Archiwum miesiąca: sierpień 2016

Jak tata uczył mnie pastowania butów

8608675400_1367657169To coś bardzo krótkiego. Króciutki zapis przypadkiem nagranej rozmowy, a właściwie monologu taty. Ma tylko 7 sekund. Jak uczył mnie, że brązowa pasta nie nadaje się do pastowania wszystkich butów.

Skąd jest to nagranie?

Kupiłam ostatnio specjalny magnetofon do konwertowania kaset magnetofonowych na pliki MP3. To drobna próbka tego, co można odzyskać z kaset nagrywanych 40 lat temu na polskim magnetofonie „Unitry” wyprodukowanym na licencji „Thomsona”. Był to magnetofon MK 125. A na filmiku poniżej zdjęcie z okresu, kiedy powstało nagranie.

Udostępnij na:

Fragment wspomnień Ciotki Wandy

Oto fragment wspomnień dotyczących Ochronki w Zwierzyńcu spisanych po wojnie przez Ciotkę Wandę Cebrykow, której matka była bratanicą mojego pradziadka Józefa Steca, dziadka mojej Mamy – Haliny ze Steców Piekarskiej. Dziś imię Wandy Cebrykow nosi zwierzynieckie przedszkole.

DSC_1699 DSC_1700Praca w ochronce w Zwierzyńcu przebiegała bez przerwy od 1907 r.2 Od założenia miała różne koleje losu – lata radosne, pełne gwaru i śmiechu dziecięcego, tupotu malych nóżek, radosnych zabaw, figlów. Lata smutne, ciężkie, tragiczne, związane z pacyfikacją ziemi zamojskiej, biłgorajskiej, tomaszowskiej i z przejściowym obozem w Zwierzyńcu, z pracą nad wychowaniem dzieci z obozu.
Rzucone hasło: „Ratujemy dzieci” było wyrazem ich bohaterstwa. Na skutek starań osób wpływowych (hr. Jana Zamoyskiego) władze niemieckie – generalny gubernator H. Frank wydał zezwolenie zabrania z obozu w Zwierzyńcu 214 dzieci w różnym wieku: 1-14 lat. Najwięcej było dzieci małych. ( … )
Z obozu zabrano do 300 dzieci. Ze sprawozdań RGO – z wykazu dzieci zabranych z obozu wysiedlonych w Zwierzyńcu (lipiec i sierpień 1943 r.) zabrano 273 dzieci, około 170 dzieci powróciło do rodziców lub krewnych, około 30 zmarło, reszta przeżyła i wychowywała się w ochronce w Zwierzyńcu. Dzieci w wieku od 1 do 11 roku życia – 120, bez daty urodzenia ustalonej – 58.
Ochronka na przyjęcie dzieci została przygotowana z ofiar mieszkańców Zwierzyńca i okolic w postaci pieniędzy, bielizny, pościeli, żywności, apteczki itp. Społeczeństwo całym sercem i z uczuciem dopomagało w urządzeniu sal na przyjęcie dzieci.
Było południe, dzień letni, pogodny, słoneczny, 25 lipiec 1943 r. Przekazane Komitetowi Opiekuńczemu dzieci przywieziono furmankami, starsze szły same. Ciężko chore na odrę, czerwonkę, świerzb, zapalenie płuc, zaziębione zostały od razu w szpitalu Ordynacji Zamojskiej. Leżały na drewnianych łóżeczkach, wynędzniałe, biedne, a przecież niewinne. Ich stan świadczył o strasznych warunkach w obozie. Wiele umarło.
Z obozu przyniosłam Szczepcia, był malutki, miał może 3 latka. Tulił się do mnie i bez przerwy powtarzał: „kluseczki jadłem na mleku u mamy, kluseczki jadłem”. Przez całą drogę pocieszałam Szczepcia i mówiłam: „idziemy do takiego domku ochronki, tam będą kluseczki, łóżeczko, zabawki”. Tego samego dnia i w następne miejscowe społeczeństwo, rodzice, rodziny, mogli za zezwoleniem RGO zabrać pod opiekę swoje i wybrane dzieci.
Rozpoczęła się intensywna praca, nad całością czuwała hr. Róża Zamoyska.
Mimo pomocy i czułej opieki sale ochronki pełne były płaczu, skargi, wołania rodziców, dziecięcej rozpaczy. Wycieńczone głodem chorowały na biegunkę.
Sporządzono ewidencję na podstawie szmatek zawieszonych na sznureczkach lub tasiemkach na szyjach dzieci, na podstawie napisów na piastrach, przylepionych na piersiach, rączkach. Nieudolny czasem napis spracowaną ręką rodziców, ale ileż w nim serca, uczucia, nadziei i wiary, że może przyda się. Ewidencję uzgodniono z listą obozową.
Powoli praca unormowała się. Dzieci podzielone były na grupy pod opieką moją, Stefanii Olcha, Marii Zajączkowskiej. Ogólny nadzór sprawował RGO i Polski Komitet Opiekuńczy— Delegatura Zwierzyniec. Pod naszą opieką dzieci uczyły się, nauczanie było tajne.
W pierwszym okresie organizacji pracy w ochronce często odwiedzali nas i kontrolowali Niemcy, gestapo, SS. Parę razy zajrzał administrator Ordynacji Zamojskiej, Grossemik. Odczuwało się nienawiść i chęć zobaczenia jak wyglądają dzieci „bandytów”.
9 sierpnia 1943 r. dzieci i ja dostaliśmy szczepionkę (p). Byliśmy pewni, że chodzi o likwidację ochronki. Było to ciężkie przeżycie dla nas, dzieci zerwane ze snu na widok Niemców chowały się, płakały, tuliły do nas, były niespokojne. Koleżanka Maria Bujak miała być aresztowana, więc wyjechała.
Przeżycia dzieci uwidaczniały się w rysunkach, śpiewie, zabawach. Rysowały obóz z przeciętymi drutami, otwartą bramę, ucieczkę ludzi, dzieci strzelające do Niemców, zawsze z dużego karabinu lub z rewolweru (ze względu na bezpieczeństwo rysunki likwidowano). Śpiewały piosenki ułożone przez siebie np. „W dzień Bożego Narodzenia rodzice z obozu wracają, Niemców za męczarnię rozstrzelają” i inne, wyrażające przeważnie tęsknotę za rodzicami. Małe dzieci często powtarzały: „mamusiu, tatusiu wróć, oj, mamusiu, tatusiu, gdzie jesteś”.
Podczas smutnych dni były i radosne chwile – to spacery do lasu, zabawy na plaży w piasku, choinka. A największym szczęściem dzieci był powrót ojca, matki, powrót do wsi rodzinnej, zjawienie się nowego dziecka, które własnymi siłami i z odwagą uciekło z obozu, zrobiwszy podkop pod drutami.
I tak mijał czas, opiekowaliśmy się całym sercem, uczyliśmy je w duchu tradycji polskiej, w marzeniach oczekiwanej wolności. Mijały dni, tygodnie, miesiące. Dzieci ubywało, umierały, wracały do domu, odchodziły pod opiekę przybranych rodziców. Odszedł i Szczepcio.
W ochronce ciężka i ryzykowna praca. Tu gotowało się codziennie 5 tysięcy porcji zupy dla obozu i podopiecznych (przekazywałam w wannach, woził Antoni Kapuśniak, pracownik Browaru, ojciec koleżanki Stefanii Olcha). W ochronce przebywali i otrzymywali wyżywienie partyzanci. Przez nasze ręce rodziny przesyłały paczki dla swych bliskich zamkniętych w obozie. Paczki były kontrolowane, bez cukru, mydła, zapałek, papierosów. Te rzeczy były zaszywane w kołnierzach i mankietach bielizny. Byliśmy odpowiedzialni za przesyłane paczki.
Osobiście przez parę miesięcy przemycałam listy do obozu za pośrednictwem Czecha, który służył w wojsku niemieckim. Czech często zaglądał do naszych dzieci, litował się nad nimi, martwił o swoją rodzinę i ojczyznę, mówił, że „taki naród barbarzyński jak Niemcy dozna kiedyś klęski i zostanie pokonany”. Byliśmy ostrożni, bo zaglądali różni szpiedzy, pytali, czy nie trzeba dla dzieci bucików, mydła itp. ( … )
I w dalszym ciągu przez konspirację, organizowaną w obozie, przez przemycane i przerzucane karteczki orientowano rodziców, aby ufali i oddawali swoje dzieci RGO. ( … )
Ilość dzieci zmieniała się, jedne odchodziły, drugie były przyjmowane pod opiekę. Liczba otaczanych opieką wahała się od 80 do 50~30 dzieci. Lecz ustaliła się gromadka, z którą przeżywaliśmy najcięższe chwile, aż do wyzwolenia.
W czasie działań wojennych na terenie Zwierzyńca dzieci przebywały w lesie, pod opieką wychowawców, zaopatrzone w żywność i personalia.
Obóz został spalony. Dziś szumią tam sosny, jodły, szumi las.
Po wyzwoleniu dziećmi zajęła się organizacja „Caritas”. Część dzieci zabrali rodzice, rodziny, pozostałe odwiozłam z p. Stefanią do Domu Dziecka w Klemensowie, część wyjechała do Domu Dziecka w Teodorówce, pow. Biłgoraj.
Przez dłuższy czas rodzice zgłaszali się po swoje pociechy. Jak ciężko było powiedzieć ojcu, matce, rodzinie – że dziecko nie żyje, że mogiły są tam na cmentarzu. Cześć ich pamięci!

Ochronka w Zwierzyńcu została założona 21 sierpnia 1906 r. z inicjatywy Polskiej Macierzy Szkolnej. W niedługim czasie przeszła pod opiekę Ordynacji Zamojskiej. Od jesieni 1942 (do 5 stycznia 1945 r.) zakład prowadziła Delegatura Pol.KO w Zwierzyńcu. W 1940 r. placówkę upaństwowiono i przekształcono w przedszkole (nr 1). Jego kierownikiem została Wanda Cebrykow. Dziś własnie to przedszkole nosi jej imię.

Udostępnij na:

Na cmentarzu w Zwierzyńcu cz. 2

Na zwierzynieckim cmentarzu leży też siostrzenica pradziadka, czyli córka stryjecznej siostry dziadka Juliana Steca, czyli Bronisławy Stec i Władysława Cebrykowa – Wanda Cebrykow. Była bratanicą mojego pradziadka Józefa Steca, dziadka mojej Mamy – Haliny ze Steców Piekarskiej. Dziś imię Wandy Cebrykow nosi zwierzynieckie przedszkole. To niezwykle zasłużona osoba dla Zamojszczyzny.

Urodzona w 19 10 r., była długoletnią nauczycielką, kierowniczką Ochronki i przedszkola w Zwierzyńcu. W dniu wybuchu II wojny światowej rozpoczęła pracę w „Ochronce dla dzieci” w Zwierzyńcu jako „fachowa ochroniarka”. Z wielkim poświęceniem przez wiele okupacyjnych miesięcy opiekowała się dziećmi, zwolnionymi przez Niemców z obozu przejściowego w Zwierzyńcu w lipcu 1943 r., w efekcie starań hr. Jana Zamoyskiego część dzieci umieszczono w ochronce, a pozostałe w „rodzinach zastępczych” w Zwierzyńcu i okolicy, bądź w szpitalu ordynackim. Wielu z nich nie udało się uratować. W zwierzynieckiej ochronce przebywały też dzieci, które przeżyły pacyfikację Soch (1 czerwca 1943 r.). Za działalność patriotyczną i pedagogiczną została odznaczona Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski i Złotym Krzyżem Zasługi. Zmarła w 1998 r.

DSC_1687

Udostępnij na:

Na cmentarzu w Zwierzyńcu cz. 1

Moja rodzina ze strony mamy pochodzi ze Zwierzyńca. Na tamtejszym cmentarzu zachowało się kilka grobów. M.in. grób mojego pradziadka Stanisława i prababci Katarzyny z domu Czochra. leżą w jednym grobie ze swoim wnukiem Jureczkiem Dudzicem. Synem ich córki Wandy i jej męża Stanisława Dudzica. DSC_1685DSC_1684

Udostępnij na:

Od Kamionka aż po Kępę, czyli świat Przybytkowskich

Oto artykuł, który ukazał się w czerwcowym numerze „Mieszkańca” 11/2016.

mieszkaniec11

Gdy zna się dobrze historię swojej rodziny, a jej korzenie sięgają głęboko, i gdy ma się świadomość, że przodkowie mieszkali tu od prawie dwustu lat, zupełnie inaczej wędruje się prawobrzeżnymi uliczkami Warszawy.

29

Rodzina Przybytkowskich

Moi pradziadowie Adam i Paulina z Kuramów Przybytkowscy mieszkali w pierwszej połowie XIX wieku na Kamionku, na terenie dzisiejszej Fabryki Wedla i Teatru Powszechnego. Nazwisko Przybytkowscy być może pochodzi od wsi… Zbytki (dzisiejszy Wawer), koło której prawdopodobnie mieszkali przodkowie Adama Przybytkowskiego. Mieszkańcy Zbytków w XVIII i XIX wieku zajmowali się rolą, a także przewozem ludzi przez Wisłę. Podobnie Adam Przybytkowski i jego synowie. Z przekazów rodzinnych wiem, że Adam z Pauliną uprawiali ziemię, a korzystali z łąk i pastwisk wokół Jeziorka Kamionkowskiego oraz terenu obecnego Stadionu Narodowego.
Dochowali się dziewięciorga dzieci, w tym siedmiu synów. Wszystkie dzieci chrzcili w parafii pw Matki Bożej Loretańskiej na Pradze. Synowie to: Jakub Józef, Paweł Ludwik, Jan, Maryan, Michał Juliusz Wawrzyniec oraz Nikodem Tomasz i Władysław. Mieli także dwie córki Józefę i Annę.
Jeden z synów, ale nie wiem który, zajmował teren między Jeziorkiem Kamionkowskim a obecną Aleją Waszyngtona. Mieszkał w domu drewnianym zwanym domem „nad sadzawką” w miejscu, gdzie dziś znajduje się Park Skaryszewski. Drugi syn, również nie wiem który, pozostał w domu rodzinnym na Kamionku i użytkował teren za drogą, którą łączyła Kamionek z Saską Kępą i odpowiadała dzisiejszej Alei Zielenieckiej. Trzeci syn mieszkał na Grochowskiej w okolicach obecnej dziś ulicy Międzynarodowej, ale nawet nie wiem, czym się zajmował. Czwarty zmarł w młodości i tym zapewne był Jakub Józef. O piątym nie wiem nic. Najwięcej informacji mam o dwóch pozostałych synach, czyli Władysławie i jego starszym bracie Nikodemie Tomaszu.

karolka-w-lodce

Karolka w łódce.

Władysław Przybytkowski urodzony w roku 1850 był moim rodzonym prapradziadkiem. 23 lutego 1879 roku ożenił się z jedną z najbogatszych mieszkanek Saskiej Kępy Anną Klotyldą Neumann. Neumannowie, tak jak i skoligaceni z nimi Wolframowie, Szenkowie czy Jopsowie, byli ewangelikami. Stąd ślub małżonków Przybytkowskich w kościele ewangelicko-augsburgskim św. Trójcy w Warszawie. Zwyczaje były bowiem takie, że małżeństwa zawierano w parafii panny młodej. Małżeństwo zamieszkało na Saskiej Kępie w domu zwanym wtedy „na łąkach”, który dziś stoi przy ul. Walecznych 37 i nadal należy do rodziny. Ów dom jeszcze w latach 50. XX wieku miał na dachu litery WP, czyli inicjały Władysława Przybytkowskiego, aczkolwiek prym w domu wiodła jego żona Anna Klotylda.
Z rodzinnych przekazów wiem, że Władysławowi zdarzało się po kielichu przepływać wpław Jeziorko Kamionkowskie. Być może chciał w ten sposób dotrzeć do rodziców? Prababka podobno stawała wtedy na brzegu i wrzeszczała, że mąż ma natychmiast wracać, bo się potopi, a przecież mają mnóstwo dzieci. Anna rodziła jedenaście razy, ale dwójka dzieci zmarła w niemowlęctwie, więc wraz z mężem doczekała się dziewięciorga potomstwa. Czterech synów: Józefa Edmunda, Edmunda Aleksandra, Eugeniusza Ignacego i Kazimierza oraz pięciu córek: Anieli, Heleny, Otylii, Janiny oraz Leokadii Karoliny, która była moją prababcią.

48

pradziadek Antoleniek Adamski w łódce

Starszym bratem Władysława był Nikodem Tomasz Przybytkowski według metryk urodzony w 1843 roku. Jako niespełna dwudziestolatek wziął udział w Powstaniu Styczniowym. Do powstania zgłosił się zresztą z własnym koniem. W okolicach Białej Podlaskiej podczas potyczki Rosjanin odciął mu szablą dłoń. Ranny trafił do szpitala, gdzie opiekowała się nim młodziutka zakonnica o imieniu Eufemia. Nikodem Tomasz, wyrażając wdzięczność za opiekę, przyrzekł zakonnicy, że gdy się ożeni i będzie miał córkę, to da jej na imię Eufemia. W 1875 roku ożenił się z Florentyną Bednarską. Ślub odbył się w kościele św. Krzyża, czyli w parafii panny młodej. Florentynie nie przeszkadzało, że ukochany nie ma ręki. Była dumna z narzeczonego, a potem męża powstańca. W 1876 roku na świat przychodzi ich pierworodny syn Stanisław Zygmunt, cztery lata później córka, która zgodnie z obietnicą daną przez Nikodema Tomasza zakonnicy Eufemii, otrzymała na chrzcie świętym imiona Eufemia Konstancja.

Gdy w 1879 roku młodszy brat Nikodema Tomasza – Władysław żeni się z Anną Klotyldą z Neumanów, zmienia się także życie starszego z braci. Wg przekazów rodzinnych Neumannowie byli właścicielami ziemi na Saskiej Kępie ciągnącej się od Wisły wzdłuż Alei Poniatowskiego i Al. Waszyngtona aż do kanału w okolicach obecnej ulicy Międzynarodowej.

1077

Grób Władysława Przybytkowskiego

Gdy Anna z Neumannów Przybytkowska dowiedziała się, że brat męża ma małe dzieci, zaś w powstaniu styczniowym stracił dłoń, postanowiła pomóc szwagrowi. Podarowała mu spory plac przy Wiśle. To teren przy obecnej wieżycy Mostu Poniatowskiego u wylotu ulicy Jakubowskiej na Wał Miedzeszyński. Postawiony tam został drewniany dom. Nikodem Tomasz kupił łódź do przewozu mieszkańców Warszawy na Saską Kępę i z powrotem. Były to czasy, gdy Saska Kępa stanowiła miejsce majówek warszawiaków. Były tu karuzela i strzelnica, a także grała kapela i odbywały się zabawy. Nikodem Tomasz miał więc dużo chętnych do przewozu. A ponieważ z ust do ust przekazywano sobie wiadomość, że to powstaniec, dlatego w czasie przepraw przez rzekę polska młodzież i mężczyźni wyręczali Tomasza i sami wiosłowali. Przekazy rodzinne mówią, że podobno wieczorami na łódce wywieszano czasem polską chorągiew i śpiewano pieśni patriotyczne, ale podejrzewam, że to raczej rodzinna legenda. Woda przecież niesie śpiew. A carska ochrana była czujna.

1089

Grób Nikodema Przybytkowskiego.

Nikodem Tomasz, wraz z powiększoną do 7 osób rodziną, mieszkał nad Wisłą tylko do około 1900 roku. Brzeg Wisły musiał opuścić w związku z budową mostu Mikołajewskiego, czyli obecnie Poniatowskiego. Przeniósł się jednak niedaleko, gdyż do domu zakupionego na rogu ulicy Jakubowskiej i Estońskiej. Dom był piętrowy i murowany. Na piętrze było mieszkanie, a na parterze urządzono restaurację. Rodzina Tomasza i Florentyny z Bednarskich liczyła pięcioro dzieci: dwóch synów – Stanisława i Feliksa oraz trzy córki, oprócz Eufemii także Anielę i Wandę.

Nikodem Tomasz miał stamtąd blisko do rodzonego brata Władysława, który w jednym miejscu na Saskiej Kępie mieszkał aż do swojej śmierci w 1933 roku. Obaj bracia zostali po śmierci pochowani na cmentarzu Bródnowskim. Nikodem Tomasz w jednym grobie z żoną. Władysław z synem i jedną z córek. Jego żona Anna, która zmarła w latach 50. XX wieku, jako ewangeliczka spoczęła na cmentarzu ewangelicko-augsburskim. Na jej grobie widnieje napis „Obywatelka Saskiej Kępy”.

Ilekroć jestem nad Jeziorkiem Kamionkowskim zastanawiam się jak wyglądał teren po drugiej stronie, gdy nie było tam ani Wedla ani teatru. Gdzie dokładnie stał dom Adama i Pauliny? Wyobrażam też sobie stojącą na brzegu i pomstująca na prapradziadka praprababcię Annę. Z kolei ilekroć jestem nad brzegiem Wisły wyobrażam sobie bezrękiego Nikodema Tomasza i jego łódkę. A gdy chodzę uliczkami Saskiej Kępy czuję jak krok w krok za mną snują się ich cienie.

Źródło: Mieszkaniec nr 11/2016, czerwiec 2016

Udostępnij na:

Wywiad w More Maiorum

 

More Maiorum to miesięcznik poświęcony w całości genealogii. Wywiad do czerwcowego numeru przeprowadzał redaktor naczelny i pomysłodawca miesięcznika – Alan Jakman.

okladkaczerwiecMałgorzata Karolina Piekarska – urodziła się pod znakiem Lwa 24 lipca 1967 roku w Warszawie, gdzie mieszka na Saskiej Kępie w domu po prababci Leokadii Karolinie z Przybytkowskich Adamskiej.
Pasjonuje ją historia Warszawy i genealogia własnej rodziny, o której wie sporo. Dowodem niech będzie specjalny genealogiczny blog/portal pod adresem: piekarscy.com.pl oraz zrealizowany w 2013 roku odcinek programu „Saga Rodów. Piekarscy.”
zawodowo dziennikarka prasowa i telewizyjna. Na co dzień związana z TVP Warszawa i TVP Regionalną gdzie emitowane są jej reportaże oraz lokalnymi programami informacyjnymi – Telewizyjnym Kurierem Warszawskim, Kurierem Mazowieckim i Dziennikiem regionów.

  1. Jak podsumowałaby Pani te kilkanaście lat, podczas których odkrywała Pani rodzinne korzenie?
    Pozwoliło mi przede wszystkim zrozumieć jak złożona jest historia każdego człowieka i jak wiele czynników wpływa na to, że mamy taką a nie inną osobowość. Im dłużej w tym siedzę, tym bardziej widzę, co mam po kim. Natomiast stwierdziłam, że im dalej w las tym więcej drzew i żeby zgłębić to co zaczęłam nie starczy mi życia. Pewne jest, że taka „zabawa” rozwija pamięć. Gdy ostatnio na konfirmacji kuzynki gadałam z jednym dalekim krewnym i z głowy rzucałam nazwiskami przodków, kto z kim jakie dzieci itd., to jemu dosłownie wylazły „gały z orbit” i spytał jak ja to pamiętam. Stwierdziłam, że nie wiem jak, ale… pamiętam. Kiedyś bym nie pamiętała, jednak lata praktyki, czyli grzebania w tym drzewie zrobiły swoje. Sporą część drzewa, i to z gałęziami na boki, jestem w stanie otworzyć z głowy. Co tylko pokazuje, że to świetne ćwiczenie pamięci.
    Poza tym dzięki badaniom, a konkretnie dzięki portalowi, który stworzyłam, odbyłam kilka fascynujących wycieczek po różnych cmentarzach czy miejscach. Gdy rok temu zepsuły mi się wszystkie komputery i nie mogłam skanować dokumentów, a co za tym idzie ciągłość publikacji na portalu była zagrożona, wpadłam na pomysł, by powędrować po cmentarzach i po mieście. No i powędrowałam. Fotografowałam rodzinne groby na Powązkach, a potem na Bródnie. Jest ich kilkanaście na każdym z cmentarzy, więc było czym zapełnić portal. Dzięki tym badaniem odbyłam kilka podróży śladami rodzinnych pamiętników. Między innymi do Kalisza gdzie Leon Nieszkowski, stryj mojej cztery razy prababki Joanny Nieszkowskiej, był w XIX wieku prezydentem, a z jego córką Pauliną tańczył Fryderyk Chopin, co sam opisał w jednym z listów do swojego przyjaciela Tytusa Wojciechowskiego. Nakręciłam też film o Warszawie mojego 2xpradziadka Michała Franciszka Piekarskiego. Zachował się opis jego życia i to w dwóch wersjach, a ponieważ podane tam były różne adresy, nazwiska i fakty, więc przespacerowałam się po Warszawie wyobrażając ją sobie taką, jaką on widział ją wtedy, kiedy żył, czyli w latach 1841-1938. To za jego czasów upowszechniono fotografię, kolej, powstały tramwaje elektryczne, prąd, pralka, telefon, lodówka, radio, a nawet telewizja. Ciekawe jest odkrywanie jak historia przodków łączy się z historią kraju czy historią cywilizacji.
  2. Na Pani stronie internetowej, w zakładce „O mnie” można przeczytać, że imię Karolina nadawane jest w Pani rodzinie już od XVIII wieku jako tzw. drugie imię. Czy odnalazła Pani przyczyny zapoczątkowania tej tradycji?
    Oczywiście. Chyba nawet to tam napisałam. Moja 3xprababcia (potomkini holenderskich osadników, którzy w okresie kontrreformacji przybyli na ziemie polskie) Karolina z Szenków Neumann zmarła podczas porodu. Jej córka – moja 2xprababcia Anna z Neumanów Przybytkowska nadała swojej córce, a mojej prababci Leokadii z Przybytkowskich Adamskiej imię Karolina jako drugie, by nie powtórzyła losu swojej imienniczki i przy porodzie nie zmarła. Potem moja prababcia dała swojej córce Janinie z Adamskich Piekarskiej imię Karolina znów jako drugie. I tak to się ciągnie. Jestem Małgorzata, a Karolina mam na drugie, by zgodnie z życzeniem prababci długo żyć. Mam syna i nie wiem, czy gdy urodzi mu się córka będzie chciał to kontynuować, ale mam nadzieję, że tak.
  3. Czy ciekawość owej tradycji zapoczątkowała zainteresowania się genealogią?
    Nie. Zajmuję się tym właściwie od zawsze, bo w dzieciństwie robiłam to z ojcem, on robił to ze swoim ojcem i dziadkiem itd. Było więc dla mnie naturalne, że i ja będę się tym w wolnych chwilach zajmować. Przyznam jednak, że kiedyś myślałam, że to będzie na emeryturze. Właściwie kilka przypadków sprawiło, że w pewnym momencie to się stało poniekąd i pracą i hobby i trudno powiedzieć czym bardziej. Jako dziecko rysowałam z tatą drzewo, bawiliśmy się spisami mieszkańców warszawy i odszukiwaliśmy „naszych” w tych spisach. Jako nastolatka zainteresowałam się listami przodków. Dzięki temu powstała potem książka „Dziewiętnastoletni marynarz”, która właściwie zapoczątkowała to, co teraz urosło do rozmiarów portalu, bo potem była „zabawa” listami pradziadka do prababci, artykuł o ich miłości do jednej z gazet. Ten artykuł przeczytał mój mąż – Zacharjasz Muszyński, który jest z zawodu aktorem i zapragnął z listów zrobić monodram. Po wystawieniu monodramu zgłosiła się do mnie Jola Adamiec Furgał, że chce ze mną nagrać „Sagę rodu Piekarskich”. Ponieważ po nagraniu mieszkanie wyglądało jak po rewizji NKWD, więc stwierdziłam, że zanim schowam wszystkie papiery to je poskanuję. Jak zaczęłam skanować doszłam do wniosku, że może je opublikuję, bo przydadzą się innym. I tak powstał portal piekarscy.com.pl. W trakcie prowadzenia go powstało sporo artykułów. To co publikowałam przydało się też podczas pisania kilku książek. Portal jest w formie bloga/dziennika. Codziennie jeden wpis. Czasem to jedna fotografia, czasem list, czasem fragment pamiętnika lub jeden dokument. Wpisy podzielone są na kategorie odpowiadające nazwiskom rodzin, które przewijają się w całej historii moich przodków. Teraz tych kategorii jest na razie 98, ale to nie koniec.
  4. Największe zaskoczenie podczas poszukiwań?
    Chyba jednak odkrycie, że jestem 40 razy prawnuczką Mieszka I. Zawsze mnie ciekawiło jak daleko dojdę w swoich poszukiwaniach, ale że aż tak daleko i do takiej postaci to w życiu bym nie przypuszczała. Oboje z Ojcem wiedzieliśmy, że Gorczyccy to historia z XV wieku od Marcina Gorczyckiego, ale że trafię do wczesnego polskiego średniowiecza? Nie spodziewałam się. Stało się to, gdy wykupiłam dożywotni abonament na portalu wielcy.pl, by móc grzebać także w szerszych zasobach badań dr Minakowskiego. Zaczęło się od tego, że odnalazłam tam mojego 4xpradziadka Józefa Faustyna Gorczyckiego, którego fotografia stoi na komodzie u mnie w sypialni. Odezwałam się do pana doktora i podałam informacje, które wiedziałam o nim, jego żonie i tak dalej. Doktor, jako zawodowy genealog, wszystkie te informacje weryfikował, a po pozytywnej weryfikacji wprowadził do portalu. I tak, po jakimś czasie znalazłam się tam, jako potomek jednego z twórców Sejmu Wielkiego. Tym „moim” przodkiem twórcą Sejmu Wielkiego był (i tu pozwolę sobie na dokładny cytat z Wikipedii): „Paweł Skórzewski herbu Drogosław (ur. 29 lipca 1744 roku w Mącznikach, zm. w 1819 roku) – senator-wojewoda Królestwa Kongresowego w 1819 roku, generał brygady armii Księstwa Warszawskiego, stolnik kaliski od 1792 roku, podczaszy poznański w 1792 roku, podstoli poznański w latach 1787-1789, łowczy kaliski w latach 1783-1787, miecznik kaliski w 1780 roku, uczestnik insurekcji kościuszkowskiej, członek Towarzystwa Przyjaciół Konstytucji 3 Maja, konfederat barski, poseł na sejm. Odznaczony w Księstwie Warszawskim Krzyżem Kawalerskim Orderu Virtuti Militari.” Przyznam, że nie miałam świadomości. Jednak to odkrycie okazało się być niczym w porównaniu z innym, które nastąpiło jakiś czas później (już z półtora roku temu). Otóż pewnego dnia, gadając z przyjaciółką przez telefon, klikałam bezmyślnie w tych, którzy byli przed tymi moimi przodkami, o których istnieniu wiedziałam z przekazów rodzinnych. Patrzyłam, w nic niemówiące mi coraz dziwniejsze nazwiska. Ciekawiło mnie, jak daleko zajdę w tych przodkach. Klikałam tak, i klikałam, a czas płynął. Przyjaciółka gadała, a ja nagle przerwałam jej mówiąc: „Słuchaj, klikam w przodków na portalu wielcy.pl i doszłam do… Przemyślidów. Toż to jakieś jaja!” Pośmiałyśmy się obie i…. wróciłyśmy do rozmowy. Ona opowiadała dalej, a ja dalej słuchałam bezmyślnie klikając w informacje, kto był przed Przemyślidami. I tak klikałam, aż doszłam do… Piastów. Po jakimś czasie, jednym kliknięciem ustawiło mi się cało drzewo genealogiczne od Mieszka I do mnie. Trochę mnie przytkało. Wynika z niego bowiem, że jestem w 40 pokoleniu prawnuczką Mieszka I. Najpierw wydało mi się to śmieszne, a nawet głupie. Przyjaciółkę poprosiłam o dyskrecję, a synowi i mężowi powiedziałam w wielkiej tajemnicy. Długo zastanawiałam się czy to w ogóle możliwe? Ale po jakimś czasie przyszła druga myśl. Przecież to nie ja zbadałam. Dr Minakowski sam pisze na swoim portalu, że pewne rzeczy zrobili za niego polscy genealodzy już dawno temu. Ja tylko odnalazłam w Wielkiej Genealogii Polaków Joannę Nieszkowską h. Kościesza, córkę Bogusława, której grób jest na cmentarzu kalwińskim w Warszawie. Jej zdjęcie znajduje się w jednym z rodzinnych albumów. Joanna była moją 4xprababką. Przodkowie przed Joanną i jej ojcem Bogusławem zostali ustaleni przez obcych mi zupełnie genealogów. Przyglądając się temu dziwnemu drzewu uświadomiłam też sobie, że kiedyś ludzie mieli więcej dzieci. Nasze dzisiejsze rodziny o modelu 2+1, a rzadko 2+2 sprawiają, że o tym zapominamy. A przecież jedna moja 2xprababcia miała jedenaścioro, a druga trzynaścioro dzieci. Po tych przemyśleniach szybko utworzyłam kilkadziesiąt takich drzew moim kuzynom i kuzynkom, stryjkom i stryjenkom i tak dalej. Nie jestem bowiem sama. Jest nas cała rzesza. I tylko jeden z kuzynów po tym odkryciu ilekroć rozmawia ze mną przez telefon, to kończąc rozmowę mówi: „No to Jaśnie Pan się odmeldowuje”.
  5. Najbarwniejsza postać z Pani drzewa genealogicznego, to…
    Gdybym znała 50 przodków to byłoby łatwo wybrać, ale przy takiej liczbie sięgającej aż do Mieszka I? Może Eligiusz Niewiadomski – zabójca Gabriela Narutowicza? A może wspomniany Antoni Skrzynecki? Okropny antysemita, ale i zdolny pisarz, którego żadna książka nie nadaje się dziś do wznowienia, bo jest tak potwornie antysemicka, że aż strach? Może Franciszek Gorczycki powstaniec styczniowy, którego pamiętnik opublikował w swoim czasie Kieniewicz? Może mój stryj Antek Piekarski szesnastoletni powstaniec warszawski, który popalał papierosy, był niegrzeczny a zginął jak bohater? Może moja babcia Konstancja z Kurzyńskich Stecowa, która urodziła się w czworakach w chłopskiej rodzinie, a gdy została ogrodnikową w domu z ogrodem i służbą to mogła oddawać się swojej pasji, czyli kinomanii? To ona zaszczepiła mi wielką miłość do książek Sienkiewicza oraz przedwojennego polskiego kina. Może mój pradziadek Antoni Adamski, o którym z moim mężem zrobiliśmy spektakl, bo pisał wspaniałe listy, dzięki którym na tyle go poznałam, że wiem, jakie cechy po nim odziedziczyłam. Może dziadek Julian Stec bohater wojny polsko-bolszewickiej ranny podczas uderzenia nad Wieprzem. Był niesamowitym figlarzem. Zmarł przed moimi urodzinami, ale znam go świetnie z opowieści mamy i sióstr ciotecznych i myślę, że sporo cech mam po nim. Przede wszystkim niestety zamiłowanie do głupich dowcipów. Ale co człowiek – to historia.
  6. Ponad 10 lat temu wydała Pani książkę „Dziewiętnastoletni marynarz”, która zawierała zbiór listów ze Szkoły Morskiej w Tczewie, pisanych przez Pani krewnego Zbigniewa Piekarskiego. Czy warto wydawać takie publikacje?
    Niewydawanie to zgoda na umieranie historii. Jeśli ktoś uważa, że ona powinna umrzeć – niech takich rzeczy nie wydaje. Ja uważam, że historia jest częścią naszego życia. A taka niefajna, taka mroczna i niezbyt poprawna pokazuje, że ludzie zawsze przeżywali tragedie. Miałam 19 lat, gdy odkryłam listy brata mojego dziadka ze Szkoły Morskiej w Tczewie. Byłam tuż po maturze, nie dostałam się na studia i podjęłam prace w Bibliotece Uniwersytetu Warszawskiego. Po dwóch miesiącach pracy w słabo ogrzewanym BUW-ie rozchorowałam się i leżąc z temperatura w pościeli przypomniało mi się, że na półce u ojca widziałam książkę „Znaczy Kapitan” Karola Olgierda Borchardta. Koleżanka z pracy polecała mi ją kiedyś, jako rewelacyjną lekturę na chorobę z gorączką, kaszlem i katarem do pasa. Pobiegłam do obszernej, ojcowskiej biblioteki. Gdy wieczorem Tata wrócił do domu, a ja z wypiekami czytałam opowieść o Mamercie Stankiewiczu, rozpoczęliśmy rozmowę. Usłyszałam wtedy, że na „Lwowie” pływali Czesiek i Zbyszek – stryjowie mojego ojca. Po młodszym – Zbyszku zostały piękne listy. Pochłonęłam je w godzinę. Czytałam potem znajomym przez telefon. Wszyscy się zachwycali i mówili, że musiał to być fajny gość. Pozostało tylko pytanie: Co się z nim stało?! Wiedziałam, że ślad urywa się przed wojną, bo w innym przypadku opisałby go Tata w swojej książce – wspomnieniach z czasów wojny. I tak po nitce do kłębka odkryłam rodzinna tajemnicę z nieszczęśliwą miłością i samobójstwem w tle. Gdy książka wyszła, kilka starych ciotek się wściekło, że wyprałam rodzinne brudy, ale dziś… nikogo to nie gorszy. Zgorszone ciotki zmarły i swoje święte oburzenie zabrały do grobu, a ich potomkowie są zachwyceni, że poznali tę historię.
  7. Niedawna pozycja „Czucie i Wiara” opowiada historię poszczególnych dzielnic Warszawy. 18 części książki łączy się dzięki biuru detektywistyczno-historycznemu, prowadzonego przez ojca i syna. Można więc rzec, że byli to pewnego rodzaju genealodzy, bo i historycy rodzinni częstokroć muszą rozwikłać różne zagadki. Czy w książce pojawiły się opowieści przekazywane w Pani rodzinie?
    W książce jest masa historii zaczerpniętych z moich genealogicznych badań. Historia z Leonidem Piaseckim (Praga Południe) wzięła się z odkrycia jego dwóch listów do mojej prababci Leokadii Karoliny z Przybytkowskich Adamskiej. Z notatek ciotki Steni Ruszczykowskiej o jej dziadku Antonim Skrzyneckim wziął się pomysł na rozdział o wizycie w XIX-wiecznej Warszawie Szacha Perskiego (Wilanów). Z tych samych notatek wzięłam pomysł na historię ducha nawiedzającego cmentarz kalwiński (Wola). Przeczytałam w notatkach historię o grobie Hieronima Nieszkowskiego h. Kościesza, brata mojej 4xprababki Joanny z Nieszkowskich h. Kościesza Nieszkowskiej i w sposób naturalny postanowiłam się nad tym pochylić. Zwłaszcza, że znalazłam tam rodzinne groby i faktycznie nie ma na żadnym wyrytego jego nazwiska, a na pewno tam leży, bo zachował się w prasie jego nekrolog i z tegoż nekrologu tak wynika.
  8. Nie omieszkam stwierdzić, że działa Pani bardzo dużo na rzecz genealogii również w Internecie. Prowadzona przez Panią strona piekarscy.com.pl cieszy się dużą popularnością, także wśród „niegenealogów”. Jakie treści można tam najczęściej znaleźć?
    Fotografie, dokumenty, ale też listy i fragmenty pamiętników czy notatek. Te ostatnie uważam zresztą za najcenniejsze. Owszem akty urodzenia, małżeństwa i zgonu to ważne rzeczy, bo pokazują kto z kim i kiedy brał ślub, jakie miał dzieci, czyim sam był dzieckiem, ale to z listów i pamiętników poznajemy charakter naszych przodków. A nie ma dla mnie cenniejszych informacji jak te, co po kim odziedziczyłam jeśli idzie o cechy charakteru.
  9. Czy prowadzenie takiej strony pomaga może w uporządkowaniu rodzinnego archiwum? A może zauważa Pani inne dobre strony posiadania takiego bloga?
    W porządkowaniu archiwum nie bardzo pomaga, raczej czasem jeszcze większy robi się bałagan, ale w porządkowaniu wiedzy o przodkach pomaga na pewno. Dobrych stron jest zresztą sporo. Odzywają się do mnie ludzie, którzy są ze mną spokrewnieni lub spowinowaceni i to pozwala mi poszerzyć wiedzę o rodzinie. Odzywają się historycy, którzy korzystają z tych badań.
  10. Sądząc po wpisach na piekarscy.com.pl domyślam się, że rodzinne archiwum jest dość duże. Jak radzi sobie Pani w kwestii?
    Chyba nie radzę. Permanentnie brakuje mi pieniędzy na porządne teczki na dokumenty i tym podobne rzeczy. Brakuje mi też czasu na przepisywanie niektórych rzeczy. Mam kilka pamiętników rodzinnych jeszcze do przepisania. Trochę wspomnień różnych krewnych. Masę listów, które są fascynujące. Na szafach z książkami w gabinecie leży kilka pudeł z korespondencją mojego Ojca – są listy do niego i jego odpowiedzi, bo ojciec pisał zawsze na maszynie przez kalkę i sobie zostawiał kopię. Boję się te pudła otworzyć, bo dopiero wtedy wsiąknę. Ale wiem, że to będzie kopalnia wiedzy o latach 70-tych, 80-tych itd. Niestety przepisywanie jest niezwykle czasochłonne. A nawet najlepszy OCR nie daje rady temu, co jest na cienkiej bibule przez kalkę.
  11. Jak określiłaby Pani jednym zdaniem, czym jest genealogia?
    To nauka o tym kim jesteśmy przez pryzmat zdobywania informacji o tym skąd przychodzimy.

Źródło: http://www.moremaiorum.pl/czerwcowy-numer-more-maiorum-2/

mm1 mm2 mm3

 

Udostępnij na:

Podporucznik Królestwa Polskiego

To fotografia leżąca luzem w albumie Krosnowskich. Podpisana jest z tyłu ręką cioci Steni z Ruszczykowskich Krosnowskiej:

Antoni Erazm Nikodem hr. Junosza-Krosnowski ur. w 1804 (pradziad Ryszarda).

Kim był? Oficerem wojska polskiego w 1824 roku i podporucznikiem Królestwa Polskiego w 1829 roku.

00 nikodem krosnowski

Udostępnij na: