Konstanty Borowski był synem Antoniego Borowskiego i Kazimiery z Ruszczykowskich Borowskiej, rodzonej siostry mojego prapradziadka Bronisława Franciszka Ksawerego Ruszczykowskiego. To wszystko, co mam i co jest z nim związane. Nic więcej mi o nim nie wiadomo.
Archiwa tagu: Bronisław Franciszek Ksawery Ruszczykowski
Nad Pułtuskiem przeleciał meteoryt
Naukowa praca prapradziadka Bronisława
Prapradziadek Bronisław Ruszczykowski, o którym już tu trochę wspominałam, był lekarzem. Zostało po nim trochę zdjęć, wspomnień w pamiętnikach rodzinnych i… praca paranaukowa. Oto kiedyś dzięki pracownikom Głównej Biblioteki Lekarskiej znalazłam jego biografię w „Słowniku Lekarzów” oraz pracę opublikowaną w „Gazecie lekarskiej”.
SŁOWNIK
LEKARZÓW POLSKICH
OBEJMUJĄCY
oprócz krótkich życiorysów lekarzy polaków oraz cudzoziemców w Polsce osiadłych, dokładną bibliografią lekarską polską od czasów najdawniejszych aż do 1885 r.
Ułożył
STANISŁAW KOŚMIŃSKI
Członek i bibliotekarz warsz. Tow. Lek., członek związkowy wileńskiego tow. Lekarskiego.
WARSZAWA
Nakład autora
SKŁAD GŁÓWNY W KSIĘGARNI GEBETHNERA I WOLFFA
Druk K. Kowalewskiego, Królewska 29.
1888
Ruszczykowski Bronisław, ur. 25 lipca 1840 r. w Pułtusku, nauki średnie odbywał w szkole pułtuskiej (1852-1857) a później w warsz. gimnazyum realnem (1857-1861). W Szkole Głównej w r. 1862 słuchał nauk matematycznych, a w latach 1863-1868 lekarskich. Początkowo praktykował (1869-1875) w Żarkach; obecnie zajmuje się wykonawstwem lekarskiem w Saratowie.
Wypadek ospy ze zboczeniem w wystąpieniu właściwej wysypki (purpura febrilis). Gaz. lek. T. XIV 1873, str. 65-68.
A tu już sama „Gazeta lekarska” i praca prapradziadka.
Rok VII, Warszawa, d. 20 Stycznia (1 lutego) 1873 3. TOM XIV.
GAZETA LEKARSKA
PISMO TYGODNIOWE
Poświęcone
WSZYSTKIM GAŁĘZIOM UMIEJĘTNOŚCI LEKARSKIEJ,
FARMACYI I WETERYNARYI
Wypadek ospy ze zboczeniem w wystąpieniu właściwej wysypki
(purpura febrilis).
Spostrzeżenie Dra Br. Ruszczykowskiego (z Żarek)
W dniu 6 grudnia r. z. zostałem wezwany do W.J., wieku lat 20, byłego nauczyciela wiejskiego, obecnie zamieszkałego przy ojcu miejscowym nauczycielu.
Chory wzrostu dobrego, układ kostny i mięsny dobrze rozwinięty, pokład tkanki tłuszczowej w dostatecznej ilości.
Z przeszłości chory opowiedział: że w dzieciństwie miał ospę szczepioną, żadnych chorób nie przechodził i ostatniego czasu był w stanie zupełnego zdrowia. Od postronnych zaś osób dowiedziałem się, że chory czasem nadużywał trunków.
Na dwa tygodnie przed datą wyżej oznaczoną, chory zaczął doświadczać uczucia mrowienia pod skórą głowy, jakby skóra od czaszki odstawała, ogólnie czuł się rozłamanym, w części utracił apetyt; przytem jednakże nie uważał się za chorego, chodził i oddawał się zwykłym zajęciom, a sądząc, że stan ten pochodzi z niedyspozycyi żołądka, użył oleju rycinowego. Jednakże mimo, że skutek nastąpił, stanu chorego nie zmienił.
Z rana dnia 6 grudnia sam chory i osoby otaczające zauważyli plamy na ciele i to spowodowało ich do zasięgnięcia rady lekarskiej.
Przy obejrzeniu chorego na goleniach i przedramieniach spostrzegłem plamy brunatnoczerwone, różnej wielkości, największe nie przechodziły wielkości soczewicy, z konturami nieregularnemi, zbliżającemi się do małych wielokącików, nie wznoszące się po nad powierzchnię skóry, nie ustępujące i nie zmieniające się pod naciskiem palca, widocznie powstałe skutkiem wystąpienia krwi w tkankę skóry (ecchymoses).
Twarz z lekka obrzmiała, sino-czerwonawego odcienia, białkówka obudwóch oczu krwią podbiegnięta. Na plecach zauważyłem kilka mało wydatnych punktów czerwonawych, nieco nad powierzchnię skóry wzniesionych, z konturami więcej regularnemi.
Puls 108 uderzeń na minutę, rozwinięty, twardawy. Ciepłota ciała nie podniesiona.
W płucach lekki nieżyt. Inne organa nie przedstawiają żadnych zboczeń. Skóra sucha, język szeroki, grubym pokładem białawym obłożony, wilgotny. Chory nie skarży się ani na bóle, ani na osłabienie. Przytomność zupełna.
Zauważane zmiany na skórze chorego i brak zmian głębszych w innych organach wewnętrznych, dawały możność przyjęcia cierpienia za chorobę plamistą Werlhofa. Jednakże ta niewielka liczba spostrzeżonych na plecach punktów czerwonawych, a różnych zupełnie od plam znajdujących się na goleniach i przedramionach zwróciły moją uwagę. A mając w pamięci obecną epidemię ospy, chorobę przyjąłem za ospę ze zboczeniem w wystąpieniu wysypki z wylewami krwi w tkankę skórną, za formę ospy zwaną przez autorów purpura febrilis.
Przy takiem pojęciu natury choroby i rokowanie moje było jak najgorsze. Jedyne wskazanie było działać przeciw rozkładowi krwi i dlatego przepisałem choremu chininę z kwasem siarczanym, za napój wodę salcerską, za pokarm mleko. Prócz tego poleciłem podłogę posypać proszkiem karbolowym.
Druga obserwacja chorego w godzinach popołudniowych tegoż samego dnia rozpoznanie choroby zdaje się potwierdziła. U chorego bowiem zauważyłem: na czole, szyi, piersiach i plecach zmianę w zabarwieniu. Miejsca te były ciemnoczerwono-matowe i na takiem tle porozrzucane punkta sino-granatowe, z dość wyraźnemi jeszcze konturami. Ogólny wygląd był podobny do marmuru. Pod naciskiem palca żadna zmiana w zabarwieniu nie następowała. Punkta zaś czerwone na plecach zrana zauważane, wydały mi się bledszemi i już wyraźnie pośrodku nich spostrzegłem zagłębienia (umbo). W okolicy kątów szczęki dolnej, na szyi, wystąpiło kilka nowych punktów czerwonawych, które zupełnie były podobne do tych, jakie zrana na plecach widziałem. Zresztą inne objawy takie same jak zrana, chory tylko skarżył się na uczucie swędzenia na szyi. Lekarstwo pozostawiłem toż samo.
Dnia 7 grudnia. Spostrzegłem, że plamy krwiste były liczniejsze na goleniach i już zajmowały uda i ramiona, a kolor marmurkowy zajmował cale plecy i okolice lędźwiową, od przodu zaś dosięgał do okolicy pępka. Różnica miejsc wczoraj zabarwionych marmurkowo od dziś zajętych była ta, ze tam kontury punktów sino-granatowych więcej zlewały się z tłem. Na języku, pośrodku, trzy krosty zupełnie czarne, białkówki więcej ściemniały. Przy odkaszlnięciu pokazuje się plwocina rudawa. Uryna koloru żółto-złotego. Puls i temperatura jak dnia wczorajszego. W nocy chory spał, tyko około północy był niespokojny. Osłabienia żadnego nie czuje.
Dnia 8 grudnia. Kolor marmurkowy wystąpił na całem ciele z wyjątkiem goleni i przedramion, na których liczniejsze wystąpiły plamy. Twarz jakby nabrzękła, więcej sina, pokryta kroplami potu. Puls drobniejszy, plwocina rudawa. Na języku pokazało się więcej krost czarnych jak węgiel. Chory nie czuje osłabienia, uskarża się na szum w głowie, ściskanie w gardle i przyćmienie wzroku. W nocy był niespokojniejszy, nie spał wcale. Domaga się o wodę za napój. Stolca od dwóch dni nie było. Lekarstwo toż samo, łyżkę oleju rycynowego. W nocy z dnia 8 na 9 około godziny 2 chory, zupełnie przytomny, stał się więcej niespokojnem i życie zakończył.
W NR. 6 Gazety Lekarskiej T. XI, Dr Groër opisał wypadek przyjęty za ostrą chorobę plamistą Werlhofa ze wzmianką: „z pewnością twierdzić niepodobna czy choroba opisana nie ma jakiej analogii z ospą złośliwą w Berlinie grasującą”, skąd przybył do Warszawy uległy wypadkowi.
Drugi wypadek, opisany w Nrze 13 Gazety Lek. T.XI, przez Dra Kosztulskiego, ma wiele podobieństwa w objawach z wypadkiem opisanym przez Dra Groëra; rozpoznanie również nie jest stanowczo podane.
Trzeci wypadek niniejszy przezemnie obserwowany, również podobny w objawach dwom powyżej zacytowanym, zdaje się rozjaśniać naturę choroby.
W każdym z trzech tych wypadków, jednym z najbardziej uderzających objawów, jest wystąpienie plam na ciele. Umiejscowienie tylko plam tych w wypadku przezemnie obserwowanym, było więcej zbliżone z wypadkiem opisanym przez Dra G. Zauważąne przezemnie przy pierwszej obserwacji chorego punkta czerwone na plecach, spostrzeżone również były u chorej Dra K. W wypadku moim punkta te nie znikły później, jak to miało miejsce w wypadku Dra K., ale przeciwnie przy drugiej obserwacji spostrzegłem nowe, w okolicy kątów szczęki dolnej, a na poprzednio widzianych wyraźnie dostrzegłem pośrodkowe zagłębienie (umbo). Dr G. u swego chorego nie zauważył krost, ale w trzecim dniu obserwacji spostrzegł, że niektóre z plam szczególniej na udach i brzuchu pokryte były drobnemi pęcherzykami, z których jedne po naciśnięciu palcem wydawały płyn lepki zakrwawiony, inne powiększając się przybierały postać pryszczy (pustulae) otwierały się dobrowolnie i płyn gęsty, ropiasty, cuchnący wysączały.
We wszystkich trzech wypadkach żądnych głębszych zmian patologicznych w innych organach zauważyć nie można było.
Stopień gorączki umiarkowany, puls mało przyspieszony. Przytomność umysłu chorych jednakowa, chory tylko Dra G. w porównaniu z dwoma drugiemi więcej bredził. Każdy z obserwowanych przez nas chorych przebywał w miejscowości, gdzie była epidemia ospy. Nakoniec wszystkie w krótkim przeciągu czasu zakończyły się śmiercią.
Sądzę więc, że we wszystkich trzech wypadkach mieliśmy do czynienia z chorobą jednej natury – i jeżeli zgodzimy się, że krosty zauważane przezemnie na plecach chorego, były krostami ospowemi , to i chorobę przyjąć wypadnie za ospę ze zboczeniem w wystąpieniu właściwej wysypki, za formę, której autorowie nadają nazwę purpura febrilis.
„Plotki rodzinne” cioci Steni cz. 8
Kolejne plotki z tzw. pałeczki pokoleń spisanej w latach 70-tych przez Ciocię Stefanię z Ruszczykowskich Krosnowską.
Stanisława z Gorczyckich Ruszczykowska
Ur. 27.X.1849 Zm. 26.V.1929
Pewnego wieczora była bardzo zmęczona, pamiętała, że musi zgasić lampę (naftową) oraz pocałować męża. Podeszła do męża i zaczęła na niego dmuchać – dr Ruszczykowski był spokojny z natury, więc nie zareagował. Kiedy mimo dmuchania było nadal jasno, Stanisława Ruszczykowska zrozumiała swoją omyłkę.
Podobno, jak siostra Maria Skrzynecka, Stanisława Ruszczykowska potrafiła zdobyć się na nieustępliwość w stosunku do własnego dziecka. Średni syn Kazimierz ożenił się z Rosjanką, co pociągnęło za sobą przyjęcie prawosławia. Rodzice wyklęli wyrodnego syna – nałożyli żałobę, jak po umarłym. Kiedy po latach, około roku 1910 Stanisław Ruszczykowski przyjął w swoim domu brata, będącego przejazdem w Warszawie, usłyszał od rodziców bardzo gorzkie wymówki. Po zakończeniu I wojny światowej Kazimierz Ruszczykowski napisał do matki – staruszki list z Charbinu, zaznaczając, że jest sam. Matka odpisała – nie znam treści listu – dalszych wieści z Charbinu nie było.
Salomea Gorczycka
Ur. 1856 – zm. IV.1919
Najładniejsza z czterech sióstr – za mąż nie wyszła. Nie słyszałam o żadnej tragedii sercowej. Mam wrażenie, że po prostu nie miała okazji, choć wiem, że miała powodzenie, ale po prostu nie trafił się nikt odpowiedni. Długie lata pracowała, jako retuszerka w zakładzie fotograficznym. Około 50 roku życia wstąpiła do klasztoru sióstr Niepokalanek. Była członkiem III chóru (obecnie nieistniejącego) nie klauzurowego. Do jej obowiązków m.in. należało uczennic do ich domów rodzinnych na ferie i wakacje. W czasie wojny pielęgnowała rannych i chorych. Zaraziła się tyfusem i zmarła w 1919 roku.
„Do spalenia”, czyli weksle pradziadka Ludwika Piekarskiego
Listy praprababci Kazi
Rodzona siostra mojego prapradziadka Bronisława Franciszka Ksawerego Ruszczykowskiego nazywała się Kazimiera Ruszczykowska. I rzecz jasna, tak samo, jak on była córką Moniki z Bellonów i Juliana Antoniego Ruszczykowskiego. Kazimiera wyszła za mąż za niejakiego Antoniego Borowskiego. Z ładnej dziewczyny zmieniła się (moim zdaniem) w jakiegoś potwora z rzadkim włosiem. Zostały po niej dwie fotografie i dwie kartki pocztowe…
Piotrków, dnia 3 lutego
Moja najukochańsza Zosieńko!
Proszę Cię bardzo donieś mi jak zdrowie dzieci, jestem bardzo niespokojna co się u Was dzieje, że na dwa nasze listy nie mamy żadnej wiadomości. Jeszcze raz proszę Cię moja ukochana choć o parę słów, mam tę nadzieję, że Bóg miłosierny Was pocieszy. Całuję Was wszystkich. serdeczności. Kochająca Ciotka Kazimiera.
Tatuś dzięki Bogu zdrów.
Poznań, dnia 8 listopada 1924
Najdroższa moja Zosieńko!
kłopoczesz się o mnie moja ukochana że niema odemnie żadnej wiadomości czyżbyś nie dostała żadnej mojej karty? Zaraz po przyjeździe w pare godzin myślałam, że przyjechałam szczęśliwie, całą drogę miałam miejsce i b. miłe towarzystwo, drugą napisaliśmy 22go z Zygmuntem. najdroższa moja Zosieńku jestem tak bardzo niespokojna o Twoje zdrowie mam tylko całą ufność, że Bóg miłosierny zlituje się nad Wamy i pocieszy nas wszystkich ja o ile mogę pomagam Janeczce, żeby noga i czwarte piętro to mogłabym cokolwiek załatwić w mieście co prawda to znam tylko parę ulic i drogę do kościoła co jest dosyć daleko moi ukochani napiście choć parę słów o Waszym zdrowiu, czy Broneczek wyjechał na posadę? i o wszystkim. Jeśli Bóg pozwoli jak się zobaczymy to o wszystkim opowiem. Pisać jest mi bardzo trudno bo palce mi drętwieją. Całuję Was wszystkich moi ukochani serdecznie – kochająca Ciotka.
Listy Marii z Ruszczykowskich Bellon
Po Marii z Ruszczykowskich Bellonowej zostało kilka listów. To głównie kartki pocztowe. Pisane do jej siostry Zofii z Ruszczykowskich Piekarskiej. Niezwykle ciekawe w treści, a także dzięki temu, że niektóre są… fotografiami.
Szanowna Pani! W dniu Imienin szanownej pani przesyłamy wszyscy troje serdeczne życzenia zdrowia i wszystkich pomyślności. Łączymy wyrazy szacunku dla całego domu Sz. Pani
Karol i Maria Bellon
15-V-1908
posyłam fotografię Stachny
Kochana Zosieńko! Jak zdrowie Ciotki Kazi? Kiedy wybierze się do nas? Jania z Karasiewiczem zdaje się pojechali już do Kozłowa ciekawa co porobią z chłopcami. Zygmunt ma być u…. a Janka w warszawskim instytucie. Tadzik podobno w Warszawie, ale to jeszcze nic zdecydowanego. Żałuję bardzo, że nam tak nieszczęśliwie wypadło nie mogąc…
25-VIII-1910
Droga moja Zosiu! Serdecznie Ci dziękuję za przesłanie fotografii moich drogich chłopców. Nie uwierzysz jak byśmy cię pragnęli zobaczyć, uściskać i pogawędzić. Ale po pierwsze wystraszyła nas cholera, a po drugie nie bardzo nam się udał urlop. Mieliśmy masę ładnych projektów i wszystkie spełzły na niczem. Byliśmy tylko w Warszawie po sprawunki, w Częstochowie parę dni i w Piotrkowie, ale nie mamy nikogo kto by chciał zastąpić mię w gospodarstwie a na statku i zastępca Karola pochorował się i musieliśmy być w Krakowie. Całuję was serdecznie kochająca szczerze Maria.
23-VIII-1910
Kochani Moi,
Nie mogłam zaraz po powrocie napisać do Was, gdyż tak się zaziębiłam, że miałam gorączkę i zmuszona byłam leżeć. O śmierci Zbyszka Mamusia dowiedziała się przed moim powrotem, gdyż trzeba trafu, że Karol, który nie ma nigdy zwyczaju czytać listów Stasi na głos, tym razem właśnie nie przeczuwając co za wiadomość Stasia pisze zaczął czytać na głos, a gdy się spostrzegł było już za późno. Zaczął mamusię pocieszać i dopiął chyba swego, bo zastałam Mamusie spokojną i zdrową. U Pelci byłam, rzeczy są powynoszone na górę, ale jeszcze przy ojcu Jagusia wzięła część do siebie. Dużych rzeczy nie może brać, bo ma teraz (Jagusia) lokatorkę. Będąc w W. byłam u Lory i dałam jej Wasz adres. Nie odsyłałam maszyny, bo Zygutek zgubił Wasz adres, zapomniałam tylko powiedzieć jej aby odesłała, aby Was zastać. Stasi dzięki Bogu już odpuścili rada jestem z tego, bo przy obecnym zastoju nie dalibyśmy rady i tak wleźliśmy w długi. Jak wasze zdrowie. czy Bronek lepiej się teraz czuje? Mieliśmy kartę od cioci Jadzi biedny Ignacek ma recydywę, jak ciocia piała znowu 40o gorączki. Całuję Was wszystkich serdecznie kochająca Maryla.
1-XII-1924
Kochani Moi,
Dziękuję Wam obojgu za życzenia, Broneczkowi winszuję szczęśliwego zdania egzaminów. Całuję Was serdecznie kochająca ciotka Maria.
PS. Pani Adamskiej łączę ukłony.
Serdeczne uściśnienia przesyła Wam obojgu Kochająca Babka.
14-XII-1925
Kochani Bronkowie!
Babunia bardzo się ucieszyła odebrawszy list Bronka, żałowała tylko, że nie mogła dobrze zobaczyć fotografii swego prawnuka., co prawda jest bardzo ciemna. ja go dobrze obejrzałam i widzę, ze musi być ładny chłopaczek. Korzystając z dwuch dni ciepłych, babcia czuła się silniejsza i leżała sobie na leżaku w ogródku. Dziś nie ma słońca, pochmurno, to i Babunia jest słabsza, chciała sama do Was napisać, ale nie może. Piszcie od czasu do czasu nie macie pojęcia jaką babuni sprawicie przyjemność. Każdy zna pamięci przesyłam Wam obojgu serdeczne uściśnienia. Wnuczka Antosia całuję od dziadków. Pani Adamskiej łączę ukłony. Ciotka Marja.
Całuję Was polecam opiece. Wasza Matka.
Kochana Zosiu,
Kartka Twoja przyszła w czasie mej nieobecności w domu. Pytasz o zdrowie moje, otóż jestem kompletnie chora, jadę do Kielc i w podobnej sprawie do Cz. tyle mię zdrowia kosztowały, ze chyba nie prędko będę mogła przyjść do siebie a w dodatku jesteśmy Karolem sami, bo p. W. jest na ćwiczeniach. Co do kosztów pogrzebu naszej drogiej Mamusi, to się nie kłopocz. Tobie jest najciężej, a co mi brakowało to Jania dołożyła. czy odebrałaś mój list polecony pisałam go w Niedzielę i miał go Karol wysłać, bardzo mi zależy, aby naszą sprawę Lutek w Warszawie popchnął.
Przesyłam Wam uściśnienia. Cioci rączki całuję.
Twoja siostra Maria
13-IV-1929
Więcej treści w zwykłym akcie urodzenia
Co wiem o swoim prapradziadku Bronisławie Franciszku Ksawerym Ruszczykowskim? Wbrew pozorom dość sporo. W dorosłym życiu był lekarzem (o czym już wspominałam), ale gdzie, kiedy przyszedł na świat? To wiem dokładnie, bo zachował się jego akt urodzenia. Iluż rzeczy można się z niego dowiedzieć? Przede wszystkim tego, że na świat przyszedł w Pułtusku i był z rodziny katolickiej. A poza tym… oddam głos samemu dokumentowi:
Działo się w mieście Pułtusku dnia / dwudziestego drugiego listopada / czwartego grudnia / tysiąc ósmset czterdziestego roku o godzinie ósmej z rana stawił się Julian Ruszczykowski kupiec handlu winnego i korzennego lat dwadzieścia siedm liczący w Pułtusku zamieszkały w przytomności Wielmożnych księdza Norberta Stasiborskiego lat trzydzieści siedm i Księdza Franciszka Grabowskiego lat dwadzieścia dziewięć liczących obydwóch professorów Seminarium Pułtuskiego w Pułtusku zamieszkałych i okazał nam dziecię płci męzkiej urodzone w Pułtusku dnia trzynastego/dwudziestego piątego lipca roku bieżącego o godzinie trzeciej rano z jego Małżonki Moniki z Bellonów lat dwadzieścia dwa liczącej. Dziecięciu temu na Chrzcie świętym w dniu (trzynastym) dwudziestym piątym sierpnia Roku bieżącego odbytym nadane zostały Imiona Bronisław Franciszek Xawery, a rodzicami jego Chrzestnymi byli: wspomniany Xiądz Franciszek Grabowski i Maryanna Zdziennicka. Akt ten stawającym i świadkom odczytany i przez Nas wraz z Nimi podpisany został.
Gdy porównamy ten akt z dzisiejszym aktem urodzenia, czy nie możemy wyciągnąć wniosków, ze wiadomości w nim jest naprawdę sporo? Znamy zawód ojca, a nawet rodziców chrzestnych. Po ich imionach możemy wnioskować, czemu niemowlęciu na drugie nadano Franciszek. Zapewne po księdzu, który trzymał go do chrztu.
Kiedyś też szczepiono ludzi
Oto namacalny dowód, że i w XIX wieku istniały szczepionki. Ten dokument mówi, że mój prapradziadek Bronisław (Franciszek Ksawery) Ruszczykowski (1840-1916) został 4 sierpnia 1858 roku „zaszczepiony na ospę ochronną z dobrym skutkiem, nie ma żadnej wady organicznej i jest w dobrym stanie zdrowia.” To właśnie ten prapradziadek został potem lekarzem i w czasach, gdy odbywał praktykę lekarską w Żarkach na Śląsku, napisał pracę naukową o „Ospie ze zboczeniem”. Ale o tym…. innym razem.
Jedna, niewinna karteczka…
W rodzinnych pamiątkach zachowała się osobliwa karteczka o niezwykle oryginalnej treści.
Kochana pani!
Mając zaadresować Paulince list do Pani nie mogę przenieść abym chociaż kilku słów nie napisała, nie doniosła Jej, że jestem najszczęśliwszą z kobiet. Bronek mój jest najlepszym z mężów, delikatny, dobrze wychowany. A jaka przyjemność z nim rozmawiać? Bardzo radabym, aby Kochana pani mogła Go poznać. Chciałabym więcej co jeszcze napisać, ale siedząc na kolanach i będąc gryziona i łechtana nie mogę już pisać. Kończę więc przesyłając pani serdeczne uściśnienia.
Stanisława
Ten krótki liścik został napisany przez moją praprababkę Stanisławę Annę Sabinę z Gorczyckich Ruszczykowską do przyjaciółki. Takie to były jednak czasy, że przyjaciółki zwracały się do siebie per „pani”. Wspomniana Paulinka to wieloletnia służąca rodziców praprababci, czyli Józefa Faustyna Gorczyckiego i Konstancji z Nieszkowskich Gorczyckiej – Paulina Berłowska.
Czemu liścik nie został nigdy wysłany? jak to się stało, ze zachowała się w domu przez tyle lat? Nie wiem. Wiem, że jej adresatka miała ze swoim mężem, a moim prapradziadkiem Bronisławem Franciszkiem Ksawerym Ruszczykowskim sześcioro dzieci. On, jako lekarz, na pewno wiedział gdzie łechtać.
Na zdjęciach poniżej Stanisława Anna Sabina z synami i Bronisław Franciszek Ksawery z córkami.