zachodnią, tył mu bowiem zajęli z tej strony dragoni i część piechoty rosyjskiej, skierował więc odwrót ku Lelowu, tj. na południe, i po przejściu około Staromieścia przybył do Lgoty Błotnej, ciągle mając na karku wojsko rosyjskie i ciągle będąc zmuszony odstrzeliwać się najeżdżającym z boków kozakom i dragonom.

Chmieleński poszedł dalej do wsi Bystrzanowice, a następnie przez wsie Gorzków, Niegowę do Zdowa i aż do tej wsi był nieustannie ścigany przez wojska rosyjskie, które po drodze spaliły budowle dworskie w Bystrzanowicach, nie wiadomo nawet, z jakiego powodu, bo tam nie było nawet utarczki z powstańcami.

Kawaleria powstańcza pod dowództwem Rzepeckiego (z Ks. Poznańskiego), o którym nie wiem dobrze, czy był wojskowym pruskim, czy tez uczył się sztuki wojennej w Cunco, była wysłana przeciw dragonom biorącym tył oddziałowi w czasie bitwy (pod Bełchowem), sromotnie jednak uciekła w stronę Złotego Potoku i zatrzymała się dopiero w osadzie Julianka na drodze od Janowa do Przyrowa w bliskości wsi Zalesice.

W bitwie pod Bełchowem było Rosjan około 5 rot z dwoma działami. Trzy złączone pod Chmieleńskim oddziały liczyły od około 600 do 700 piechoty i 150 kawalerii. Była to chwila, kiedy Chmieleński miał największy oddział.

Najpierw powstańcy zostali wyparci z krzaków wśród pól (oddział Ottona), następnie ustępował oddział piechoty Chmieleńskiego (środek) w stronę lasku, w którym był ustawiony oddział po Iskrze (prawe skrzydło ze strony południowej).

Działa rosyjskie strzelały do oddziały Chmieleńskiego stojącego w ogrodzie i między budynkami dworskimi, nie robiąc szkody powstańcom, ale już po drugim wystrzale armatnim uciekła kawaleria jego stojąca, jak wiadomo, w wąwozie ciągnącym się obok ogrodu i zabudowań z prawej strony względnie do frontu powstańców w folwarku.


[1] Władysław Sokołowski, pseud. Iskra, dowódca partii powstańczej w Krakowskiem, za nadużycia i gwałty skazany na karę śmierci, rozstrzelany w Drochlinie 28.IX.1863 na mocy wyroku powstańczego sądu wojennego.

[2] Esterhazy, pseud. Otto (ur. ok. 1828, zginął 30 września 1863 w czasie bitwy pod Mełchowem) – węgierski powstaniec, rotmistrz kawalerii, dowódca oddziału wojsk polskich w czasie powstania styczniowego.

[3] Bitwa pod Bełchowem rozegrała się 30.IX.1863.

[4] Dow. Oddziału po Iskrze został Teofil Władyczański, pseud. Zaremba, b. ppłk wojsk carskich, płk powstańczy; zm. z ran po bitwie pod Bełchowem.

[5] A. Rzepecki, słuchacz szkoły wojskowej we Włoszech, rtm. Wojsk powstańczych, dow. Kawalerii u Chmieleńskiego, potem u Bosaka, w końcu listopada zdjęty z dowództwa za nieudolność, wkrótce schwytany i zesłany na Sybir.

[6] Esterhazy pochowany został w Lelowie.

[7] Rzeczywiście pochodził z węgierskiej rodziny magnackiej Esterházy. Pierwsza wzmianka na temat tej rodziny pochodzi z 1527. Trzej pierwsi znaczący członkowie rodu to bracia Nikolaus, Paul i Daniel Esterházy, dali oni początek do dziś istniejącym głównym liniom rodu Esterházy, mianowicie: Forchtenstein, Czesznek i Zvolen.

Udostępnij na: